Okradli sklep przy ul. Sikorskiego, ale przy tym poważnie się poranili. W szpitalu przypadkiem natrafili na policjantów. Wczoraj po wypisaniu od razu trafili na komisariat.
- Rany okazały się na tyle poważne, że sami zgłosili się na pogotowie przy ul. Weteranów – mówi Andrzej Fijołek z lubelskiej policji. - Lekarzowi powiedzieli, że zostali napadnięci i pocięci nożem przez jakichś mężczyzn.
Lekarz kazał ich zawieść do szpitala. W tym czasie na pogotowie w zupełnie innej sprawie przyjechali policjanci z IV komisariatu. Dowiedzieli się od ratownika medycznego o pacjentach z nietypowymi obrażeniami.
Tego samego ranka ten sam patrol pojechał na ul. Sikorskiego, gdzie zostało zgłoszone włamanie. Policjanci zobaczyli wybite szyby i ślady krwi. Przypomnieli sobie o pacjentach z ranami nóg i rąk. Zwłaszcza, że miejsce włamania od pogotowia dzieli tylko 300 metrów.
Włamywacze do wczoraj spokojnie przeleżeli w szpitalu. Policjanci zatrzymali ich, gdy o kulach wychodzili z budynku. Przyznali się do włamania.
- Policjantom tłumaczyli, że byli wtedy pijani, a pokaleczyli się tak dlatego, że mieli na sobie krótkie spodenki – dodaje Andrzej Fijołek.