Bankier ze Lwowa, tajemniczy zakonnik i setki milionów dolarów do zarobienia. Taką intrygę wymyśliło dwóch Włochów - handlowiec i wulkanizator. Ofiarą miał być przedsiębiorca z Lublina
Początki sprawy sięgają ubiegłej dekady. Lamberto S., 59-letni włoski handlowiec miał imitację amerykańskiej obligacji o nominale 100 mln USD. Dokument pochodził rzekomo z lat 30. ubiegłego wieku. Handlowiec wyjaśniał później śledczym, że dostał papier od rzymskiego adwokata. Miał otrzymać również cyfrowe kopie pięciu podobnych dokumentów. Wszystkie chciał sprzedać za 10 proc. nominalnej wartości.
W 2010 r. handlowiec wtajemniczył w swój plan Romolo F., znajomego wulkanizatora. Ten zaprosił do siebie kierowcę ze Lwowa, który kiedyś przyjeżdżał do niego na saksy. Volodymyr F. zabrał kopie "obligacji”. Miał szukać na nie kupca. W ten sposób imitacje trafiły do dyrektora handlowego w jednej z prywatnej firm we Lwowie. Ten poznał na kijowskim dworcu Marka Ż., mechanika z Lublina. Panowie razem czekali na pociąg. Przypadli sobie do gustu na tyle, że mechanik zaproponował pomoc w szukaniu chętnych na zakup obligacji.
Dotarł do Krzysztofa K., który chciał wybudować w Lublinie lub w Chełmie bioelektrownię za miliard dolarów. Szukał finansowania i zabezpieczeń kredytowych. Obligacje wydawały się idealne. W sierpniu i wrześniu 2011 r. Krzysztof K. spotykał się z kontrahentami. Wśród nich główną rolę odgrywał Lamberto S. Przedstawił się jako pełnomocnik dysponenta obligacji, którego z kolei upoważnił przeor " Suwerennego Zgromadzenia Św. Jana z Jeruzalem - Rycerstwo z Malty”. Pozostali oszuści udawali doradców, pośredników, bankierów i tłumaczy.
Lubelski przedsiębiorca od początku był przekonany, że obligacje są fałszywe. Sprawdził pełnomocnictwa przedstawione przez "kontrahentów”. Ich historia okazała się fikcją. Mężczyzna zakończył współpracę z Włochami i zainteresował sprawą Centralne Biuro Antykorupcyjne.
W rezultacie z Markiem Ż. skontaktował się Rafał, agent CBA podający się za przedsiębiorcę budowlanego. Chciał kupić obligacje. Oszuści zaoferowali sześć papierów o nominale 100 mln USD każdy, wystawionych przez Bank Rezerw Federalnych w Filadelfii. Wszyscy umówili się z Rafałem w hotelu Mercure w Lublinie. Pokazali jedną obligację, poprosili o 100 tys. euro zaliczki i zaproponowali, że resztę pieniędzy odbiorą w Lichtensteinie lub w Szwajcarii. Kiedy tylko się dogadali, zatrzymali ich agenci CBA.
Późniejsze badania dowiodły, że "obligacje” to bezwartościowe kartki papieru. Były imitacją dokumentów, które nigdy nie istniały. Przygotowano je na domowej drukarce atramentowej. Włosi odwzorowali dolarowy banknot i do jedynki dopisali zera. Zrobili też szereg błędów językowych. Marek Ż. przyznał się do winy.
Pozostali utrzymują, że nie wiedzieli, iż papiery są fałszywe. Za oszustwo grozi im do 10 lat więzienia.