Na tyłach gmachu rektoratu Uniwersytetu Przyrodniczego, w Ogrodzie Botanicznym UMCS, na terenie Rodzinnych Ośrodków Działkowych "Kalina i oraz Zespołu Pałacowego UP na Felinie - wczoraj w Lublinie fundacja Greenpeace postawiła cztery hotele dla dziko żyjących owadów.
Pierwszy taki hotel powstał rok temu na Polu Mokotowskim w Warszawie. - Wszystkie pokoje są już zajęte. Trzcinki są zasklepione, a w środku rozwija potomstwo owadów, które się tam zagnieździły - mówi Ula Siemion z fundacji Greenpeace. - W ciągu roku w całej Polsce powstało około 90 takich hoteli. Głównie w parkach. Bo wydaje nam się, że piękny park to taki z równo przyciętą trawą, gdzie nie ma żadnych suchych liści. Ale w ten sposób pozbawiamy owady wszystkich naturalnych schronień - dodaje.
- Swego czasu propagowaliśmy, by ludzie robili sobie takie małe uliki na działkach, ale jakie są ich losy, to nie wiemy - opowiada prof. dr hab. Jerzy Demetraki-Paleolog z Katedry Biologicznych Podstaw Produkcji Zwierzęcej UP. - To pierwszy taki ogólnodostępny obiekt. Miejmy nadzieję, że wandale go nie zniszczą. Może nie powinniśmy oficjalnie mówić, że one nie żądlą? - śmieje się naukowiec.
Przyszli lokatorzy hoteli, które wczoraj stanęły w Lublinie, to dzikie pszczoły samotne. W Polsce żyje ich ponad 450 gatunków. W większości nie mają żądeł.
- Na pierwszy rzut oka nie widać to, że miasta stają się ostoją dla owadów. Piękna sielska wieś to fikcja. Wysoko uprzemysłowione rolnictwo ma dużo bardziej degradujący wpływ na środowisko niż przemysłowe kominy - dodaje prof. Demetraki-Paleolog. - Wielu pszczelarzy powie, że więcej miodu zbiera z terenu Lublina, niż z terenów wiejskich. W dodatku bardziej różnorodny i niczym nie skażony.