W weekend ściany Centrum Kultury wypełniła muzyka jazzowa. Ta, w klasycznym rozumieniu i nowa, eksperymentalna. Koncerty zachwycały, wzruszały, a nawet hipnotyzowały.
Pierwszego dnia dwa występy. „Tribute to Markijan”, czyli hołd dla założyciela legendarnego klubu Dzyga we Lwowie oraz dyrektora Jazz Bezu Markijana Ivaszczyszyna, który zmarł w maju tego roku. Koncert ku jego pamięci został zagrany przez jego przyjaciół i wychowanków z Polski i Ukrainy. Ciemne piwnice Centrum Kultury zostały zalane blaskiem jazzowych improwizacji dzięki Anesthesis Trio. Ci najbardziej aktywni muzycy na lubelskiej scenie jazzu eksperymentalnego nie boją się miksować stylów. Połączyć jazz, punk, noise i funk w jedno? Do odważnych scena należy.
Ola i Kacper uczą się w szkole jazzowej. Dziś zostawili w domach swoje instrumenty i przyszli do Centrum Kultury, by poszerzać muzyczne horyzonty.
- Lubimy, gdy w jazzie jest umiar pomiędzy atonalnymi częściami, a nie w pełni improwizowanymi. To jest dla nas dobry balans. Pełno improwizowane utwory są często, jak słuchanie ludzi, którzy spotykają się na jam session. Dlatego bardziej niż występ Anesthesis, podobał nam się koncert „Tribute to Markijan", a w nim najbardziej powracanie do motywów, które były wcześniej oraz budowanie napięcia. To była bardzo ładnie opowiedziana historia. Rok temu byliśmy też na koncercie, gdzie był zachowany piękny balans pomiędzy free jazzem, a częściami aranżowanymi. Jazz łamie wszelakie zasady. Wszystko w nim wygina się na lewo i prawo. Miesza – opisuje Kacper.
- Słucham jazzu na co dzień. Jest w nim wielka dowolność. Miejsce na ekspresję, wyrażanie emocji. Jest mnóstwo rzeczy ukrytych, o których cały czas się dowiadujemy. Poruszył mnie koncert PKP Trio z gośćmi z Ukrainy. Cały czas było w nim nabudowywanie. To była historia – dodaje Ola.
Łukasz Prokop gra w Anesthesis na perkusji. Jest też wiceprezesem Fundacji Badania Możliwości. - Daliśmy swoją energię. Coś, co stworzyliśmy na bieżąco. Nic nie planowaliśmy wcześniej. Tworzymy jazz improwizowany. Z kolegami założyliśmy też Fundację Badania Możliwości, która będzie propagować muzykę free, czyli improwizowaną. Ale nie tylko. Będzie też ta mocno skomponowana. Nie tworzymy ograniczeń, a przestrzeń dla ludzi, żeby mogli przyjść, pograć sobie, wymienić się informacjami, muzyką, energią. W Lublinie strasznie brakuje takiego miejsca. Nie ma nigdzie przestrzeni, gdzie można przyjść i wypowiedzieć się na zasadzie wolnej interpretacji. Są jamy, ale one są w jakiejś stylistyce. Brakuje miejsca, gdzie wszyscy wspólnie mogą muzycznie odlecieć – podsumowuje muzyk.
- W jazzie jest wszystko. Jest to muzyka niedefiniowalną. Pokrywa cała masę różnych obszarów. W jazzie eksperymentalnym znajdziemy m.in. punk rock, klasykę, blues, awangardę – opisuje graną przez siebie muzykę Jacek, który w zespole Anesthesis gra na basie.
W sobotę usłyszeliśmy dwa koncerty, zwieńczone setem dj-skim Przemysława Jankowiaka o pseudonimie 1988. Najpierw recital Piotra Sałajczyka i Mihkela Polla, pochodzącego z Estonii. Artyści zaprezentowali kompozycje m.in. Karola Szymanowskiego, Władysława Szpilmana i Aleksandra Tansmana. Zwieńczeniem tego dnia był koncert zespołu Lotto. Piwnice Centrum Kultury zamieniły się w centrum eksploracji muzycznych granic, takich gatunków jak improv, country, noise czy minimalizm.
- U nas to jest trochę jazz bez jazzu. Gdy zaczynaliśmy, graliśmy w stu procentach improwizowaną muzykę. Potem wydało nam się to za proste. Zaczęliśmy wymyślać nowe rzeczy, choć ciągle jest w tym element improwizacji. Muzyka nie ma ograniczeń. Postrzegam ją jako jedno. Teraz gramy trasę koncertową z Przemkiem (1988), który gra zupełnie inną muzykę, ale zarówno my jak i on odnajdujemy w tym wspólną płaszczyznę. Najbardziej lubimy grać właśnie w takich miejscach, jak piwnice Centrum Kultury. Bardzo nam się podoba w Lublinie. Wczoraj graliśmy w klubie Alchemia w Krakowie, tu przypomina nam się klimat tamtej sali – opowiada Łukasz Rychlicki, gitarzysta zespołu.
Michał tuż po koncercie biegnie do zespołu, aby podpisali jego nowy nabytek – winylową płytę. - Wcześniej słyszałem tylko jeden album Lotto, spodobał mi się i byłam bardzo ciekawy jak wyjdzie to na żywo. Nie zawiodłem się. Nie powiem, że jestem zaskoczony, bo wiedziałem, że będzie ciekawie, ale na pewno było lepiej niż się spodziewałem. Pierwsze porównanie, jakie wpadło mi do głowy, kiedy zacząłem słuchać koncertu to the Swans bez wokalu. Odbieram tę muzykę, jako nieprzerwaną ścianę dźwięku, która nie jest podkręcona, tak jak w przypadku np. Swansów wokalem, a jest czystym dźwiękiem. Jest to ciężkie, ale też bardzo przyjemne w odbiorze – kwituje.
Kaśka jest słuchaczką jazzu. Nie odpuści żadnego jazzowego festiwalu w Lublinie. - Organizatorzy tych festiwali stają na wysokości zadania i zespoły, które zapraszają zawsze są dopieszczone. Trafiają w moje preferencje. Wolałabym, żeby takich imprez i koncertów było więcej - dzieli się wrażeniami. I dodaje: - Nie od dziś znam zespół Lotto. I nie piewszy raz słyszałam ich na żywo. Jak zwykle - koncert bardzo mi się podobał. Są inni, dynamiczni i mam wrażenie, że bardzo cieszą się z tego, co robią na scenie.
Sylwia uczestniczyła w trzech występach podczas festiwalu. - Najbardziej spodobał mi się dzisiejszy koncert zespołu Lotto. Choć na co dzień nie jestem wielką fanką perkusji, dziś najbardziej poruszyły mnie jej dźwięki. Podobało mi się też oświetlenie, które wprowadzało w bardzo dobry nastrój. Optymalna długość koncertu pozwoliła mi się wyciszyć. Czuję po tym koncercie spokój, a muzyka skłoniła mnie do różnych refleksji – opowiada.