Choć spory obszar miasta nadal znajduje się w strefie zagrożenia wścieklizną zwierząt i przy Głębokiej weterynarze obserwują kilka zwierząt, żadnego nowego przypadku choroby nie było.
Od dwóch tygodni do lecznic zgłaszają się osoby, które znalazły różne martwe zwierzęta. Do weterynarzy trafiły już wiewiórki, kuna, pies czy kot. - Każde z nich badamy - mówi Tomasz Brzana, inspektor weterynaryjny ds. ochrony zwierząt powiatowego lekarza weterynarii w Lublinie. - Nie było żadnego nowego przypadku wścieklizny. Był nawet kolejny padły nietoperz, ale i on nie miał wścieklizny - dodaje Brzana.
Ale klatki w lecznicy Uniwersytetu Przyrodniczego nie są puste. - Bardzo dużo zwierząt obserwujemy, bo na przykład pokąsały człowieka. Znajdują się w zamkniętych klatkach w osobnym pomieszczeniu - mówi Brzana. - Jest to jednak standardowa procedura, która zawsze jest stosowana. Jacek Kuczuba, lekarz weterynarii z lecznicy Uniwersytetu Przyrodniczego, dodaje, że w pod ich obserwacją jest kilka zwierząt domowych. - Obserwujemy je przez 15 dni - mówi. - U żadnego z nich nie potwierdziliśmy wścieklizny.
Jednym z efektów wprowadzenia strefy zagrożenia wścieklizną zwierząt było duże zainteresowanie właścicieli psów szczepieniami. Lecznice przeżywały oblężenie.