Kilka tysięcy obłożnie chorych w szpitalach i domach opieki społecznej będzie miało kłopoty z zagłosowaniem na prezydenta. Winne są przepisy. Teraz wszystko zależy od dobrej woli władz szpitali.
– Nic na to nie poradzimy. Jeśli chory nie będzie mógł sam przejść do urny, albo podjechać na wózku, to nie zagłosuje. Chyba że pomoże mu personel szpitala – mówi Barbara Danieluk, pełnomocnik prezydenta Lublina ds. organizacji wyborów.
Pokrzywdzonych może być kilka tysięcy osób. Tylko w Lublinie w szpitalach i domach opieki ulokowało się 19 komisji wyborczych. Władze szpitali deklarują dobrą wolę. Ale najbardziej chorzy nie zagłosują.
– Zrobimy wszystko, żeby umożliwić głosowanie chorym. Jeśli stan zdrowia pozwoli, przewieziemy ich na łóżkach do urny – zapewnia Jerzy Czarnik, kierownik administracyjny w szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie. Podobnie mówi Regina Medyńska ze szpitala przy Jaczewskiego.
Dariusz Oleński, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej, nie widzi większego problemu: Pacjenci w ciężkim stanie i tak nie zagłosują. Chorym, którzy mają problem z poruszaniem się, pomoże personel medyczny. Nawet jeśli trzeba będzie przewieźć chorego na łóżku.
Jerzy Zarębski, rzecznik Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu ucina: Pacjentowi pomocy nie odmówimy.
Brak zapisów o urnie pomocniczej może być jednak przyczyną wniosków o unieważnienie wyborów. – Część osób została pozbawiona praw wyborczych. To luka w prawie. Każdy wyborca może w 14 dni po wyborach złożyć skargę do Sądu Najwyższego. On stwierdzi, czy jest podstawa do unieważnienia wyborów. Weźmie pod uwagę m.in. to, ile osób nie mogło zagłosować – tłumaczy Stanisław Wileński, rzecznik prasowy z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. Dodaje, że na razie do Biura RPO nie trafiła żadna skarga. Ale wybory dopiero w niedzielę.