– Była to ingerencja w historycznie ważny teren, z którym łączy się wiele emocji i wiele przeżyć – tak ks. Stefan Batruch komentuje wycinkę drzew, na terenie dawnego cmentarza unickiego u zbiegu ul. Walecznych i Unickiej w Lublinie.
• Jak ksiądz ocenia wycinkę drzew z terenu dawnego cmentarza?
– Nie chodzi tylko o to, że zostały wycięte drzewa, które w jakiś sposób przeszkadzały, czy też mogły być w złej kondycji. Chodzi o to, że była to ingerencja w teren, z którym łączy się wiele emocji i wiele przeżyć. Ludzie komentowali, że drzewa były niemymi świadkami historii tego miejsca i historii Lubelszczyzny. Bo ta resztka; ta ostatnia część wielowyznaniowego cmentarza, jest świadectwem historii, choć nagrobków nie widać, a teren porosła trawa.
• Powiedział ksiądz, że to miejsce jest nadal obecne w świadomości ludzi...
– Już na początku mojej pracy duszpasterskiej w Lublinie, w latach 90. ubiegłego wieku, jeden z parafian zwrócił moją uwagę, że w tym miejscu jest ślad po cmentarzu, na którym spoczywają również unici i że to miejsce jest zaniedbane. Zwróciłem się do miasta, aby to miejsce w jakiś sposób uporządkować i nadać mu odpowiedni wygląd. W odpowiedzi otrzymałem informację, że właścicielem terenu jest parafia prawosławna.
Uznałem, że jeżeli gospodarzem jest parafia prawosławna, to prawdopodobnie będzie mieć respekt dla tego miejsca i na pewno ma jakiś swój plan zagospodarowania terenu w odpowiedni sposób, bo był to cmentarz wielowyznaniowy. Swego czasu był cmentarzem unickim, ale wcześniej też rzymskokatolickim. Od drugiej połowy XIX wieku był już cmentarzem prawosławnym. Sprawa wróciła w momencie, gdy pojawiła się informacja, że planowany jest tu supermarket.
Wyraziłem wtedy zdanie swoje i parafii, że to miejsce powinno być w jakiś sposób upamiętnione i że jestem gotowy się w to włączyć. Takie pismo zostało wtedy skierowane do parafii prawosławnej i do parafii rzymskokatolickiej, która opiekuje się sąsiednim cmentarzem.
Nie sądziliśmy, że sprawy pójdą w tym kierunku. To, co się zdarzyło 4 lutego (od rana pracowała firma wycinająca drzewa. Zniknęły wszystkie – przyp. red.), było dla nas zaskoczeniem. Całkowita likwidacja drzewostanu, osobiście bardzo mnie poruszyła. Stało się coś niedobrego.
• Nie można tego cofnąć. Co możemy teraz zrobić?
– Przede wszystkim sprawa wymaga wyjaśnienia. Jeśli gospodarz, właściciel działki nie czuł się na siłach, aby to miejsce upamiętnić i nie był tym zainteresowany, to dlaczego nie mógł odbyć się dialog społeczny, który pozwoliłby znaleźć inne rozwiązanie?
Faktem jest, że na części cmentarza, w czasach PRL-u wybudowano blok. Jak wynika z relacji starszych osób, to było swego rodzaju barbarzyństwo. Wprowadzono na ten teren maszyny budowlane, nie przeprowadzono wcześniej ekshumacji, a to wszystko działo się na oczach ludzi, którzy to pamiętają. To też był dla nich szok, że tak postępują władze. W tej chwili następuje jakby powtórka, kontynuacja tego, co się wtedy wydarzyło.
Urodziłem się na Pomorzu i dla mnie, jako dziecka, wstrząsającym przeżyciem było to, jak bezczeszczono poniemieckie cmentarze. Nagrobki były niszczone, szczątki ludzkie znajdowały się na powierzchni ziemi. Byłem oburzony. Czułem bezradność, że jestem dzieckiem i nie mam wpływu na to, co dzieje.
Później, już jako młodzieniec, jeździłem często na Podkarpacie i widziałem wiele opuszczonych cmentarzy. To też mnie bardzo bolało, że ja, obywatel tego kraju, jestem bezsilny wobec takiego braku wrażliwości.
W tej sytuacji, świadomość, że nic nie możemy zrobić jest nie mniej bolesna.
• Czyli nie należy przechodzić do porządku dziennego nad tym, co stało się 4 lutego?
– Urzędnik, który wydał decyzję o wycince w ostatni dzień przed odejściem ze stanowiska, nie działał nieświadomie. Nie zrobił wizji lokalnej, nie uwzględnił opinii społecznej, ani faktu, że przygotowywany jest plan zagospodarowania dla tego miejsca. Urzędnicy pokazali w ten sposób swoją wielką ignorancję, a ja bym powiedział wręcz: złą wolę.
• Co powinniśmy teraz zrobić z tym miejscem, oprócz szukania wyjaśnień?
– Nasza parafia proponowała ogrodzenie tego miejsca. Nie chodzi o zamknięcie tej przestrzeni ale zabezpieczenie jej, bo to nie powinno być miejsce wyprowadzania psów. Po drugie trzeba sprawdzić jak liczne pochówki się tam znajdują. Takie badania były już prowadzone, ale chodzi o to, aby nie było już wątpliwości, że są tam kwatery cmentarza. Należy też to miejsce w jakiś sposób upamiętnić. To mogłoby być świadectwo tego, że pomimo różnic, potrafimy się jakoś dogadywać, że są miejsca ważne dla nas wszystkich, wyznawców wszystkich kościołów.
• Czy wśród parafian są osoby, które pamiętają ten cmentarz z czasów, kiedy były tu nagrobki lub mają tutaj pochowanych swoich bliskich?
– Nie. Kościół unicki na Lubelszczyźnie był dwukrotnie likwidowany przez władze. Najpierw w połowie XIX wieku przez władze carskie, potem po II wojnie światowej. Dlatego większość osób, które należą do kościoła greckokatolickiego w Lublinie, to ci, którzy przyjechały tutaj po wojnie w związku z pracą na uczelni lub studiami. To nie są rodowici Lublinianie.
• A jednak chcą się opiekować tutejszym cmentarzem.
– Wśród nich jest pewna świadomość, że likwidacja kościoła unickiego była aktem bezprawnym. Taka świadomość łączy nawet między pokoleniowo i budzi wiele emocji. Upamiętnienie tego cmentarza byłoby wiec wyrazem zadośćuczynienia temu, co spotkało kościół unicki.