Wypiłem butelkę naraz. No, może z małą przerwą - tłumaczył w sądzie Roman Szot, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Lublinie.
Przypomnijmy, że Szot wpadł na jeździe po pijanemu w piątek. Miał ponad 3 promile alkoholu. Obciążył go kierowca, który widział, jak Szot jedzie po ulicy wężykiem. Zadzwonił po policję i nie spuszczał podejrzanego auta z oczu, aż do przyjazdu funkcjonariuszy.
Policjanci dopadli Szota, gdy już zaparkował przed swoim blokiem. Pomimo to w sądzie szedł w zaparte. Twierdził, że w sobotę najpierw podjechał autem pod blok. Potem kupił w sklepie butelkę wódki "Absolwent”, z którą poszedł do śmietnika i tam wypił. - Robię tak, żeby małżonka się nie dowiedziała - mówił na przesłuchaniu. Wyjaśniał, że pił wódkę prosto z butelki. Potem wrócił do samochodu. Usiadł za kierownicą. I wówczas nadjechała policja.
Sąd na wniosek Szota postanowił wezwać sprzedawczynię ze sklepu, w którym miał kupić wódkę.
Dziś Szot nie przyszedł do pracy. Nie podał przyczyn nieobecności. Władze województwa, którym podlega WORD, od dwóch dni zapewniają, że zostanie zwolniony.
- Los Romana Szota jest przesądzony, jak każdego urzędnika, który ma wyrok skazujący - zapewnia Jarosław Zdrojkowski, marszałek województwa. Jednak możliwe, że Szot zostanie zwolniony dyscyplinarnie jeszcze przed wyrokiem sądu. Marszałek ma sporo zastrzeżeń do jego pracy. Zarząd Województwa zajmie się sprawą w środę lub w czwartek.
Z Szota WORD i tak nie miał większego pożytku. Wicedyrektor miesiącami przebywał na zwolnieniu lekarskim. Jeszcze w 2004 roku jego bezpośredni przełożony prosił ZUS o sprawdzenie, czy Szot, przebywając na chorobowym, może uczestniczyć jako radny w sesjach Rady Miasta.
- ZUS potwierdził, że doszło do nieprawidłowości, ale później Szot się odwołał - mówi Adam Kalinowski, dyrektor WORD.
Kalinowski też nie jest w komfortowej sytuacji. Według nieoficjalnych informacji, kontrola Urzędu Marszałkowskiego znalazła w ośrodku nieprawidłowości, m.in. przy zakupie kamer do monitorowania pracy egzaminatorów na prawo jazdy. (rp, dj)
Obciążył Szota
"Jadąc ulicą Mickiewicza zauważyłem VW passata, który co chwila zjeżdżał na przeciwległy pas ruchu. Na skrzyżowaniu ulic Mickiewicza i Wyzwolenia miał trudności z opuszczeniem skrzyżowania. Wtedy zauważyłem, ze kierowca kiwa się za kierownicą. Nie wiedziałem czy jest pod wpływem alkoholu czy zasłabł. Zadzwoniłem na policję.”
Według Jerzego B. passat stwarzał olbrzymie zagrożenie. Jechał całą szerokością jezdni. Inni kierowcy musieli zjeżdżać na pobocze.
Jerzy B. przez cały czas jechał za passatem. Auto zatrzymało się pod jednym z bloków na Felinie. "Kierowca zatrzymał auto i otworzył drzwi. Nie wysiadł z samochodu” - zeznał Jerzy B. Zaraz potem przyjechała policja. Szot był tak pijany, że nie był w stanie dmuchnąć w alkomat. Policjanci zabrali go do komendy. Tam urządzeniem pokazało ponad trzy promile. Szot odmówił podpisania protokołu badania.
Szot się nie przyznaje
Z alkoholem nie mam żadnych kłopotów. Raz na dwa tygodnie lub raz na miesiąc pije alkohol na śmietniku. Bobie to, bo nie chcę żeby małżonka się o tym dowiedziała.”
Następna rozprawa w sprawie Szota odbędzie się 13 kwietnia.