Sąd Apelacyjny w Lublinie uchylił dziś wyrok skazujący Krzysztofa P. na dożywocie za zabójstwo Pawła Marzędy. Powód: na procesie nie odczytano kilkunastu stron, na których były zaprotokołowane wyjaśnienia oskarżonego.
Chodzi o dwa protokoły z przesłuchania oskarżonego Krzysztofa P. w prokuraturze. Mężczyzna opowiadał tam swoją wersję, jak zginął Paweł Marzęda. Opisywał sposób zadania ciosów. Na procesie przed Sądem Okręgowym w Lublinie nie był już tak rozmowny. A sąd zamiast odczytać to, co powiedział wcześniej, stwierdził jedynie, że wyjaśnienia "uznaje za ujawnione”. Zgodził się na to obecny na sali prokurator i adwokaci.
Paweł Marzęda, specjalista od alarmów samochodowych, został zamordowany 6 lipca 2007 roku pod Lubartowem. Zabójca zadał mu kilka ciosów młotkiem w głowę. Potem zwłoki zakopał w lesie. Miejsce ich ukrycia wskazał Krzysztof P., pomocnik Marzędy z warsztatu. Twierdził, że tylko był przy zbrodni, a Pawła zabił ich wspólny znajomy, a jeszcze kolejny był przy zakopywaniu zwłok.
Prokuratura zarzuciła trzem mężczyznom zarzut współudziału w zabójstwie. Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko Krzysztofowi P. Śledztwo dotyczące dwóch pozostałych podejrzanych wciąż się toczy. Prokuratura uważa, że nie było ich przy zabójstwie, ale wciąż bada czy są ze zbrodnią powiązani w inny sposób.
Wyrok skazujący Krzysztofa P. na dożywocie zapadł 9 grudnia ub. roku, po 9-miesięcznym procesie i przesłuchaniu ponad stu świadków. Sąd zastrzegł, że mężczyzna będzie mógł się starać o zwolnienie warunkowe po odsiedzeniu 30 lat. Przyznał też rodzinie zamordowanego 80 tys. zł odszkodowania od Krzysztofa P.
Na dzisiejszą rozprawę Krzysztof P. został przywieziony z aresztu. Jego adwokat przygotował obszerne odwołanie.
– Sąd rozpoznał sprawę jednostronnie, pominął kwestie korzystne dla oskarżonego – twierdził mecenas Marek Przeciechowski.
Na sali sądowej policjanci posadzili Krzysztofa P. naprzeciwko Anny Marzędy. Matka zamordowanego trzymała w ręku portret syna.
– Jego nie można wypuścić, żeby innych matek nie skrzywdził – mówiła Anna Marzęda na rozprawie, zanim jeszcze usłyszała wyrok. Wychodząc z sądu nie kryła rozżalenia: – Jeszcze zrobią z niego świętego – stwierdziła.
Teraz sprawa znowu wróci do Sądu Okręgowego w Lublinie, który w innym składzie zajmie się nią jesienią.