Świadkowie tragedii nad Zalewem Zemborzyckim cały dzień oglądali zdjęcia młodych ludzi, którzy w czwartek byli nad wodą i mogli przyczynić się do śmierci Joasi z Lublina. Wytypowali jej kolegę z gimnazjum. Kto jeszcze uczestniczył w tej "zabawie”?
Przed sądem rodzinnym piętnastolatek nie przyznał się do winy. Rodzina wynajęła mu znanego adwokata.
- Sąd w piątek wieczorem zdecydował o umieszczeniu chłopca na trzy miesiące w ośrodku wychowawczym - mówi Barbara du Chateau, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Nie wiadomo jeszcze, kto razem z Mariuszem T. uczestniczył w tej "zabawie” i pomógł mu zepchnąć dziewczynę z pomostu.
O tragedii nad zalewem Zemborzyckim pisaliśmy wczoraj. Joasia chodziła do pierwszej kasy VIII gimnazjum w Lublinie. W czwartek jej klasa miała lekcje do południa. Joasia nie przyszła do szkoły. Pojechała nad Zalew Zemborzycki. Prawdopodobnie z kilkoma kolegami i koleżankami ze szkoły. Wśród nich był też Mariusz. Chłopak od rana pił alkohol. Późniejsze badanie wykazało u niego ponad promil alkoholu.
Nad zalewem, w pobliżu ośrodka Marina, grupa nastolatków zjawiła się około południa. - Wrzucili ją do wody tuż przy wejściu na molo - mówi Agnieszka Osuch, która w czwartek pływała w zalewie. - Dziewczynka wydostała się na brzeg.
Po chwili Mariusz i jego kompan wpadli na pomysł, żeby Joasię znowu wrzucić do wody. Tym razem niemal z końca mola, gdzie zbiornik ma kilka metrów głębokości. Joasia krzyknęła, że nie umie pływać, po czym znalazła się pod wodą. Dopiero po paru minutach ktoś zauważył, że nie wypływa. Kilka osób rzuciło się na ratunek. W końcu jeden z ratujących natrafił na ciało dziecka. Od wrzucenia Joasi do wody upłynęło już około 10 minut. Dziewczyna po trzech godzinach zmarła w szpitalu.
Być może do tragedii nie doszłoby, gdyby pomostu strzegł ratownik. Ale go nie było. Bogdan Błaszczuk, który dzierżawi kąpielisko i ma na nim zapewnić bezpieczeństwo tłumaczy, że sezon nie został jeszcze otwarty. - Ratownik będzie już w tę sobotę i niedzielę a na stałe od wakacji - tłumaczy.
Kąpieliska nad zalewem wydzierżawia innym Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji. - Zobowiązujemy dzierżawcę do zorganizowania strzeżonego kąpieliska, ale nie ma sztywnego terminu, od kiedy ma ono funkcjonować - mówi Stanisław Klepacz, zastępca dyrektora MOSiR w Lublinie. - Zwyczajowo jest to początek wakacji. A ludzie wchodzą do wody kiedy i gdzie chcą na własną odpowiedzialność.