Miasto znalazło wreszcie mieszkanie socjalne dla rodziny Borkowskich. Starali się o nie od 10 lat. Dwa tygodnie temu trafili na bruk, bo nie stać ich już było na płacenie za stancje.
- Pierwsze podanie złożyliśmy w 1997 r. - wyjaśnia Dariusz Borkowski. - Ale ciągle słyszeliśmy to samo. Że trzeba czekać, bo mieszkania nie ma. A lista oczekujących przekracza 2 tysiące osób.
Przez te wszystkie lata Borkowscy mieszkali na stancjach. - Cały czas gdzieś pracuję. Mimo to, koszty utrzymania nas przerosły. Pod koniec listopada musieliśmy się wyprowadzić - opowiada Borkowski.
On trafił do schroniska dla mężczyzn. Jego żona razem z resztą rodziny (2-letnią Patrycją, 3-letnią Klaudią, 6-letnim Damianem, 8-letnią Pauliną i 16-letnią Małgosią) do domu samotnej matki. - Tak się nie da żyć - mówi ze łzami w oczach Bożena Borkowska. - Dzieci się pochorowały. Ciągle płaczą za ojcem. Chcemy być razem. Przecież jesteśmy rodziną. Rodzina powinna mieszkać razem.
O dramacie Borkowskich napisaliśmy w zeszłym tygodniu. Już wtedy urzędnicy zapewniali na naszych łamach, że dla rodziny w tak trudnej sytuacji mieszkanie się znajdzie. Sprawą natychmiast miała się zająć Społeczna Komisja Mieszkaniowa. Ale przez tydzień nie udało się jej zebrać (część składu chorowała albo gdzieś wyjeżdżała).
Komisja obradowała dopiero wczoraj. - Jak można się było spodziewać, wniosek o jak najszybsze przyznanie mieszkania państwu Borkowskim uzyskał pozytywną opinię - relacjonuje Ewa Lipińska, dyrektor Miejskiego Inspektoratu Gospodarki Mieszkaniowej w Lublinie. - Znaleźliśmy już dla nich mieszkanie.
To 40-metrowy lokal w okolicach dworca kolejowego. - Mieszkanie jest w dobrym stanie, nie trzeba go nawet zbytnio remontować - wyjaśnia Lipińska. - Borkowscy dostaną przydział jeszcze w tym tygodniu. Tak, żeby mogli się tam wprowadzić w tym roku.
- Nie uwierzę, dopóki nie będę miał przydziału w ręku - mówi ostrożnie Dariusz Borkowski. - Po tylu latach czekania wreszcie może się spełnić nasze marzenie. Oby tak rzeczywiście było.