Nawet, jeśli swój głos do urny wrzuci tylko kilka osób, wybory do rady dzielnicy w Lublinie będą ważne. Nie będzie już 3-procentowego progu frekwencji, więc do wygranej mogą wystarczyć głosy rodziny.
- Naczelny Sąd Administracyjny stwierdził, że rada gminy nie może nakładać większych obostrzeń, niż to wynika z ustawy, a w ustawie takiego progu nie ma - dodaje Krzysztof Łątka, dyrektor Departamentu Sekretarza w lubelskim Ratuszu.
To właśnie w oparciu o nowe statuty w maju lub czerwcu mają się odbyć wybory w sześciu dzielnicach, które swoich rad nie mają. Nie mają, bo ostatnio zgłosiło się za mało kandydatów lub wybory zostały unieważnione z powodu zbyt niskiej frekwencji. Chodzi o Czuby Północne, Czechów Północny, Czechów Południowy, Śródmieście, Rury i Konstantynów.
- Tam, gdzie mieszkańcy nie mają rady, tam mają problem. Nie wiedzą do kogo się zwrócić i muszą pisać do gazety z prośbą o pomoc - mówi Marek Szadkowski, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Kośminek. - A jeśli rada już jest, to ma ona obowiązek zgłaszać w Ratuszu potrzeby i chodzić za nimi tak długo, aż zostaną załatwione.
Teraz głosowanie będzie ważne nawet wtedy, gdy do urny przyjdzie tylko jeden człowiek. Wtedy to losowanie zdecyduje o tym, który z kandydatów mających po zero głosów dostanie mandat. Czy rada o tak niskim poparciu może reprezentować mieszkańców? - To i tak zdecydowanie lepsza sytuacja od tej, że w sześciu dzielnicach nie mamy partnera społecznego do rozmów - twierdzi Łątka.
- Demokrację mamy, jaką mamy i społeczeństwo obywatelskie nie jest u nas jeszcze rozwinięte - mówi Zofia Popiołek, przewodnicząca Zarządu Dzielnicy Stare Miasto. - Na frekwencji poległy nawet duże dzielnice. Mnie daje się we znaki brak rady w sąsiedniej dzielnicy Śródmieście. Jej mieszkańcy przychodzą do mnie.
- To nie jest tak, że do rady idzie się dla profitów, bo to jest praca społeczna - podkreśla Popiołek. Dietę równą płacy minimalnej dostaje tylko przewodniczący wybranego z radnych zarządu dzielnicy.