Pierwsze tygodnie pracy w nowym klubie ma za sobą Łukasz Gieresz, który niedawno zamienił Granit Bychawa na inny zespół z grupy drugiej, czyli Świdniczankę.
Gieresz objął klub ze Świdnika już po ostatnim meczu swojego nowego klubu, ale jego nowi podopieczni od razu nie dostali wolnego. Drużyna nadal trenuje, a ostatni raz w klubie zawodnicy spotkają się 17 grudnia.
– Można powiedzieć, że cały czas się poznajemy. Zakończymy ten cykl zajęć 17 grudnia, kiedy spotkamy się na opłatku. Czy zanosi się na jakieś zmiany w zespole? Na razie mogę powiedzieć, że ograniczmy trochę kadrę, bo jest bardzo rozbudowana. Chcemy, żeby zostało w niej 24 zawodników. Właśnie ten grudniowy czas poświęcamy na rozmowy indywidualne i przegląd kadry. Od nic będziemy uzależniać dalsze ruchy. Na pewno w tym momencie mamy jeden kłopot, tylko, że jest to kłopot bogactwa – wyjaśnia Łukasz Gieresz.
Czy odejście z Bychawy było dla niego trudną decyzją? – Najtrudniejsze było samo pożegnanie, bo spędziłem w Granicie 4,5 roku. To jednak kawał czasu. Powiedziałem o mojej decyzji drużynie podczas wspólnej kolacji i nie ma co ukrywać, że nie było łatwo. W trakcie sezonu był już kontakt ze strony Świdniczanki, ale wówczas odmówiłem ze względu na lojalność do Granitu. Umówiliśmy się na telefon po zakończeniu rundy i działacze ze Świdnika okazali się cierpliwi. Objęcie Świdniczanki to jednak świadoma decyzja, bo dalej chcę się rozwijać jako trener, a ten klub daje mi nowe perspektywy, które są zgodne z moimi planami. To na pewno krok do przodu, bo w pewnym momencie czułem w Bychawie, że więcej od siebie nie jestem w stanie już dać, a klub potrzebuje kogoś nowego – wyjaśnia opiekun ekipy ze Świdnika.
Na papierze, to właśnie jego nowa drużyna na długo przed startem rozgrywek była uznawana za głównego faworyta do awansu. Początek sezonu był jednak kiepski. Środek i końcówka już dużo lepsze. Pod wodzą grających trenerów: Bartłomieja Mazurka i Karola Kowalskiego zespół wygrał osiem meczów z rzędu. Dzięki temu sytuacja w tabeli grupy drugiej jest całkiem niezła. Michał Zuber i spółka niby zajmują trzecie miejsce, ale do lidera z Werbkowic tracą zaledwie dwa „oczka”. Trzeba też dodać, że wiosną w Świdniku nikt nie spodziewa się awansu za wszelką cenę.
– Naszym wspólnym mianownikiem jest długofalowość i rozwój. Tym obie strony się urzekły. W Granicie moja praca przyniosła skutek, ale Świdniczanka to nowy projekt, w którym są ambitni i zdeterminowani ludzie, chcący dalej rozwijać i profesjonalizować klub. Nie jest jednak powiedziane, że już teraz musimy awansować. Nastawiamy się przede wszystkim na pracę i rozwój drużyny. Chcemy, żeby zespół z każdym dniem podnosił swój poziom. A czas pokaże, na co będzie nas stać. Nie ma jednak co ukrywać, że z drugiej strony po odejściu Pawła Pranagala chłopaki wykonali kawał dobrej roboty. Ta seria ośmiu zwycięstw z rzędu daje nadzieje, że po dobrej pracy w zimie będziemy mogli włączyć się do gry o czołowe lokaty – zapewnia Łukasz Gieresz.
A jak oceniał swojego nowego pracodawcę jeszcze kilka tygodni temu, kiedy ten był rywalem zespołu z Bychawy? – Na pewno na papierze Świdniczanka była i jest bardzo silna. Drużyna pokazała potencjał, ale ma też swoje braki. Prześledziłem mecze i jest nad czym pracować. To będzie duże wyzwanie, ale ja na pewno nie uciekam od odpowiedzialności – zapewnia były opiekun Granitu.