• Jak to się wszystko zaczęło? Pierwsza była szkoła muzyczna?
- Akurat nie. Do końca liceum muzycznie nie robiłem zupełnie nic. Potem próbowałem dostać się na studia dotyczące nauczania początkowego z wychowaniem muzycznym. Kiedy przyszedłem na egzamin okazało się, że taki kierunek nie powstanie. Usłyszałem inne propozycje i ostatecznie zdecydowałem się na wychowanie muzyczne. Uznałem, że to stosunkowo blisko tej mojej pedagogiki. Okazało się, że bardzo się myliłem. Szybko zorientowałem się, że mam ogromne zaległości w stosunku do kolegów, którzy ukończyli szkoły muzyczne. Ja miałem za sobą tylko trzy lata ogniska muzycznego, gdzie uczyłem się podstaw gry na akordeonie.
• Czyli jakiś kontakt z muzyką jednak pan miał.
- Zawsze lubiłem też śpiewać. Uważam, że głos to najlepszy instrument dany nam przez Boga. Wychodziłem z założenia, że jak głos jest od Boga to trzeba go śpiewem wielbić. I tak to mi zostało prowadząc chór. W każdym, na czele którego stałem, bardzo ważny był repertuar religijny. A jest w czym wybierać, bo przecież niemal każdy wielki kompozytor ma w swoim dorobku oratoria oraz msze i inne utwory religijne. Osobną kategorią są kolędy.