Sprzedawszy Polskę na raty w Teheranie i Jałcie, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania mogły obserwować, jak partner tej transakcji - ZSRR kolonizuje swoje nowe dominia między Bugiem a Odrą i Nysą Łużycką.
Dla oczywistej krzywdy i niesprawiedliwości dotykającej wszystkich zaangażowanych w budowanie Polski międzywojennej znaleziono przeciwwagę w postaci tak zwanego awansu społecznego ludu pracującego miast i wsi. Na na ogół żywiołu słabo piśmiennego i mocno ambitnego i spragnionego władzy. Łatwego w socjotechnicznej manipulacji ideologicznej.
Na bólu i tragedii jednych Polaków rosły awanse innych Polaków. Ten własnie fakt jest chyba najbardziej szatańskim spełnieniem podłych koncesji teherańsko-jałtańskich. Nie powinniśmy nigdy zapominać, kto z kim robił interesy Polską i jak uczestnicy tego kupczenia odnieśli się do tego po latach.
W 1994 roku, w półwiecze Manifestu PKWN wydrukowanego w Moskwie, a rozklejanego w Chełmie i Lublinie poczynając od 22 lipca 1944 roku, w rezydencji pałacowej Zamoyskich w Kozłówce, służącej za muzeum, uruchomiono ekspozycje poświęconą tzw. realizmowi socjalistycznemu. Zaczęły do zabudowań przypałacowych trafiać eksponaty pokazujące, jak sztuka miała formować "człowieka nowych czasów".
Owo w pełni profesjonalne potraktowanie eksponatów, jak też ich poziom artystyczny, warsztatowo przyzwoity, daleki od dyletanctwa, robią chyba największe wrażenie. Gdyby autorzy sławiący swymi umiejętnościami wodzów komunistycznych, przodowników pracy czy wydarzenia epoki, robili to w innych czasach i w odniesieniu do innych postaci, zapewne zyskaliby pozytywne recenzje artystyczne, a nawet rozgłos. Nie trafili. Nie trafił ich szlag dzięki Kornackiemu i muzeum w Kozłowce.
W 70. rocznicę PKWN, eksperymenty słusznie i definitywnie minionego, proponujemy spacer do ekspozycji socrealizmu. Także refleksję nad tym, co było, jest i jeszcze przed nami.