Rozmowa z Aliną Wojtas, żoną posła Edwarda Wojtasa, który zginął w smoleńskiej katastrofie
• Jak przeżyje pani 10 kwietnia?
• Rozważała pani udział w zamkniętym dla dziennikarzy i polityków nabożeństwie na płycie lotniska na Okęciu, pielgrzymkę do Smoleńska, uczestniczenie w uroczystościach państwowych na Powązkach lub w "marszu pamięci” organizowanym przez PiS i "Gazetę Polską”?
– Zanim dowiedziałam się o przyjeździe rodziny, myślałam, że dobrym pomysłem jest udział w nabożeństwie na lotnisku. To tam mąż i inne osoby stawiały ostatnie kroki na polskiej ziemi. Później chciałam pojechać na Powązki. Teraz uważam, że dla nas najważniejsze są uroczystości w Lublinie przy grobie naszego męża i ojca. Uroczystości rozpoczną się już w sobotę o godz. 12 mszą świętą w kościele akademickim KUL, w której udział zapowiedzieli posłowie z Klubu Parlamentarnego PSL, władze wojewódzkie i samorządowe. Na grobie złożone zostaną wieńce od prezydenta RP oraz premiera.
• Jak pamięta pani 10 kwietnia ubiegłego roku?
• Później 2 tygodnie czekania na przylot ciała męża.
– Mąż przyleciał w ostatniej grupie ofiar. Następnego dnia były uroczystości pogrzebowe. W sobotę o godz. 1 wróciliśmy do Lublina, trumna została ustawiona w Urzędzie Wojewódzkim, czuwanie trwało do rana, potem przeszliśmy do katedry. Te dwa tygodnie były najgorsze w moim życiu. Zastanawiałam się, czy ciało zostanie zidentyfikowane, czy nie, kiedy będzie przewiezione do kraju. To była wielka rana w sercu i wielki ból. Od tamtej pory moje życie jest bardzo smutne. Jest powiedzenie, że czas goi rany, ale ja nie wiem, jakiego trzeba tutaj czasu.
• Codziennie docierają do pani informacje o tej katastrofie.
– Codziennie od roku. To bardzo boli, nie pozwala na zagojenie ran. Nie mam energii, marzeń, planów. Skończył się pewien etap w życiu, a zaczął inny. Nie wiem, czy będę mogła się jeszcze z czegoś cieszyć. Myślę jednocześnie, że może z tego ciągłego przypominania coś dobrego wyniknie? Dla mnie osobiście jest coraz gorzej.
• Dlaczego?
– Bo najpierw to wszystko wydawało się nieprawdopodobne. Praca męża polegała na częstych wyjazdach, ale święta i urlopy spędzaliśmy razem. Teraz wiem, że nie zadzwoni i nie zapyta, czy w domu wszystko w porządku. Dobrze, że ja i córki mamy pracę, bo wtedy nie myślimy tyle o tej tragedii. W domu jest wiele przedmiotów, które przypominają męża i wspólne chwile.
• Politycy przerzucają się oskarżeniami o odpowiedzialność za katastrofę. Jak pani to traktuje?
– Ja na temat polityki nie chcę mówić. Tym się nie emocjonuję, jak wiele innych rodzin ofiar katastrofy. Unikam takich dodatkowych emocji. Czekam spokojnie na wyniki śledztwa i końcowy raport. Nie mam podstaw, żeby przyznawać którejś ze stron rację. Nie prowadzę własnego śledztwa. Męża nic mi nie zwróci.
• Szuka pani informacji o katastrofie i przebiegu śledztwa?
• Co pani myśli o teorii zamachu?
– Ostatnio nasi prokuratorzy wykluczyli zdecydowanie, że mogło dojść do zamachu. Uważam, że mieli podstawy, żeby tak mówić. Przyczyn katastrofy było wiele. Trudno stwierdzić, która była główna. Doszło do błędów organizacyjnych i zaniedbań po naszej i po rosyjskiej stronie. Tak przynajmniej wynika z doniesień prasy.
• Ma pani zaufanie do rosyjskiej prokuratury?
– Nie pozostaje mi nic innego, jak mieć zaufanie do prokuratorów rosyjskich i polskich. Mój bunt nic tu nie zmieni. To nie wróci życia mężowi. Szkoda emocji. Na pewno to, że śledztwo trwa tak długo, powoduje dodatkowy ból. Może jednak będzie dzięki temu rzetelniejsze?
• Pani zgadza się ze stwierdzeniem, że doszło do \"drugiego Katynia”?
• Jak zareagowała pani na pomysł "Dnia bez Smoleńska”?
– Ja już przyzwyczaiłam się do codziennych informacji o katastrofie, więc nie wiem czy to dobrze, że jest ich tak dużo. Jestem wyrozumiała. Może trzeba zrozumieć tych ludzi, którzy nie chcą już słyszeć o Smoleńsku.
• Co pani myśli o 250 tys. zł odszkodowania jakie Skarb Państwa chce przekazać rodzinom osób, które zginęły w katastrofie?
– Bardzo mi przykro, że sprawa została upubliczniona, zanim dowiedziały się o tej propozycji rodziny oraz że ktoś za mnie wycenił mój ból i moje cierpienie. Jeśli ja wystąpię o odszkodowanie, to zrobię to dopiero po ogłoszeniu ostatecznego raportu o przyczynach katastrofy. Będę spokojnie czekała na zakończenie śledztwa.
• Czy chciałaby pani zobaczyć wrak Tu–154?
– Nie. Gdybym chciała zobaczyć wrak samolotu, to bym uczestniczyła w pielgrzymce do Smoleńska. Nie jesteśmy z córkami na to gotowe. Nie chcemy dodatkowych emocji. Zdjęcia z tego miejsca są przerażające. Kiedyś tam polecimy, ale nie teraz.