W zdumienie popadła niedawno moja znajoma, która zakupiła syrop od kaszlu. Wydawało jej się, że bardziej banalnego lekarstwa na świecie nie ma. Jednak ocknął się atawizm, odziedziczona wada po prababce Ewie, czyli po prostu podkusiło ją, żeby zerknąć do zamieszczonej ulotki. I cóż się dowiedziała? Otóż, że może mieć dolegliwości ze strony przewodu pokarmowego, ślinotok, suchość w drogach oddechowych etc., etc., wreszcie, że odnotowano przypadki wstrząsu anafilaktycznego po spożyciu syropku. Po prostu horror. Syropek powędrował do zsypu, a znajoma szuka maści z niedźwiedziej łapy albo bobrowego ogona.
Onegdaj świat obiegła wiadomość, że jedna z rodzimych firm ufundowała nagrodę za udział w konkursie. I co jest nagrodą? Nie najnowsze auto, nie wycieczka na Bahama ani nie upojna noc spędzona w gabinecie odnowy. Nagrodą jest etat. Po prostu praca. I to był strzał w dziesiątkę. Tłum chętnych szturmował konkursowe bramy. Bo i po co komu w nagrodę wycieczka na Seszele? Wygra ją taki bezrobotny i zmarnuje. Przecież nawet nie będzie miał za co sobie klapek kupić. Co za czasy!
W Lublinie niedawno postawiono pomnik historycznej postaci, która stała się kartą przetargową między chciejstwem ważnych urzędników a kompetencją mniej ważnych. Zgadnijcie kto wygrał? Aby ci ważniejsi nie byli posądzeni o łamanie przepisów, zastosowali manewr polegający na „tymczasowym” postawieniu pomnika. Brawo! Oto tak praktycznie wcielana jest w życie nauka płynąca z narodowej przeszłości. Pamiętamy niewątpliwie niejakiego Drzymałę i wóz, który sobie wybudował – w rzeczywistości był to dom na kołach. Jest to ważne przypomnienie dla tych, którzy np. uprawiają samowolkę na działkach. Może być pomnik na kółkach, może być też i dom. Po 120 dniach się go przetoczy gdzie indziej...
Doprawdy – dziwny jest ten świat. Praktycznie wgląd w każdą z dziedzin naszego współczesnego życia wymaga później wizyty u psychoterapeuty.