Unijne pieniądze kuszą. Także polityków, ich znajomych i rodziny. A internetowe fora aż pękają od podejrzeń i oskarżeń.
Koledzy z Platformy
Kilka tygodni temu firma Prestige Solutions założona przez Pawła Markiewicza i Piotra Steca, dwóch wpływowych działaczy lubelskiej Platformy, zrezygnowała z 497 tys. zł dotacji z Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości. Zrobiła tak po opisaniu konkursu przez "Gazetę Wyborczą”. Okazało się, że wniosek oceniali pracownicy partyjnego kolegi, a ostatecznie dotację zatwierdził zarząd województwa z dwoma członkami władz regionalnych PO w składzie. Markiewicz i Stec tłumaczyli, że na działalności mieli nie zarobić ani złotówki.
Szef lubelskiej PO poseł Stanisław Żmijan stwierdził, że "w opinii publicznej sytuacja ta może budzić negatywne odczucia i kwestionować wysokie standardy obowiązujące w naszej partii. Chcę podkreślić, że w związku z negatywnym odbiorem społecznym (działacze) sami wycofali wniosek jeszcze przed podpisaniem umowy”.
Jednak, jak ujawniliśmy, w tym samym konkursie 182 tys. zł dostała Bialskopodlaska Fundacja Rozwoju, w której członkiem zarządu była Elżbieta Mroczkowska, radna miejska PO i bliska współpracowniczka członka zarządu województwa Jacka Sobczaka. Mroczkowska już nie jest we władzach fundacji – jej rezygnacja zbiegła się w czasie z publikacją tekstów o Stecu i Markiewiczu. W sumie, Bialskopodlaska Fundacja Rozwoju wzięła z LAWP ponad 800 tys. zł.
Marszałek Krzysztof Grabczuk (PO) ogłosił kilka dni temu, że w przyszłości członkowie władz regionalnych partii i ich najbliższe rodziny nie będą starały się o unijne dotacje. Wnioski radnych wojewódzkich i osób na stanowiskach kierowniczych mają być zgłaszane władzom partii.
Rodzina posła
Przykładów polityków sięgających po unijne dofinansowanie jest więcej. Green Star to spółka, której współwłaścicielką jest córka, a prezesem żona posła Mariana Starownika (PSL). Firma dostała jesienią 641 tys. dotacji z Lubelskiej Agencji Wspierania Przedsiębiorczości na zakład obróbki drzewa oraz produkcji peletu i brykietu. LAWP podlega zarządowi województwa kierowanemu przez PSL i PO, który zatwierdził też dotację.
– Co to ma wspólnego ze mną? Kiedy żona składała wniosek, to ja jeszcze nie byłem posłem tylko starostą lubartowskim. Rodzina polityka ma siedzieć w namiocie, boso i w zgrzebnym worku? – pyta Marian Starownik. – Nie będę z panem rozmawiać.
Córka Starownika jest żoną Krzysztofa Łątki, znanego działacza PO. – Pracuję w Urzędzie Miasta Lublin i nie mam żadnego wpływu na działanie LAWP. Jeżeli praca polityków związana byłaby z nadzorem nad instytucją przekazującą dofinansowania, to, oczywiście, politycy lub ich rodziny nie powinny ubiegać się o granty w takiej instytucji – mówi Łątka.
Politycy dostali, politycy odpadli
O 179 tys. zł z LAWP stara się Mr Solution, firma żony Michała Mulawy, skarbnika lubelskiego PiS. Wniosek czeka na ocenę merytoryczną.
– O wpływach nie może być mowy, jestem w opozycyjnej partii, wycofałem się z urzędów. Skoro są pieniądze i można po nie sięgnąć, to żona próbuje – mówi Michał Mulawa. A Marta Mulawa dodaje: Spodziewałam się takich pytań. Trzeba mieć zasady, ja nie liczę na to, że ktoś mi ułatwi zdobycie tych pieniędzy. To, że jestem żoną działacza, nie znaczy, że nie mogę realizować marzeń.
– Wszystkich traktujemy równo: polityków, radnych, przedsiębiorców, samorządy. Być może są politycy, którzy dostali dofinansowanie, ale bez wątpienia są i tacy, których wnioski zostały odrzucone. Jeśli wniosek zawiera błędy, to odpada, tak było z dokumentami Urzędu Miasta w Lublinie czy Uzdrowiska Nałęczów. Cały system działa tak, żeby ocena projektów była bezstronna, rzetelna i przejrzysta – podkreśla Izabela Byzdra p.o. dyrektor LAWP.
– Nie jestem członkiem żadnej partii – tłumaczy Byzdra. – Byłam zaproszona na listy samorządowe jako fachowiec, ekonomista, spółdzielca, a nie aktywistka polityczna, którą nigdy nie byłam i nie jestem. Moją aspiracją w życiu są stanowiska merytoryczne, a nie polityczne, najlepiej o tym świadczy fakt, że pracuję w strukturach samorządowych kierowanych przez czwartego z kolei marszałka z trzech różnych opcji politycznych i żaden nie zgłaszał zastrzeżeń do moich kwalifikacji i kompetencji.
Hetman i Eurocompass
W niezręcznej sytuacji znalazł się sam marszałek województwa Krzysztof Hetman. Wraz z dwoma wspólnikami założył cztery lata temu firmę Eurocompass. Po tym jak został powołany na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego w lutym 2008 r., zrezygnował z udziału w spółce. Eurocompass działa dalej: dostał 997 tys. zł z LAWP na budowę Centrum Nowoczesnych Usług i Technologii (przed objęciem fotela marszałka przez Hetmana).
Marszałek zdetonował cykającą bombę w zeszły wtorek i na konferencji prasowej opowiedział o Eurocompassie. – Ktoś może podejrzewać, że im pomogłem lub pomagam. Jak się obronić przed taką sugestią? Nie uniknie się przecinania znajomości. Trzeba zachować zdrowy rozsądek i etykę. Żonie bym nie pozwolił złożyć wniosku, ale znajomym nie mogę zabronić – mówił dziennikarzom Hetman.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że jeden z właścicieli Eurocompassu był zastępcą dyrektora departamentu zajmującego się funduszami unijnymi. – Odszedł z urzędu zanim powstał LAWP. A departament rozrósł się, a ze starego składu pracowników nikt nie został – tłumaczy Hetman.
Według marszałka, lekarstwem na podejrzenia o konflikt interesów jest pełna przejrzystość konkursów. Zarząd województwa już nie będzie zatwierdzał wyników konkursów z LAWP, a przedsiębiorcy poznają szczegółowe kryteria, według których pracownicy agencji ocenią ich projekty.
Unijne dotacje brali również inni działacze Platformy lub związane z nimi organizacje: Maciej Kulka (właściciel ośrodka szkolenia kierowców, choć podkreśla, że wiele wniosków przepadło), Henryk Łucjan (prezes Fundacji Rozwoju Lubelszczyzny) oraz Mateusz Orzechowski (właściciel Wspólnoty wydającej lokalne tygodniki).
Dwa lata temu ujawniliśmy, że 1,3 mln zł przyznał zarząd województwa puławskiemu Centrum Medycznemu Internus. Współwłaścicielką tej firmy była żona Marka Flasińskiego (PO), członka Zarządu Województwa. Flasiński nadzorował wówczas pracę LAWP, która oceniała wniosek Internusa.
Dmuchali na zimne
Po aferze Flasińskiego ze starań o unijną kasę zrezygnowała żona jednego z marszałkowskich dyrektorów.
– Żona złożyła wniosek do LAWP na dofinansowanie budowy ośrodka turystyki rowerowej. Kiedy wynikła sprawa Marka Flasińskiego, wspólnie z żoną postanowiliśmy, że trzeba wycofać wniosek – tłumaczy Mariusz Majkutewicz dyrektor w Urzędzie Marszałkowskim i działacz PO. – Woleliśmy dmuchać na zimne, nie dawać powodów do spekulacji, bo korzyści z otrzymania tych pieniędzy mogły być niewspółmierne do konsekwencji.