Adam Setkowicz zjawił się u Benka Homziuka nie wiadomo skąd. Przychodził zawsze nocą. Przez kilkanaście lat; w snach. Była w tych nocnych spotkaniach taka intensywność, taka energia, takie emocje, że Benek budził się wytrącony z równowagi. – To było niezwykłe, bo był to dla mnie w tym czasie kompletnie nieznany człowiek. Nic o nim nie wiedziałem, nie miałem o nim pojęcia: kto to jest, kim on jest i dlaczego mi się śni? – opowiada Benek Homziuk.
Tak zaczął rysować „tego człowieka”, którego wcześniej nigdy nie widział. Pierwsze senne spotkanie miał w 1996 r. Gdy w 2010 roku Homziuk zobaczył fotografię wspomnianego artysty, przeszedł go dreszcz. „Człowiek” z jego portretów był dokładnie podobny do tego ze zdjęcia.
– Dla mnie Adam Setkowicz okazał się niezwykłym artystą, przez ileś lat „męczył” mnie snami, niejako zmuszał do nieustannego zajmowania się nim, prowokował do przeszukiwania krakowskich archiwów, układania drzewa genealogicznego rodziny. I tak niezmiennie już od 27 lat tkwię „po uszy” w Setkowiczu. Na chwałę artysty. Udało się zrobić wspaniałą wystawę w Muzeum Krakowa w 2020 roku, wcześniej w Kamiennej Górze piękną wystawę prawie 1000 kart pocztowych, kilka mniejszych wystaw w Lublinie: biblioteki, uczelnia, kilkadziesiąt spotkań promujących twórczość artysty – mówi Benek Homziuk, jeden z najlepszych polskich rysowników (nazywany „mistrzem szuranek” od techniki tworzenia).
Spotkanie przy starociach
W 1996 roku Benek robił doktorat na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Na targu staroci zobaczył zawieszony obrazek, na który zwrócił uwagę. Zaczął oglądać. Pomyślał, falsyfikat, ale to musi być z jakiegoś dobrego malarza robione.
– Pooglądałem, zostawiłem; wróciłem zmęczony, znużony i zasnąłem. I przyśnił mi się wówczas jakiś gościo. Przyśnił mi się fizycznie. To był pierwszy sen. Obudziłem się cały spocony, było to dziwne wrażenie, ale położyłem to między bajki, jak się kładzie każdy sen – wspomina Homziuk.
Ale gdy te sny pojawiły mu się w Lublinie, były dla niego zupełnym zaskoczeniem: dlaczego one są? I dlaczego męczą go „tym człowiekiem”.
– A ja w ogóle nie wiedziałem, że on był z Krakowa, że on tam mieszkał. Jednak zacząłem te sny traktować jako coś, co mnie głęboko poruszyło – mówi Benek.
Trafiał na kolejne falsyfikaty tego artysty. W Kazimierzu, w Katowicach, ale nigdy na oryginał. I dopiero internet spowodował, że trafił na jego prace, po kilku latach snów; „Jezu, to jest on!”.
Dziś Benek jest chodzącą encyklopedią, jeśli chodzi o Adam Setkowicza. Posiada największy w Polsce zbiór jego widokówek i obrazów.
Wie wszystko o rodzinie artysty; chyba do kilku pokoleń wstecz. O jego znajomych, o powiązaniach, o karierze itd. Potrafi opowiadać o Adamie Setkowiczu całymi godzinami, całymi dniami, non stop.
Zaskakująca wizyta z Krakowa
W 2020 roku do drzwi Benka zapukała Elżbieta Lang, kustosz Muzeum Krakowa.
– Cały czas poszukujemy nowych, ciekawych artystów, którzy stanowili ważną część naszego miasta, ale zostali na lata zapomniani – stwierdziła wówczas Elżbieta Lang w rozmowie z Nowym Tygodniem. – Adam Setkowicz jest właśnie taką postacią, a więc malarzem, który nie tylko w Krakowie mieszkał, ale i tworzył. Jego postać odkrył dla nas pan Bernard Homziuk. Lubelski „mistrz szuranek” był kompletnie tą wizytą zaskoczony.
Wystawa otwarta 5 czerwca tamtego roku w Domu Zwierzynieckim, oddziale Muzeum Krakowa cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Zwiedzający zobaczyli na niej nie tylko akwarele i pocztówki Setkowicza, ale także przestrzenne modele z jego obrazów, które wykonał Benek.
– Trafiliśmy nie tylko na kolekcjonera, ale również na artystę, który pozwolił nam przenieść się w przestrzeń prace Setkowicza – podkreślała Elżbieta Lang.
W środku makiety
– Potrzebowałem tylko tego, co na śmietniku, na polu, na łące; na klej wydaliśmy z żoną jakieś 10 zł – mówi Benek Homziuk o tworzeniu swoich makiet na wystawę. A są one wykonane z takim kunsztem, że zwiedzający stają przed nimi w zachwycie.
Jeśli stodoła, to w środku są zapola, snopki, itd. Na wystawie krakowskiej dzieci mogły otwierać drzwi do poszczególnych i zaglądać do umeblowanych wnętrz, rozebrać i złożyć wóz, dotykać przestrzeni Setkowicza. Na obecnej wystawie w Lublinie takiej możliwości nie ma, bo jest w ogólnodostępnej przestrzeni UMCS i eksponaty umieszczono w zabezpieczonych gablotach. Ale ich odbiór i tak budzi podziw. (Zachwyty krakusów sprawiły, że u Benka zamówiono już odtworzenie Tetmajerówki i wsi bronowickiej; na kolejną tematyczną wystawę).
– Wystawa w Muzeum UMCS, poświęcona postaci artysty malarza z Krakowa z przełomu wieków XIX i XX, grafika, projektanta kart pocztowych, okładek, ilustracji, Adama Setkowicza była naturalną kontynuacją wystawy krakowskiej – mówi Dariusz Boruch, dyrektor tej placówki. – Na wystawie zaprezentowany został niewielki (aczkolwiek niemały) wycinek prywatnych zbiorów autora prezentacji: kilkanaście obrazów olejnych i akwarel, rysunki, projekty, kilkaset kart pocztowych i inne unikatowe dokumenty oraz w niewielkim stopniu dorobek twórczy bliskiej artyście osobie, Ludmile Miodońskiej, w początkowym okresie jego uczennicy, potem współpracownicy, a prywatnie żony brata żony Adama, Kazimiery. Pewną atrakcją wystawy jest zbiór kilkunastu przestrzennych makiet, które powstały na podstawie obrazów artysty, a przygotowane zostały na wystawę w Muzeum Krakowa w 2020 roku. Zapraszamy na finisaż, który odbędzie się dziś, 3 marca, o godzinie 18 przy ulicy Radziszewskiego 11. Wieczór uatrakcyjnią występy aktorów amatorskiego teatru towarzyskiego oraz młodzież polska z Białorusi – zaprasza Dariusz Boruch.
Artysta (nie)zwykłych dzieł
– Obecna wystawa w Muzeum UMCS nawiązywała do tej krakowskiej, głównie poprzez makiety, które wykonywałem z pomocą mojej żony Edyty Kuklewskiej. Prezentowanych jest zaledwie 18 obrazów: akwarele, oleje i tempera, a większość z nich jest ujawniona po raz pierwszy. Wśród nich są dwa podpisane pseudonimami, których Setkowicz, z różnych względów, używał w swojej twórczości. Często dla „zmylenia przeciwników”, czyli kolegów po fachu, bo będąc nieprzeciętnie płodnym artystą mógł wywoływać wśród nich swoistą alergię na swoje nazwisko. Poza obrazami pokazuję kilka dokumentów (oryginalne świadectwo ze Szkoły Sztuk Pięknych, kenkartę, klepsydrę, projekty kartek pocztowych, szkice) oraz drobny wycinek kartek pocztowych, dobranych zupełnie przypadkowo – mówi Benek Homziuk. – Cieszę się, że mogłem kolejny raz zaprezentować tego niezwykłego artystę (nie)zwykłych dzieł. Przed nami, być może odwiedziny z wystawą znanego polonii Rapperswil, gdzie również w posiadaniu muzeum znajduje się piękna praca Adama Setkowicza.
Dopełnieniem wystawy o Setkowiczu jest mały wycinek poświęcony Ludmile Miodońskiej-Gawlickiej, która była aktorką po szkole dramatycznej, grywała kilka sezonów w Teatrze Słowackiego, została nieformalną i zdolną uczennicą Adama w malarskim fachu, zajmowała się również poligrafią, wydawała swoje kartki pocztowe. Z czasem zostali bliskimi przyjaciółmi, a poprzez żonę Setkowicza Kazimierę poznała jej brata Michała, swojego przyszłego męża. Stali się bliską sobie rodziną. Pani Ludmiła z inicjatywy szwagra rozpoczęła działalność w „chałupniczej” firmie wydawniczej L.A.M.S. (inicjały autorów), wydając własne kartki pocztowe, własnoręcznie kolorowane, a więc dzisiaj zwłaszcza bardzo unikatowe i niezwykle rzadko spotykane na rynku antykwarycznym.
Homziuk ma jeszcze plan umieszczenia w Krakowie tablicy pamiątkowej poświęconej artyście na jednym z domów, które zamieszkiwał oraz nazwanie ulicy, może placu jego imieniem.
Gdy Benek stracił nogę
W ubiegłym roku Benek nagle zasłabł. Trafił na oddział intensywnej terapii. Nie wiedział, że jest chory poważnie na cukrzycę. „Jak to możliwe, że pan żyje” – spytał się lekarz, patrząc na pomiar cukru: 660. Ratowano mu życie. Amputowano nogę. Jego siostrzeniec Łukasz Homziuk zorganizował zrzutkę, w którą włączył się Jerzy Jacek Bojarski, wieloletni, oddany przyjaciel artysty. „Bojar” dwoił się i troił, biegał od drzwi do drzwi, był nawet u arcybiskupa Stanisława Budzika, zorganizował koncert.
– Dostał pomoc pieniężną na protezę. Wcześniej była zrzuta.pl . Byłem u niego, chodzi dzięki protezie, jak na własnej nodze. Według mego rozeznania potrzebuje nadal naszego ludzkiego wsparcia, i życzliwości, ale i pomocy. To jest całkowicie nowa sytuacja. Tego nikt nie przewidział. Jestem przekonany, że „kogo Pan Bóg kocha to i doświadcza”. Artysta nie kontempluje braku nogi, ale pracuje nad nowymi projektami. Teraz coś szykuje dla swojej szkoły LO Unii Lubelskiej, wszak on unitą jest – absolwentem. Rysuje jak szalony. Szykuje się też na Herbertiadę do Kołobrzegu, którą prowadzą państwo Pechmanowie, to w tej nadmorskiej miejscowości ma mieć swój wernisaż. Już otarł się o twórczość Zbigniewa Herberta, księcia poetów – robiąc ilustracje. Przyjaźnię się z Homziukiem, tak jak on ze mną – trudna to przyjaźń, ale zawsze to coś! Benuś z okazji „żelaznego” Jubileuszu Ad Multos Annos. Pamiętaj czas ucieka wieczność czeka – napisał na 65. urodziny Benka „emeritus i cukrzyk Bojar”.
Benek Homziuk ukończył Instytut Wychowania Artystycznego, obecnie Wydział Artystyczny UMCS i organizował ponad 170 wystaw swoich prac w Polsce i za granicą. Wielu zapewne pamięta „Nienarysowane Sklepy cynamonowe” bądź „Mojego Cohena”. Przez długi czas był wykładowcą i nauczycielem rysunku na UMCS w Lublinie. Poza nim, szczególnie ceniony za ukazanie światu, nieco zapomnianego malarza Adama Setkowicza, czy też Romany Lipeż – pisał w opisie akcji na zrzutka.pl Łukasz Homziuk, siostrzeniec artysty.
Adam Setkowicz (1875 - 1945) to krakowski malarz z przełomu wieków XIX i XX. W latach 1891-1894 w Szkole Sztuk Pięknych (dzisiaj ASP) uczył się u Floriana Cynka (oddział rysunku), nieformalnie Jana Matejki (klasa kompozycji) a na przełomie lat 1897-1898 pod okiem Teodor Axentowicza zgłębiał tajniki malarstwa pastelowego. Prawdopodobnie przebywał też we Lwowie, gdzie kształcił się w materii dekoracji teatralnej i, być może, w Monachium. W historii sztuki zapisał się głównie jako znakomity akwarelista oraz autor ogromnej ilości kart pocztowych (ponad 1500!), które tworzył na zamówienie wydawców polskich, czeskich, austriackich, niemieckich, węgierskich, rosyjskich, ukraińskich. W Polsce współpracował głównie z Henrykiem Fristem, właścicielem słynnego Salonu Malarzy Polskich w Krakowie. Projektował okładki książek, gry planszowe, wzory rysunkowe, stworzył ogromną ilość ilustracji do wielu popularnych wówczas opowiadań i powieści, drukował swoje rysunki. W latach powojennych zapomniany i wyparty z rynku artystycznego przez tzw. sztukę współczesną, bo „epigon”, bo „pacykarz” zajmujący się siermiężną, strzechą krytą wsią, żelaźniakami, babami i chłopami wiejskimi. Na szczęście pamięć o tym niezwykle wrażliwym artyście przetrwała wśród zwykłych ludzi, wśród polonii, a także wśród wielkiej rzeszy kolekcjonerów kart pocztowych.
Dzisiaj odradza się pamięć o „wybornym malarzu”, bo tak o nim mówiono w okresie międzywojnia w Krakowie. Dzieła Setkowicza wracają na salony domów aukcyjnych, są chętnie nabywane i zdobią pomieszczenia kolekcjonerów sztuki. Setkowicz, można by sparafrazować powiedzenie „trafił pod strzechy”.