ROZMOWA z Romualdem i Jerzym Makowskim, synami Jerzego Makowskiego, ostatniego właściciela Starego Teatru w Lublinie.
• Panowie, czy chodzi o wendettę?
Jerzy Makowski - Wendetta to krwawa zemsta za krzywdę wyrządzoną jednemu z członków rodu. Tu nie chodzi o odwet. Ale Staremu Teatrowi, zwanemu przez lata Teatrem Makowskich stała się krzywda. Wyrządzanie tej krzywdy zaczęło się w 1944 roku i trwa do dziś.
Romuald Makowski - Proszę zaznaczyć, że to jest opinia synów Jerzego Makowskiego, który nigdy nie pogodził się z zabraniem teatru naszej rodzinie.
• Jak to było?
R.M. - Po wojnie w teatrze władza ludowa ulokowała kino Staromiejskie. Budynek był własnością trzech braci, w tym naszego ojca Jerzego. Dwóch odsprzedało swoje części skarbowi państwa. Ojciec nigdy na to się nie zgodził. Nie przyjął pieniędzy, do końca uważał się za ostatniego właściciela.
• Dlaczego?
J.M. - To jest sprawa honoru. Ojciec uważał, że skoro w naszych rękach teatr był przez kilka pokoleń, a w czasach PRL-u budynek brutalnie zniszczono, to zabranie go nam na zawsze było przejawem zdziczenia obyczajów. Ojciec do końca życia nie mógł tego przeboleć. Umarł 10 stycznia 2003 roku. Porządkował archiwum, czyli resztki tego, co zostało po dawnej świetności. Przeglądał notatki, fotografie, listy. Zaprosił mnie na lampkę wina i powiedział, że boli go serce.
• Czemu?
R.M. - Nie wytrzymał tego, że budynek teatru się rozpadał. Bo przecież wybito w nim okna, spalono wnętrze, była tam melina pijacka. W tym budynku, gdzie grała Helena Modrzejewska!
J.M. - Opowiadał nam, jak na kolana sadzał go Adolf Dymsza. i o tym, że w garderobach, jak skarbu, dotykał sukni, w której grała Modrzejewska.
• Serce nie wytrzymało?
R.M. - Pękło. Mama znalazła go rano martwego.
• A wy panowie, czego nie możecie najbardziej przeboleć?
J.M. - Bezwzględności ludzi, którzy z premedytacją podejmowali decyzje o niszczeniu budynku.
R.M. - Do 1939 roku teatr zachował się nienaruszony. Nawet Niemcy go zostawili w spokoju. Dopiero w 1944 roku z Domu Żołnierza przyszedł rozkaz do naszego dziadka: "Nie masz pan prawa dysponować pomieszczeniem teatralnem”. Dojdziemy, kto podpisał rozkaz.
J.M. - W naszym teatrze powstało pierwsze na ziemiach polskich kino, zwane Paryskim Teatrem Optycznym. Więc po wojnie władza urządziła tam kino. Ale najgorsze przyszło w latach sześćdziesiątych.
R.M. - Tak. Wojewódzki Zarząd Kin rozpoczął remont pod okiem konserwatora zabytków, którym był Henryk Gawarecki, autor książek o starym Lublinie. Wiemy, kto był wówczas kierownikiem tego nieszczęsnego zarządu kin. Przeniesiono wówczas kabinę z projektorami piętro wyżej, skuto łuk sceny, zaniszczono bezcenne freski, wyburzono ścianę w garderobach na których zachowały się autografy największych aktorów tamtego czasu. Ale to jeszcze nie koniec tragedii.
J.M. - Dziadka zabrało UB. Pod kino podjechały wywrotki. Do pomieszczeń na zapleczu, gdzie mieściło się archiwum teatru, w którym Julia Makowska utworzyła zaczątek pierwszego w Polsce muzeum teatralnego, weszli robotnicy w kufajkach i buciorach. Zaczęli wyrzucać na bruk portrety aktorów, fotografie, listy aktorów, pamiętniki, elementy secenografii, kostiumy, meble.
• Skarby polskiej kultury.
R.M. - I trafił je szlag. Rozleciały się w drobny mak. Przez kilka dni znajomi znosili do domu okruchy z tego pobojowiska. Przestrzelony portret, kalendarze z 1830 roku, książki, zdjęcia. I pan się dziwi, że ojciec nigdy tego władzy ludowej nie wybaczył?
J.M. - Nie możemy pojąć tego, że potem Zarząd kin zostawił budynek na pastwę losu. Odcięli prąd, wyrwali kable, zostawili ruinę. A potem przez lata władze Lublina patrzyły na to z zimną obojętnością. Pamiętam, jak z ojcem zabijaliśmy drzwi, wstawialiśmy okna. W teatrze był melina. Potem ktoś go podpalił i spłonęła część zabytkowej widowni. Zaczęła się agonia, która trwała do 1994 roku, kiedy państwo oddało teatr za symboliczną złotówkę Fundacji Galeria na Prowincji. Teatr umierał dalej. Przeciekał dach, wilgoć zniszczyła mocowanie unikalnego sklepienia. Cud, że teatr nie zwalił się do środka.
R.M. - Teraz dowiadujemy się, że Sejm znalazł pieniądze na remont Teatru Makowskich, najstarszego po Teatrze Starym w Krakowie budynku teatralnego w Polsce. Jak znalazły się pieniądze, to znaleźli się wybawcy teatru. Prześcigają się w pomysłach, jak na tym teatrze po odbudowie zarobić. A nas nikt nie pyta o zdanie. O wiedzę na temat historii tego teatru. Nikogo nie obchodzi, że to był nasz teatr. Że go nam zabrano, zniszczono. Ojciec powtarzał: to jest hańba. Wtedy opowiadał też o klątwie.
• Jakiej?
J.M. - Łukasz Rodakiewicz zbudował teatr w 1822 roku na działce podarowanej przez Kaspra Drewnowskiego. Według legendy przekazywanej, pod fundamentami teatru kryją się katakumby klasztoru szarytek. Kto je naruszy, tego zabije klątwa. Dlatego Rodakiewicz zamknął podziemia. Ojciec powtarzał nam, że kto rozkopie te podziemia, naruszając architekturę budynku, obudzi tą klątwę.
• Chcecie straszyć tych, co teraz chcą teatr odbudować?
- J.M. i R.M. - Nie chcemy zemsty, ale zrobimy wszystko, by z imienia i nazwiska napiętnować tych, co po kolei skrzywdzili teatr. Protestujemy przeciwko pomijaniu naszej rodziny w decydowaniu o tym, co dalej ze Starym Teatrem. To jest nadal Teatr Makowskich. I takie imię po odbudowie mu się należy.
Rozmawiał: Waldemar Sulisz