Wychowywały się w Stanach Zjednoczonych, ale poznały w Lublinie. We wrześniu przyleciały do Warszawy z trzech różnych części USA. Od razu się zakolegowały, ale ich przyjaźń została wystawiona na ciężką próbę. Dara Taylor w listopadzie złamała kość śródstopia i wróciła do kraju. Miesiąc później jej śladem podążyła Chelsea Poppens, której odnowiła się kontuzja kolana. Do końca rundy w Pszczółce AZS UMCS została tylko Hanna Luburgh, ale i ona w końcu wraca do USA. Święta wszystkie trzy spędzą w domu
Zdążyć na samolot
Hanna w sobotę rozegrała swoje ostatnie w tym roku spotkanie w barwach Pszczółki AZS UMCS. Na wyjeździe, z Energą Toruń. Po powrocie do Lublina zajrzała tylko na chwilę do mieszkania, zabrała zawczasu spakowane walizki i popędziła do Warszawy, żeby zdążyć na samolot do Stanów.
- Święta już niedługo i nie mogę się doczekać, jak wrócę do domu i spotkam się z bliskimi. Moja siostra niedawno urodziła mojego pierwszego siostrzeńca. Jestem podekscytowana, że niedługo ich w końcu zobaczę. Tak mocno mi to siedziało w głowie, że ciężko było skupić się na meczu z Energą, ale zdając sobie sprawę z wagi tego spotkania, jakoś się to udało - śmieje się Hanna.
Procedura
Boże Narodzenie spędzi w domu z najbliższymi, podobnie jak jej koleżanki, z którymi stworzyła amerykańską kolonię w Lublinie.
- Święta w Stanach są bardzo podobne do polskich. To szansa, żeby spędzić trochę czasu z najbliższymi, pojeść sobie trochę wspaniałych rzeczy, no i oczywiście dostać prezenty. Moim wymarzonym byłby samochód, ale nie jestem pewna czy Mikołaj mi go przyniesie - śmieje się Dara Taylor.
Skrajnie inne marzenia ma Chelsea Poppens. - Nie wyobrażam sobie nic wspanialszego niż usłyszenie dobrych wiadomości od lekarza na temat mojego kolana, że rehabilitacja nie będzie długa. Powrót do zdrowia jest dla mnie w tej chwili najważniejszy. Bo tak naprawdę to na co dzień się o zdrowiu nie myśli, dopiero jak zaczynają się problemy. Jeśli okaże się, że jest już dużo lepiej i niedługo będę mogła wrócić do koszykówki, będzie cudownie.
W domu Hanny w Wigilię prezenty są tylko dla dzieci i młodzieży. Dorośli, którzy skończyli już osiemnaście lat, wcielają się w rolę Mikołaja. - U nas cała procedura wygląda bardzo ciekawie. Dostaje się karteczki z numerami, przyporządkowane do prezentów, a później losuje się je z wielkiego stosu. To świetna zabawa! Żałuję, że nie jestem już dzieckiem i mocno tęsknię za byciem obdarowywaną, ale dawanie prezentów też może sprawiać frajdę - zapewnia Luburgh.
NBA w Wigilię
Ona i obie jej koleżanki zgodnie twierdzą, że święta w Stanach nie różnią się znacznie od polskich. Podobnie, jak w naszym kraju większość ludzi ubiera choinkę.
- Boże Narodzenie w moim domu to jedno z moich ulubionych świąt. W Wigilię idziemy do mojej ciotki. Ona robi domową lasagne, ale bez mięsa. Jest mnóstwo przystawek i deserów. Jemy bardzo dużo, spędzamy czas razem i oczywiście oglądamy mecze NBA - opowiada Hanna.
W pierwszy dzień świąt wreszcie przyjdzie pora, żeby i ona dostała prezent.
Byle śniegu nie zabrakło
- Kiedy byłam mała, budziłam się i czekałam aż Mikołaj przyniesie prezenty, ale teraz zamierzam pójść do siostry, żeby być przy tym, jak mój siostrzeniec obudzi się i zobaczy ich tak wiele pod choinką. To niesamowicie ekscytujące, żeby wreszcie samemu być Mikołajem, który przychodzi znienacka i zjada zostawione dla niego ciasta. Później, wieczorem, wymieniam się prezentami z moją rodziną. Świąteczny wieczór spędzam z moimi kuzynami i dziadkami, oczywiście jedząc wspaniałe rzeczy. Nie jestem pewna, czy to jest typowe świąteczne jedzenie, ale u mnie w rodzinie jemy zawsze mnóstwo rodzajów mięsa i dużo różnych innych dań, jak zapiekanka z warzyw i ziemniaków. Świąteczne ciasto i "egg nogg” są typowe dla większości Amerykanów podczas świąt. Nie jestem pewna, czy wiecie co to jest "egg nogg”. To rodzaj słodkiego napoju z mleka, cukru, jajek i rumu lub whisky. Mam nadzieję, że będzie mnóstwo śniegu. Zazwyczaj go nie brakuje, trzymam kciuki, żeby tym razem było tak samo - zapewnia Luburgh.
Pieką i ubierają choinkę
Wszystkie trzy Amerykanki mimo sportowych zobowiązań same także angażują się w przygotowanie świąt. Taylor tradycyjnie zamierza wspólnie z ojcem udekorować choinkę. Natomiast Poppens pomaga mamie w pieczeniu ciast.
- Bardzo to lubię. To taka nasza mała tradycja: zawsze, jeśli tylko jestem w domu, robimy to razem. Fajna sprawa, bardzo nas do siebie zbliża - zapewnia Chelsea.
Darze przypomina się, że też piecze ciasta. - Takie małe, typowo świąteczne. No i szarlotkę, u mnie w domu schodzi jeszcze ciepła - dodaje.
Po świętach w rodzinnym gronie, przyjdzie pora na Sylwestra z przyjaciółmi. Taylor i Poppens nie mają jeszcze sprecyzowanych planów. Luburgh już od dawna wie, co będzie robiła w ten wyjątkowy wieczór: - Nowy Rok będę witała z przyjaciółmi i chłopakiem na sylwestrowym przyjęciu. Mamy wspólnie mnóstwo zaległości do nadrobienia i niewiele czasu, bo na początku stycznia będę musiała wrócić do Lublina. Dziesięć dni w domu minie z pewnością bardzo szybko, ale jestem przeszczęśliwa, że po kilku miesiącach wrócę wreszcie do domu. Nigdy nie byłam bardziej podekscytowana, że zobaczę Ohio - śmieje się Hanna.
Z powrotem do Lublina
Jeszcze w pierwszym tygodniu stycznia z powrotem będzie w Lublinie. Podobnie jak Dara Taylor, która czuje się już coraz lepiej. Powoli kończy rehabilitację stopy i na początku roku powinna być gotowa do gry. Mając do dyspozycji ją i Robinson, trener Krzysztof Szewczyk będzie miał znacznie większe pole manewru na pozycjach jeden i dwa, co powinno wpłynąć pozytywnie na jakość zespołu.
Poppens w AZS UMCS w tym sezonie już nie zagra. Jej kontuzja okazała się na tyle poważna, że klub rozwiązał z nią kontrakt. Ale kolonia Amerykanek niedługo znów będzie liczyła cztery zawodniczki. Do zespołu ma dołączyć nowa podkoszowa. - Wyselekcjonowaliśmy kilka koszykarek i prowadzimy z nimi rozmowy - mówi trener Szewczyk. - Niedługo wszystko powinno być jasne i ogłosimy nazwisko naszego najnowszego wzmocnienia.