• Czy coś łączy osoby, które tam fotografowałeś?
- Cechą wspólną było ich swoiste podejście do życia. Mówili o sobie jako o społecznościach zapomnianych. Mieli świadomość, że w jakiś sposób są pomijani przez własny kraj, społeczeństwo, inne grupy wiekowe, a czasem zapomniani przez swoje rodziny. Tematem, który się najczęściej przewijał w rozmowach była śmierć. Wątek ten pojawiał się całkowicie naturalnie, miedzy słowami, na przykład w formie żartu. Pamiętam, jak do jednej z pozujących do zdjęć pań, odezwała się jej wnuczka słowami: „babka, siadaj do zdjęcia, będziesz miała ładny portret na stypę”. Sama babcia się z tego zaśmiała. Śmierć wracała w rozmowach stale, ponieważ jest naturalna. Tam nikt przed nią nie ucieka. Mieszkańcy często mówili, że są już do niej przygotowani, że mają wybraną trumnę, buty, czy garnitur. Odnosili się też do śmierci innych osób: ten umarł wtedy, tamta wtedy, temu zostało tyle lat, a ten pewnie niedługo umrze.