- Stawiam na cyfryzację regionu. Województwa z Polski zachodniej już pytają nas, jak udało się zdobyć zgodę Komisji Europejskiej na realizację szerokopasmowego Internetu. Cyfryzacja to przyszłość - mówi Krzysztof Hetman, marszałek województwa lubelskiego.
• Startował pan w wyborach do Sejmu, wygrał je, zdobywając niemal 11 tys. głosów, a potem postanowił zostać jednak na stanowisku marszałka województwa. Czy może pan spokojnie spojrzeć w oczy ludziom, którzy zagłosowali na pana?
– Spoglądam im w oczy każdego dnia. Każdego dnia spotykam kogoś, kto przyznaje się, że na mnie głosował. I 9 na 10 osób dziękuje mi, że zostałem. Zdarza się, że ktoś żałuje, ale ma do tego prawo i wcale się nie dziwię. Natomiast w konkluzji ta osoba zauważa, że w obecnej sytuacji więcej będzie można zrobić dla województwa, zostając w Lublinie. W opinii wielu osób zrezygnowałem ze swoistego raju, bo tak potocznie traktowana jest praca posłów, na rzecz ciężkiej i odpowiedzialnej roboty w urzędzie.
• Pan nie wiedział przed wyborami, że więcej można zdziałać, będąc marszałkiem? A może chodziło o pociągnięcie listy wyborczej PSL?
– Zawsze mówiłem o odpowiedzialności lidera i jako lider lubelskiego PSL musiałem stanąć na czele listy kandydatów mojej partii. Nie było zamiaru, żebym pociągnął listę i zrezygnował. Moi współpracownicy mogą zaświadczyć, czy po wyborze chodziłem w urzędzie zadowolony, czy zamyślony i strapiony. Chyba widzieli to drugie.
• Jako lider listy miał pan bardzo duże szanse na wybór.
– Nie miałem stuprocentowej pewności. Osobą publiczną jestem w tym województwie od grudnia 2010 roku, kiedy zostałem marszałkiem. Zwykli ludzie wcześniej mnie nie znali. Absolutnie nie mogłem mieć pewności, że zostanę wybrany. Szczególnie startując z listy z doświadczonymi posłami i samorządowcami. Startowałem też, żeby wzmocnić pozycję Lublina i regionu. Wygrywając wybory, łatwiej mi negocjować pewne rzeczy w Warszawie. Z punktu widzenia tylko własnego interesu start do Sejmu był mi kompletnie niepotrzebny.
• Jakie punkty z programu wyborczego zrealizuje pan jako marszałek?
– Przede wszystkim stawiam na cyfryzację regionu. Województwa z Polski zachodniej już pytają nas, jak udało się zdobyć zgodę Komisji Europejskiej na realizację szerokopasmowego Internetu, kupimy tablice interaktywne do szkół, w ramach projektu Wrota Lubelszczyzny powstanie 100 hot spotów, a mieszkańcy będą mogli załatwiać swoje sprawy w urzędach przy pomocy Internetu. Cyfryzacja to przyszłość takiego peryferyjnego województwa, jak nasze. Teraz nawet trudno przewidzieć, do czego przyda się w przyszłości światłowód, tak jak kilka lat temu nie podejrzewaliśmy, jakie funkcje może mieć telefon komórkowy. Przyjdzie moment, kiedy tam (Hetman pokazuje swoje biurko zasłane papierami – red.) nie będzie żadnych kartek. Z problemami, ale udało się wyposażyć radnych wojewódzkich w laptopy. Żeby wydrukować dla nich materiały na zwykłą sesję Sejmiku, trzeba było 13 ryz papieru. Ileś drzew w dżungli amazońskiej uratujemy.
• Nie wszystkie innowacyjne pomysły udają się. Wprowadzenie telepracy w urzędzie idzie z oporami.
– A ja uważam, że odnieśliśmy sukces. Jesteśmy pionierami w kraju, jeśli chodzi o telepracę w urzędzie. Wiadomo że pionierom jest trudniej. Mikołajowi Kopernikowi też nikt nie wierzył. Musi minąć trochę czasu, zanim zmieni się mentalność ludzi. Nie mam aż tak dużej pretensji do kadry średniego szczebla, że mieli na początku duże opory. Niektórzy nie mogli zrozumieć, że nie będą mieli pracownika za ścianą. Mówili, że urzędnicy będą w domu spali do 10. Niech śpią! Mają wykonać postawione zadanie, a w jakich godzinach to zrobią, już mnie nie obchodzi. Dojdziemy do sytuacji, kiedy 10 proc. urzędników będzie pracowało w domu.
• Jakimi pomysłami chce pan na jeszcze zaskoczyć?
– Myślę o pracowniach multimedialnych do nauki języków obcych w szkołach. Kapitalna sprawa. To może być jeden z kluczowych projektów w naszym Regionalnym Programie Operacyjnym w przyszłym budżecie Unii. Dziś absolutnie najważniejsza jest – obok kompetencji i kwalifikacji – znajomość więcej niż jednego języka. U nas obok języka angielskiego warto uczyć się rosyjskiego. Kolejna sprawa, to dostępność komunikacyjna województwa. Powstaje droga ekspresowa S17, dobrze, jeśli będzie wiadukt w Kołbieli, zbudujemy też most na Wiśle w Kamieniu i drogę dojazdową do niego. Bardzo ważne byłoby połączenie obwodnicy Puław z "siedemnastką”. To tylko kilkanaście kilometrów, a ułatwienie dla kierowców byłoby wielkie.
• Chce pan, żeby w przyszłości unijne pieniądze były wydawane na ściśle określone strategiczne cele.
– To będzie trudna decyzja. Dotychczas pieniądze unijne były rozproszone. To nie było złe. Musieliśmy przejść przez ten etap. Trzeba było budować wodociągi, baseny i remontować szkoły. Przecież to od poziomu życia zależy, czy młodzi ludzie zechcą zostać w naszym województwie, czy wyjadą. Już teraz jakość życia poza miastem jest bardzo wysoka. W małych miejscowościach są wyremontowane szkoły, przychodnie bez kolejek i boiska, a jeśli powstanie dobre połączenie komunikacyjne, to łatwiej zatrzymamy migrację. Dlatego też kupujemy szynobusy i wyremontowane elektryczne zespoły trakcyjne.
– Trzeba będzie mocno zacisnąć pasa. Niektórzy zarzucają nam, że na przyszły rok planowane jest rekordowe zadłużenie – 49,4 proc. Jednak Kraków, Wrocław czy takie województwa jak wielkopolskie są już maksymalnie zadłużone i realizują inwestycje o cywilizacyjnym znaczeniu. Oni musieli zadłużyć się, żeby wejść na szczyt. Teraz schodzą, spłacając zobowiązania. My w latach 2012–15 będziemy wchodzić: zrobimy sieć szerokopasmowego dostępu do Internetu, lotnisko, most na Wiśle i drogę dojazdową 747, Centrum Spotkania Kultur i remonty wielu tras w województwie. To będą dobre długi zaciągnięte na inwestycje. Nie przekroczymy ostrożnościowego progu 60 proc.
• Co pan będzie ciął?
– Nie rozpocznę teraz dyskusji. Trzeba będzie zamrozić płace w urzędzie oraz dotacje dla wielu instytucji. Musimy zrozumieć, że zaoszczędzone pieniądze pozwolą pojechać naszemu regionowi do przodu.
• Pana największy sukces przez ten rok urzędowania?
– Uważam, że wielkim sukcesem było obudzenie ludzi, jeśli chodzi o walkę o ekspresówkę S17. W tej sprawie nie przebierałem w słowach. Jest ogromna liczba ludzi, którzy nie chcą przenosić idącego przez pokolenia przekonania, że nic się nie uda i nic nie można zdziałać w naszym regionie. Pozytywną sprawą jest wyprowadzenie Centrum Spotkania Kultur na prostą. Rok temu nie mieliśmy żadnych projektów tylko konflikt z architektami, a teraz są już pozwolenia na budowę. Trzeba zabrać się za Teatr w Budowie, bo to jest pomnik bezradności tego miasta. W przyszłości CSK będzie miejscem otwartym na ludzi z całego województwa, którzy nie tylko chcą być widzami, ale i twórcami kultury. Do Warszawy ludzie przyjeżdżają, żeby odwiedzić Centrum Nauki Kopernik, a u nas odwiedzą CSK.
• Największa klęska?
– Najbardziej zawiodłem się na terminach związanych ze zmianą planu zagospodarowania terenu w Niedźwiadzie, gdzie kiedyś miało powstać lotnisko. Nie wiedziałem, że trwa to przynajmniej 9 miesięcy. Wciąż szukamy też formuły na promocję gospodarczą regionu. Mamy na to 20 mln zł z RPO. Bardzo mi zależy na tym projekcie. Musimy mieć dobry pomysł, oglądać trzy razy każdą złotówkę przed jej wydaniem, żeby mieć pewność, że przyciągniemy inwestorów i poprawimy wizerunek województwa. Nie chodzi o zachęcanie: inwestujcie, bo u nas jest tania siła robocza. Przecież w Bułgarii czy Rumunii, nie mówiąc o Chinach, jest jeszcze taniej. Dziś trzeba mieć taką technologię, żeby produkt był tańszy i lepszej jakości. Musimy też pamiętać, że w naszym województwie rolnictwo szło w parze z przemysłem. Przecież to w Lublinie w zakładach Plagego i Laśkiewicza składano samoloty. Musimy o tym przypominać.
• Gdzie pan chciałby polecieć z lotniska w Świdniku?
– Ja bym chciał, żeby to do nas latano. Żeby nie było tak, jak we wschodnich landach w Niemczech, z których ludzie wyjechali nowo wybudowanymi autostradami. Osobiście marzę o rejsie po Bajkale. Po minach kolegów wiem, że taki pomysł łatwiej byłoby zrealizować, gdyby w tamtą stronę latały samoloty.