Rozmowa z Krzysztofem Żukiem, prezydentem Lublina.
– 4+, bo zawsze można być lepszym. Uważam, że dobrze przepracowałem ten trudny, pierwszy rok. Żeby efekty były wymierne i trwałe, trzeba przepracować równie ciężko, a może ciężej, kolejne dwa lata.
• A za co tak wysoka ocena?
– Przede wszystkim za rozruszanie inwestycyjne, wydatki na ponad 300 000 000 zł związane z remontami, przebudowami i inwestycjami rozwojowymi. Za podpisanie wartej 500 000 000 zł umowy na realizację Zintegrowanego Programu Transportu Publicznego z modułem inżynierii ruchu i sterowania sygnalizacją, dzięki któremu całkowicie odnowimy tabor. Za zbudowanie modelu finansowania lotniska, który był niezwykle trudny, długo negocjowaliśmy z bankami.
• Mamy na głowie tyle projektów inwestycyjnych, a bierzemy na siebie basen olimpijski. Dotąd nie wiadomo, skąd weźmiemy na niego pieniądze.
– Przygotowania rozpoczęliśmy dwa lata temu i teraz stanęliśmy przed wyborem czy realizujemy ten projekt, czy nie. Zaproponowałem radnym: zapiszmy to zadanie w Wieloletniej Prognozie Finansowej i pozyskujmy fundusze. Podpisaliśmy umowę z poprzednim ministrem sportu na 30 mln zł dofinansowania, ale powiedziałem, że nie uruchomię tego projektu, jeśli nie będę widział możliwości jego finansowania. Wniosek o kolejne 20 mln zł już został złożony. Razem mielibyśmy 50 proc. dofinansowania. Drugą połowę muszą stanowić środki własne, czyli np. kredyt, choć zastanawiamy się nad innym rozwiązaniem: pozyskiwaniem środków z rynku finansowego poprzez spółkę celową. Na razie czekamy na decyzję o dofinansowaniu, dlatego nie ma tego zadania w projekcie przyszłorocznego budżetu.
• O dojazdy do obwodnicy jest pan spokojny?
– Jeszcze nie. Budowa ul. Mełgiewskiej kosztuje nas 130 000 000 zł, ale 70 000 000 to środki europejskie, które odzyskujemy. Po zakończeniu tej budowy i rozliczeniu tych 70 mln zł, jesteśmy w stanie zbudować ul. Poligonową.
• A al. Solidarności?
– Jest dla nas kłopotem. Mamy już łącznie 210 milionów, co jeszcze sprawy nie załatwia, ale możemy zbliżyć się do kwoty 300 milionów złotych dzięki funduszom europejskim i o to już wystąpiliśmy. Jest duże prawdopodobieństwo, że taką umowę podpiszemy w styczniu. Spokojny będę, kiedy uzyskamy kwotę 400 milionów. Wartość kosztorysowa dojazdu to 500 mln zł, ale sądzę, że te 100 milionów w trakcie przetargu będziemy mogli oszczędzić.
– Nie nastawiałem się na fajerwerki, więc specjalnych porażek nie mam. Nie udało się bardziej zaktywizować do współpracy lubelskich uczelni. Uważałem, że można przyspieszyć działania związane ze wspólną ofertą dla obrony obecnego potencjału i zwłaszcza przyciągania cudzoziemców. My musimy widzieć zagrożenia – albo się utrzymamy jako znaczący ośrodek, albo za kilka lat możemy mieć problem ze statusem porządnego średniaka. Lublin jest traktowany w Polsce jako miasto o dużym potencjale akademickim i naukowym. I to musimy obronić.
• Mówił pan w kampanii o trzech tysiącach nowych miejsc pracy. Jeśli podzielić to na cztery lata kadencji, wychodzi po 750 miejsc rocznie. Jakoś nie widać wielkiego inwestora, który otworzył u nas swój zakład na 750 miejsc.
– Tak, ale od początku nie zakładaliśmy, że wejdzie wielki inwestor, który stworzy 700 miejsc pracy, bo takich trudno pozyskać. Oni wybierają zachodnią Polskę. Liczmy zatem na ilość ofert. Interesuje nas sektor usług. Jeszcze w ubiegłym roku porozumieliśmy się z deweloperami co do tworzenia powierzchni biurowej. I dziś mamy jej tyle, by móc przyjąć każdego inwestora w sektorze usług. A powstało w nim już 460 nowych miejsc pracy. Do tego 195 miejsc w przemyśle. Sam Pol-Mot Warfama stworzył w tym roku już około 60 miejsc, a jeśli wdroży produkcję traktorów na poziomie 5 tys. sztuk w 2013 roku, to będzie kilkaset miejsc pracy. W strefie ekonomicznej jest stworzonych około 120 miejsc.
Jedną czwartą zobowiązania już wykonałem. Ale umówmy się, że te 3 tys. z punktu widzenia absolwentów to za mało. Podpisanie umowy z agencją Deloitte pokazuje, że sięgamy po profesjonalne narzędzia do poszukiwania inwestorów. Trzeba też dostrzec dużą szansę, którą dają nam inwestycje Targów Lublin. Będzie tu centrum konferencyjne na ponad tysiąc osób, a my będziemy mogli przyciągać organizatorów konferencji czy sympozjów. Jeśli te tysiąc osób przyjedzie, to zostawią także u nas pieniądze.
• Czym się pan pochwali za rok?
– Tym samym, co obecnie. To będzie rok dynamicznych inwestycji drogowych i kubaturowych, pojawi się początek przyszłego stadionu. Zakładamy, że w przyszłym budżecie mamy 320 000 000 zł na inwestycje z wykorzystaniem środków europejskich, a z innymi wydatkami to łącznie pół miliarda nakładów inwestycyjnych. Przez najbliższe dwa lata będzie nam bardzo trudno sprostać tym wyzwaniom. Nie jest wykluczone, że gospodarka światowa i europejska wykreują nam dodatkowe wydatki, które będziemy musieli ponosić zamiast budżetu państwa i będziemy musieli z części inwestycji zrezygnować. Ale nie możemy zrezygnować z tych, które są z udziałem środków europejskich.
• Za trzy lata chce pan ponownie startować w wyborach?
– Tak. Myślę, że to jest dla wielu sprawą przesądzoną z jednego powodu. Nie udaje się w ciągu jednej kadencji zamknąć programu rozwoju miasta. Ta strategia, którą budujemy, jest strategią 10-letnią. Najlepszym przykładem jest Gdynia. Prezydent Szczurek, którego bardzo cenię, przez trzy kadencje pracował na ten obecny potencjał Gdyni, która jest dynamicznie rozwijającym się miastem. Nie możemy się porównywać z Poznaniem, Wrocławiem czy Krakowem, to nie jest ten wymiar miasta. Gdynia była miastem o potencjale zbliżonym do Lublina, a dzisiaj jest dynamiczna, uprzemysłowiona i europejska.
• Będzie pan startować jako kandydat PO?
– Taką mam nadzieję. Tak czy inaczej decyzję podejmę w ostatnim roku, a co będzie za trzy lata – zobaczymy. Dzisiaj nie widzę żadnych przeszkód, bym kandydował, bo staram się budować wiarygodność dla mieszkańców. Realizuję program ważny dla nich, a dla Lublina korzystny.
• A jeśli PO pana nie wystawi?
– Rozmawiać na ten temat jest przedwcześnie. Będę liczył na wsparcie Platformy Obywatelskiej, a jej członkowie zdecydują, czy postawią na Żuka.
• Jakoś z Platformą ostatnio się panu nie układa.
– W każdym związku przychodzi czas przesilenia. To przesilenie nastąpiło trochę wcześniej, niż sądziłem, ale myślę, że związane jest ono z brakiem właściwej komunikacji, spróbujemy ją poprawić. Bo nie da się ukryć, że głosowanie nad podwyżkami cen biletów stało się bardzo istotnym problemem. Musimy chronić budżet, ponieważ wydatki bieżące mogą być tylko na poziomie dochodów bieżących i w związku z tym, jeśli tych pieniędzy w systemie nie będzie, wykupimy mniej usług przewozowych.
• Ale dostał pan politycznego prztyczka w nos.
– Nigdy nie jest tak, że jest się ciągle szczęśliwym i w dobrym nastroju. Jeśli taki miał być cel, to przyjmuję do wiadomości, że ten prztyczek jest. Przysięgę 13 grudnia zeszłego roku składałem wyborcom, lublinianom i to jest dla mnie zobowiązanie. To zawsze będzie miało pierwszeństwo.