We wtorek o północy minął termin zgłaszania kandydatów na radnych. Do 17 października komitety mają czas na zgłoszenie osób, które będą walczyły o fotele prezydentów, burmistrzów i wójtów. Część ugrupowań karty odsłoniła już wcześniej, inne z podaniem nazwisk czekają do ostatniej chwili. Większość z nich jednak kampanię wyborczą już rozpoczęła.
Pierwszy skok w trójskoku
Kampania samorządowa ze względu na lokalny charakter różni się od pozostałych. Ale przez zaplanowane na przyszły rok wybory prezydenckie i parlamentarne ma dla partii politycznych bardzo istotne znaczenie.
- To taki pierwszy skok w trójskoku - uważa dr hab. Norbert Maliszewski, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak ocenia dotychczasowe działania ugrupowań na arenie ogólnopolskiej?
- Prawo i Sprawiedliwość ma hasło (Słuchać Polaków, zmieniać Polskę - red.) zbliżone do tego z wyborów do Parlamentu Europejskiego. Bardziej samorządowe hasło ma Platforma Obywatelska (Miliardy dla samorządu, lepsze życie Polaków -red.). Tematy typowo samorządowe w swojej kampanii porusza Sojusz Lewicy Demokratycznej. To może oznaczać, że partie traktują te wybory jako rozruch przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi - ocenia Maliszewski.
Sejmiki jak Sejm
Zdaniem Norberta Maliszewskiego wyborom samorządowym najbliżej jest do wyborów parlamentarnych na poziomie sejmików województw. Politolog jest współautorem symulacji przeprowadzonej na podstawie średniej z ostatnich sondaży CBOS i IBRiS.
Wynika z niej, że Platforma Obywatelska wygra w dziewięciu województwach, a Prawo i Sprawiedliwość w siedmiu. Jednak ze względu na możliwości koalicyjne PiS będzie rządzić tylko w czterech regionach. W tej ostatniej grupie znajduje się województwo lubelskie. Według Maliszewskiego, partia Jarosława Kaczyńskiego miałaby zdobyć 18 mandatów, PO - 8, PSL - 6, a SLD tylko jeden.
- Z tego typu symulacjami jest jednak pewien kłopot polegający na tym, że są one oparte na sondażach. A w tych zazwyczaj niedoszacowany jest wynik Polskiego Stronnictwa Ludowego. Na Lubelszczyźnie PiS i PO idą na razie łeb w łeb i to, czy zwycięska partia będzie w stanie rządzić samodzielnie, będzie zależało od ostatecznego wyniku ludowców - dodaje Maliszewski.
Która linia?
Dwie główne partie swoje kampanie opierają na dwóch różnych tematach.
- PO wybrało linię zdobywania unijnych miliardów dla samorządu, jak na razie ocenianą pozytywnie. Z kolei PiS chce być postrzegana jako partia służąca Polsce i Polakom. Pozostaje pytanie, który temat będzie dominujący w całej kampanii? Dużo zależy też od tego, kto lepiej zmobilizuje swój elektorat - uważa Maliszewski. - Jeśli chodzi o pozostałe partie, to w porównaniu do 2010 roku najprawdopodobniej straci SLD i PSL. Z kolei Kongres Nowej Prawicy w sondażach jeszcze przekracza próg 5 procent, ale wydaje mi się, że ze względu na brak struktur tym razem nie będzie czarnym koniem wyborów.
Unikają szyldów
Według politologa mniejszy wymiar polityczny mają wybory prezydentów, burmistrzów i wójtów, którzy zajmują się sprawami najbliższymi wyborcom.
- Partie będą tu miały mniejszy udział, tym bardziej, że jest zauważalny pewien trend. Część ugrupowań wystawiając kandydatów w tych wyborach stara się unikać swoich szyldów. Choć startują osoby powiązane z partiami, to starają się mówić, że nie zajmują się polityką i są najbliżej ludzi - wyjaśnia Norbert Maliszewski.
Politolog zauważa też, że przed czterema laty lokalne komitety wyborcze zdobyły 15 procent wszystkich głosów, ale przełożyło się to jedynie na 3 procent mandatów w całych wyborach. - Teraz będzie podobnie. Te głosy się rozproszą.