1,2 tysiąca polskich żołnierzy poleci w tym roku na misję pokojową do Afganistanu. Będzie nas to kosztować 320 milionów zł.
- Najgorzej było przekonać do tego moją rodzinę - podkreślał płk Andrzej Gołębiewski. - Najbardziej boję się ataków terrorystycznych. Ale to zawód żołnierza, trzeba się liczyć, że takie zadania musimy wykonywać.
Problemy już od początku
Pierwsze kłopoty zaczęły się w Polsce: dowódca korpusu, musiał poddać się zabiegowi kardiochirurgicznemu. Teraz generała Zdzisława Gorala czeka dwumiesięczna rekonwalescencja. Dopiero po tym terminie, jeśli będzie w pełni sił, dojedzie do Afganistanu.
Żołnierze Korpusu zostali zakwaterowani w dwuosobowych kontenerach w silnie chronionej bazie w Kabulu. Zabrali ze sobą jedynie osobiste wyposażenie. Mają tzw. mundury pustynne, a także specjalne obuwie. Reszta sprzętu ma dojechać w ciągu dwóch miesięcy.
Tylko jaki to będzie sprzęt?
Pojawiły się informacje, że transporter opancerzony "Rosomak”, który będzie na wyposażeniu polskich żołnierzy w Afganistanie, może zostać przebity przez nabój o kalibrze 7,62 mm. Ministerstwo obrony natychmiast zaprzeczyło. - Nie jest prawdą, że przebije go kula z karabinu maszynowego - zdementował te informację były już szef MON, Radosław Sikorski. Zapewnił, że Polscy żołnierze w Afganistanie otrzymają najlepszy sprzęt. Minister dodał też, że transportery, które pojadą na wojnę będą dodatkowo dozbrojone i opancerzone. - Sprzęt tak naprawdę testuje się podczas działań - uciął.
Stabilizacja przede wszystkim
Większość członków polskiego Korpusu będzie stacjonować w bazie dowództwa misji niedaleko lotniska międzynarodowego w Kabulu. Będą służyć m.in. w sekcjach rozpoznania, operacyjnej, stosunków cywilno-wojskowych oraz logistyki. Będą też współdowodzić całą misją w międzynarodowym dowództwie kompozytowym, które liczy ok. 800 osób. M.in. ponad tysiącosobowym polskim kontyngentem wojskowym.
Trzon polskiego kontyngentu ma stanowić batalion manewrowy, którego zadaniem będzie zapewnienie stabilizacji i bezpieczeństwa w prowincji Ghazni, na odcinku drogi między Kabulem a Kandaharem oraz ochrona zespołów odbudowy i grup CIMIC.
Gdzie nas rzucą...
Jedno jest pewne: Polacy nie będą prowadzić żadnych działań bojowych.
Czekając na październik
Każda rodzina dostała też od jednostki przewodnik, m.in. z numerami telefonów alarmowych. Specjalnie wydelegowani oficerowie i pracownicy korpusu będą w każdej chwili do dyspozycji rodzin. W przypadku choroby centrum zapewni pomoc lekarską i opiekę nad dziećmi. Rodziny mogą też liczyć na pomoc psychologa czy kapłana.
Większość rodzin zadbała też o to, by móc łączyć się ze swoimi bliskimi z domu. Żony oficerów zainstalowały w domowych komputerach kamery i programy do bezpośrednich rozmów. Muszą wytrzymać do 13 października. Jak zapowiedział prezydent Lech Kaczyński, dokładnie wtedy polskie wojska zakończą swój udział w misji w Afganistanie. (PAP)