Po wybitce przyszła kolej na turlankę. Po gładkiej desce toczono jajo. Kto zdołał je bez uszczerbku po desce przeprowadzić, miał od losu zapewnioną łaskawość. Kto jajo rozbił, zostawał przez rok życiową fujarą.
Pan Witek pociągnął smykiem po strunach i w rytmie zadzierzystej poleczki ze wzgórza ruszyli chłopcy. Porwali wiaderka i chlust na dziewczyny. Nie pomogły błagania i obietnice wykupu. Przemokły serdaki, potem bluzki i kolorowe spódnice. Po drodze dostało się gościom, fotoreporterom, telewizyjnym kamerzystom. Życiodajna woda tryskała na wszystkie strony. Ostatnie promienie słońca zapaliły w jej strugach tęczę.
- Na dobry znak, na dobry znak - szeptali goście, którzy na śmigusa przyjechali aż zza wschodniej granicy.
Na koniec zabawy pod niebo popłynęła pieśń o sokołach, która o każdej porze koi serca Polaków i każe im uwierzyć w lepsze jutro. Wczoraj wierzyli w cały lepszy rok.
Mokry Lublin
- Widziałam jak doszczętnie zmoczono młodą dziewczynę. Ktoś wylał na nią całe wiadro wody z balkonu - mówi Jerzy Owadowicz, mieszkaniec dzielnicy Tatary w Lublinie. - Rozumiem tradycję, ale nie tak powinna wyglądać.
Niebezpiecznie było również w okolicy bram i pod wiaduktami. Przekonała się o tym Iwona Mączka, która mieszka przy ul. Pięknej w Lublinie. - Zostałam oblana przez chłopców, którzy schowali się w bramie. Przyjęłam to z uśmiechem, bo jest ładna pogoda i na pewno się nie przeziębię.
A na wiadukcie przy ul. Koncertowej grupa chłopców zrzucała na samochody worki z wodą. (bea)
Gdy przesadzili
- Jeśli uda nam się ustalić z balkonu którego mieszkania został zrzucony worek z wodą, to za szkody odpowiada właściciel. Poszkodowany powinien zgłosić zdarzenie na policję. Sprawa może trafić do kolegium. Każdy ma prawo do odszkodowania.