Naukowiec z Krakowa prześledził malarstwo polskie i światowe, pisząc pracę o zwłokach człowieka jako… modelu w malarstwie.
- Wszystko zaczęło się, gdy znalazłem pamiętniki Leona Wachholza, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego i kierownika Katedry oraz Zakładu Medycyny Sądowej - opowiada dr med. Adam Gross, specjalista medycyny sądowej Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Collegium Medicum UJ. - Wachholz był znajomym Jacka Malczewskiego i opisywał, jak malarz przychodził do prosektorium, by rysować.
Obrazy, których nie ma
Rok 1900. Jacek Malczewski obiecał znajomemu plebanowi z pobliskiej prowincji, że namaluje obraz do ołtarza, przedstawiający Golgotę. Malarz począł odwiedzać Krakowski Zakład Medycyny Sądowej i tu malował studia zwłok, umieszczanych na ten czas w prosektorium na specjalnej podporze naśladującej krzyż. Jak pisał Wachholz, Malczewski bez cienia odrazy pozostawał sam w sali sekcyjnej; nieraz po parę godzin.
Pewnego dnia uwagę malarza zwróciły zwłoki młodej kobiety, topielicy. Postać tej zmarłej została wkrótce odtworzona wiernie na obrazie olejnym.
- Niestety, nie można zobaczyć żadnego z tych obrazów Malczewskiego. Kilka lat ich szukam i nie udało mi się ich odnaleźć - mówi Gross, który niczym detektyw szperał w bibliotekach, dyskutował ze znawcami twórczości Malczewskiego.
- Ale jeszcze się wybiorę do tej "pobliskiej prowincji” i poszukam w kościołach - odgraża się autor, który oryginalnie łączy zawodowe doświadczenie z prywatnym zainteresowaniem sztuką i malarstwem.
Pokrój i namaluj
Historia Malczewskiego - mówi Gross - ilustruje niezwykłą i rzadko spotykaną w historii malarstwa światowego sytuację, gdy zwłoki człowieka stawały się modelem dla artysty.
Tego typu zdarzenia datują się dopiero na epokę wczesnego Renesansu i wiążą się z podejmowanymi przez ówczesnych malarzy studiami anatomicznymi. - Poszukując ideału piękna ciała ludzkiego i prawdy w jego przedstawianiu, artyści ci byli praktycznie pierwszymi w historii anatomami. A wiedzę czerpali z wykonywanych przez siebie sekcji - pisze Gross w swojej pracy.
Badania zwłok jako pierwsi przeprowadzali Verocchio, Mantegna i Antonio Pollaiuolo. Po nich Michał Anioł, Rafael i Leonardo da Vinci. Pierwszym dziełem opartym na własnoręcznie przeprowadzanych badaniach zwłok, mających na celu anatomiczne przedstawienie rzeźby mięśni ciała ludzkiego, była "Bitwa nagich mężczyzn”, wyryta przez florentyńczyka Antonio Pollaiuolo w 1465 roku.
Najbardziej znane są jednak rysunki anatomiczne Leonarda da Vinci, który przeprowadził własnoręcznie badania około 30 zwłok. Michał Anioł współpracował w tej mierze z chirurgiem i anatomem, Realdo Colombo, który planował wydanie podręcznika anatomii dla malarzy i rzeźbiarzy. Przyjaciel Michała Anioła pisał wówczas: "Przestał krajać ciała, ponieważ długie zajmowanie się tym do tego stopnia osłabiło mu żołądek, iż nie mógł jeść ani pić z pożytkiem własnym”.
Tymczasem parę lat później w Niderlandach staje się modne publiczne wykonywanie sekcji zwłok, 26-letni Rembrandt maluje portret grupowy członków gildii chirurgów Amsterdamu w czasie sekcji prowadzonej przez dr. Claesa Pieterszoona Tulpa. Do postaci badanego przezeń trupa pozowały Rembrandtowi zwłoki 28-letniego zbrodniarza Adriena Adrienszoona z Lejdy, zwanego Het Kint, który trudnił się wyrobem szkatułek i został stracony za rozboje.
Mało kto z podziwiających obraz Caravaggia "Zaśnięcie Najświętszej Marii Panny” wie, że malarz użył jako modela dla postaci Dziewicy zwłok kobiety wyłowionej z Tybru. Tworząc "Wskrzeszenie Łazarza” skorzystał zaś z ciała człowieka wydobytego z grobu w sześć dni po pogrzebaniu.
Niezwykłe okoliczności towarzyszyły powstawaniu dzieła stworzonego przez francuskiego malarza Teodora Gericaulta, zatytułowanego "Tratwa Meduzy”. Obraz upamiętniał tragedię rozbitków fregaty "Meduza” w roku 1816, którzy zanim zostali uratowani, przez dwa tygodnie dryfowali na tratwie.
Z ponad 149 rozbitków na tratwie przeżyło jedynie 15 osób. Malarz chcąc wiernie oddać obraz ich cierpienia i śmierci, bywał w szpitalu w Beaujon, obserwując agonię umierających, umawiał się z lekarzami i pielęgniarkami, którzy dostarczali mu trupy i amputowane części ciała, a on gromadził je w swej pracowni i rysował.
Szwajcarski malarz Ferdinand Hodler w ciągu trzech lat wielokrotnie portretował niejaką Valentin Gode-Darel, swoją chorującą na raka przyjaciółkę, po raz ostatni dzień po jej zgonie, pozostawiając na tych obrazach przejmujący zapis postępu jej choroby i śmierci.
- Cały cykl postaci osób zmarłych, sportretowanych na łożu śmierci, odnajdujemy również w twórczości Gustawa Klimta - wylicza Gross. A polscy malarze? - Jan Matejko pozostawił pośmiertny portrecik swojej córeczki, która odeszła po przeżyciu zaledwie 23 dni.
Marian Gorzkowski, sekretarz i przyjaciel mistrza, zapisał wtedy w swym dzienniku: "Poszliśmy razem do Reni. Matejko wziął papier, ołówek i chciał ją rysować. Renia leżała w małej trumience na stole, wzięliśmy obaj stół ten z trumienką, przysunęliśmy do okna, by lepiej ją było rysować, dzień był pochmurny. Matejko zaczął, ale żal potrącał mu rękę, nie mógł rysować, po chwili odpoczął i rysunek zrobił”.
Teofil Kwiatkowski był świadkiem agonii i śmierci Fryderyka Szopena w Paryżu, wykonał trzy rysunki z natury utrwalające wygląd twarzy kompozytora na łożu śmierci, 17 października 1849 roku. - Portretowanie z natury wizerunku osób zmarłych było niezwykle modne w drugiej połowie wieku XIX i w początkach wieku XX - dodaje Adam Gross.
- Kiedy jednak wynaleziono fotografię, szybko zastąpiła ona w tym względzie artystów malarzy. Obecnie zaś malarskie portretowanie czy fotografowanie osób zmarłych należy już praktycznie do przeszłości.
Pełny tekst dr. Adama Grossa "Zwłoki człowieka jako model w malarstwie” są na stronie portalu Medycyna Sądowa wczoraj dziś jutro www.forensic-medicine.pl
Skróty publikujemy za zgodą Autora.