Rozmowa z Ewą Kozdraj, prezeską Stowarzyszenia Dla Ziemi.
• Od jak dawna pracujecie z uchodźcami?
- Od 2009 r., w lutym minęło równo 10 lat.
• Jak to finansujecie?
- Przez wiele lat korzystaliśmy z funduszy europejskich skierowanych do uchodźców (Europejski Fundusz na Rzecz Uchodźców, Europejski Fundusz na Rzecz Integracji Obywateli Państw Trzecich). Ale w 2016 te fundusze zostały zawieszone. Wszystkie wnioski organizacji, które pracowały z uchodźcami, ani nie zostały zaakceptowane, ani odrzucone. Odpowiedzi nie mieliśmy przez trzy lata, aż w końcu stary konkurs anulowano. Niedawno ogłoszono nowy na finansowanie działań z uchodźcami. Oczywiście, staramy się o te pieniądze.
• Jak sobie radziliście?
- Przez pewien czas były fundusze norweskie. Jesienią znów mają zostać uruchomione. Poza tym niewielkie projekty z Ministerstwa Edukacji na naukę języka polskiego i działania z dziećmi, Erasmus, Erasmus+. Korzystaliśmy też ze wsparcia Fundacji Batorego. I olbrzymiej pracy naszych wolontariuszy. Nigdy, przez 24 lata działalności naszego stowarzyszenia, nie mieliśmy działalności gospodarczej, ale chyba to już ten moment. To trudny czas, ale zarazem moment wyjścia poza schemat siedzenia w biurze i wypełniania dokumentów. Bo gdy masz dofinansowanie unijne, to masz etat, ludzi, biuro. Ale gdy tych pieniędzy zabraknie, to się musisz zastanowić czy w takim razie to rzucasz, czy za wszelką cenę próbujesz przetrwać. Z pomocą sojuszników i sojuszniczek nadal udaje nam się prowadzić różne działania na terenie ośrodków, ale nie są to np. kursy zawodowe.
• Kim są ci sojusznicy i sojuszniczki?
- To ludzie, którzy poświęcają swój czas, by wspierać uchodźców. Ostatnio skupiamy się głownie na kobietach. Na terenie Ośrodka dla Cudzoziemców w jednym z mieszkań w ośrodku stworzyłyśmy pracownię artystyczno-rzemieślniczą pod nazwą Klub Spotkań Kobiet. Stworzyliśmy też markę „Crafts for dignity” i uruchomiliśmy sklep internetowy, w którym sprzedajemy przedmioty wytworzone przez uchodźczynie i migrantki. Pierwsze produkty już mamy. W tej chwili powstają np. notesy według projektu krakowskiej artystki Pameli Bożek. Nawiązaliśmy też współpracę w Wydziałem Form Przemysłowych ASP w Krakowie. Projekt pracowni w ośrodku wykonał student Daniel Dżalak, brakuje nam kilku tysięcy złotych żeby ją wyposażyć. Liczymy też trochę na zbiórki publiczne, może ktoś ma nieużywaną maszynę do szycia i chce ją oddać?
Docelowo chcemy, by nasz sklep sprzedawał oryginalne rzeczy stworzone przez uchodźczynie nie tylko w ośrodku w Łukowie. A umiejętności, jakie panie zdobędą w naszej pracowni, pozwolą im utrzymać się po wyjściu z ośrodka. Zapraszamy więc teraz do Łukowa wszelkie kreatywne osoby, nie tylko artystów. Każda taka wizyta jest inspirująca i wszystkim wiele daje. Jesteśmy otwarte na pomoc w kreacji własnych, unikatowych produktów. O dużej wartości artystycznej i przyjaznych środowisku.
• Nadal jeździcie na wycieczki?
- Wyobraź sobie, że jesteś na terenie ośrodka, nie masz żadnej możliwości zobaczenia okolicy bliższej czy dalszej, bo nie ma na to środków. Usłyszałyśmy od jednej z kobiet, że trzy dni spędzone poza ośrodkiem, to najpiękniejsze chwile jakie przeżyła od kiedy jest w Polsce. Bo wtedy wreszcie czuła się normalnie. Pytam dlaczego normalnie? Bo było jak kiedyś, gdy jechałam z mężem na wycieczkę, taka chwila oddechu, nie myślenia o codziennych problemach. Taki wyjazd dla nich ma większy wymiar niż dla nas. Bo my możemy pojechać zawsze, praktycznie wszędzie. Natomiast dla osób, które czekają na decyzję polskich władz o dalszym swoim losie, to sytuacja niezwykle rzadka. Dlatego raz w roku staramy się taki wyjazd zorganizować. Nieważne, czy mamy na to pieniądze czy nie.
• Byłyście już w Krakowie, Kielcach, a w Lublinie?
- Też. Z dziećmi na spektaklu w Teatrze Andersena, w którym grała Ewa Rojek z naszego stowarzyszenia. Kiedyś gdy w Lublinie był Ośrodek dla Cudzoziemców, współpraca układała się bardzo dobrze. Samorząd był nam bardzo przyjazny.
• Kto mieszka w ośrodkach dla uchodźców w naszym regionie?
- Na Lubelszczyźnie od wielu lat to się nie zmienia. To głównie osoby z Czeczenii.
• A zmienił się stosunek Polaków do uchodźców?
- To, co działo się na przełom 2015 i 2016 roku, było szokujące. Wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Absolutnie. A dziś? Zgłasza się do nas tyle pozytywnych osób, że nie wiem czy to, o czym co czytam w internecie, to nie manipulacja, zawodowi trolle i hejterzy. Ja naprawdę ciągle spotykam dobrych ludzi, którzy chcą wspierać uchodźców. A może jestem już w tym wieku, że wole się skupiać na rzeczach i emocjach pozytywnych? A może mam szczęście do ludzi?
• Nadal jeździcie z kobietami z ośrodka po wsiach i mniejszych miejscowościach?
- Zapraszały nas Kluby Kobiet Aktywnych Lubelszczyzny stworzone przez Stowarzyszenie Bona Fides z Lublina. Z uchodźczyniami z Czeczeni, Ukrainy i Gruzji byłyśmy w Łaziskach, Cycowie, Ostrówkach, Bychawie, Drzewcach, Radecznicy, Niedźwiadzie, Trzebieszowie, Krzczonowie, Urszulinie, Kurowie... To było coś bardzo ważnego, bo obalało stereotypy. Wiele osób z tych miejscowości po raz pierwszy miało do czynienia z uchodźcami. A my wszystkie jesteśmy bardzo do siebie podobne. Mamy podobne problemy, wyznajemy podobne wartości. Różnica jest taka, że my mamy swoje domy, a one nie. To ta największa różnica między nami: tęsknota za domem i własnym miejscem. To były fantastyczne spotkania, na pewno będziemy je kontynuować. A dwa lata temu współpracująca z nami Kurdyjka Aliona Doloyan Karaman została wyróżniona na Forum Kobiet Aktywnych w Bychawie.
• Ciężko było je namówić do takich spotkań, do opowiadania o sobie?
- Absolutnie nie. Osoby mieszkające w ośrodku są bardzo otwarte i bardzo chętne do wyjścia i opowiadania o sobie. Są ciekawe świata wokół nich. Wcale nie chcą zamykać się w swoim kręgu, siedzieć w ośrodku tylko ze swoimi rodzinami. Niewiele osób nas zaprasza, bo jeździłybyśmy jeszcze więcej.
Stowarzyszenie Dla Ziemi
Powstało w 1995 r. we wsi Bratnik w otulinie Kozłowieckiego Parku Krajobrazowego. Początkowo działania organizacji były skierowane do młodzieży wiejskiej, dotyczyły rozwoju lokalnego, wymian międzynarodowych, życia zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. Grono ówczesnych wolontariuszy dziś ze stowarzyszeniem współpracuje zawodowo. Od dekady zajmują się głownie uchodźcami.