Pacjenci z koronawirusem leżą tu często przez wiele tygodni. Medycy każdego dnia tak samo walczą o ich życie. Niestety: w większości przypadków tę walkę przegrywają.
Na oddział intensywnej terapii szpitala wojewódzkiego w Chełmie trafiają najciężej chorzy pacjenci zakażeni koronawirusem. Przygotowano dla nich 10 łóżek. Każdego miesiąca przyjmowanych jest około 20 pacjentów.
– Cały czas w są w stanie zagrożenia życia. Lekarze i pielęgniarki walczą o nich każdego dnia – mówi Kamila Ćwik, dyrektor szpitala wojewódzkiego w Chełmie. – Terapia może trwać nawet kilka miesięcy.
Pacjenci oddychają zwykle przy pomocy respiratora. – To oczywiście pociąga za sobą kolejne rzeczy. Taki pacjent jest w śpiączce farmakologicznej. Wymaga żywienia przez sondę, a często również dializowania. Musi mieć podłączone pompy infuzyjne, które cały czas dozują leki. Jest zacewnikowany. Wykonuje mu się również tzw. wkłucie centralne, służące do podawania leków – wylicza Kamila Ćwik.
Każde wkłucie, czy plastikowa rurka wprowadzana do organizmu to potencjale ryzyko infekcji i powikłań. Dla tych, którym udaje się wygrać walkę z wirusem, sporym wyzwaniem jest również samo odłączanie od respiratora. Niektórzy z trudem uczą się ponownie oddychać.
Pacjenci w śpiączce są pod ciągłym nadzorem lekarzy i opieką pielęgniarek. To one, w grubych nieprzepuszczających powietrza kombinezonach, codziennie pielęgnują chorych. Myją, przewijają i podają leki. To wyczerpujące fizycznie, ale i psychicznie.
Tylko niespełna jedna trzecia pacjentów oddziału wygrywa walkę z chorobą.
– Faktycznie, przeżywa tylko ok. 20-30 proc. pacjentów. Podobnie jest na innych oddziałach intensywnej terapii – mówi Kamila Ćwik. – Dzieje się tak, ponieważ trafiają do nas osoby w bardzo ciężkich stanach. Walczymy jednak o każdego pacjenta.