– Ona albo on. Przychodzi do nas tyle samo mężczyzn, co i kobiet – mówi Krzysztof Szaruga, właściciel lubelskiej agencji detektywistycznej. 80 proc. spraw prowadzonych przez „Detektywa 24” dotyczy zdrady. Tylko w naszym mieście miesięcznie na zaangażowanie zawodowców decyduje się około 40 osób. A największy ruch jest zwykle pod koniec tygodnia.
Taka weekendowa usługa kosztuje średnio 3 tys. złotych.
Viagra, majtki i siłownia
„Słoneczko” lub „kochanie” w treści SMS-a. Czasem doniesie „ktoś życzliwy”. On mył się dwa razy w tygodniu, teraz robi to dwa razy dziennie. Ona po 20 latach małżeństwa nagle zaczyna chodzić na aerobik i solarium. On w bagażniku wozi kołdry i ręczniki, a w teczce zapasowe bokserki. Ona kupuje stringi.
– Żony często liczą mężom viagrę. I dobrze wiedzą, ile tabletek powinno jeszcze być w zapasie. Gdy brakuje jednej, dwóch: nabierają podejrzeń – mówi detektyw. – Bywa też, że dziecko znajdzie wciśnięte gdzieś opakowanie po prezerwatywie. Albo mąż odda do prania bokserki pobrudzone pomadką.
Wtedy zaczynają działać na własną rękę lub szukają pomocy u specjalistów. „Zwracam się do pana z nadzieją, że mi pan coś doradzi. Ma pan przecież doświadczenie... Pan jest jedyną osobą, która mnie chociaż wysłucha. Bo do księdza nie pójdę, a psycholog mi nie pomoże” – pisze Andrzej w e-mailu do „Detektywa24”.
– Jedni klienci są konkretni, inni przychodzą się wypłakać, bo wiedzą, że nie wypłynie, jak od księdza z konfesjonału – śmieje się Szaruga. – Kiedyś facet zostawił mi stówę i wyszedł. „Było lepiej niż u psychologa” – usłyszałem.
Żona może więcej
Tzw. puste strzały to średnio dwie na czterdzieści spraw. – Często tylko dlatego, że on lub ona zorientowali się za późno. To było tylko zwykłe bzykanie w sobotę, potem dwa dni czułości i koniec – mówi bez ogródek detektyw.
Obserwacja, zdjęcia, filmy. Czasem podsłuch. W jedną sprawę zaangażowanych jest kilka osób, bo zbieranie materiału dowodowego może trwać i kilka miesięcy. Detektywi jednak zapewniają, że nikt nigdy nie zorientował się, że jest śledzony.
– To nie jest tak, że siedzimy w żółtym samochodzie pod blokiem... Tu trzeba być bardzo ostrożnym, żeby się nie podpalić. Często zmieniamy i ludzi, i samochody – tłumaczy Krzysztof Szaruga.
GPS podczepiony do podwozia, słuchawka indukcyjna, która „słyszy” przez szybę i ścianę, hotelowego pokoju. Detektywom nie wolno grzebać w prywatnym komputerze, czy podrzucić pluskwy. Ale może zrobić to mąż czy żona. – My tylko podpowiadamy gdzie kupić sprzęt, by ściągnąć wiadomości z gadu-gadu, jak wszyć pluskwę w kołnierzyk polaru lub gdzie położyć dyktafon.
Pięć minut sapania wystarczy
Jedni jadą do hotelu. Inni w czterech–pięciu wynajmują mieszkanie. Każdego dnia korzysta z niego jeden z kolegów. Nie brakuje też takich, co gustują w leśnych polanach: wtedy detektywi cieszą się najbardziej, bo prawdziwość takiego nagrania ciężko zakwestionować.
Ceny? Od 2 do 20 tys. złotych. W zależności od tego, co klient sobie życzy. – Czasem, gdy on cały wypachniony wychodzi wieczorem, ona dzwoni do nas jak na pogotowie. Ale bywa, że nawet przez kilka miesięcy prowadzimy obserwację 24 godziny na dobę. Najdroższe są te sprawy, w których trzeba wrócić do czasów sprzed pięciu lat – tłumaczy szef Detektywa24.
I podobno nie ma rzeczy niemożliwych. Detektywi przeszukują bazy danych biur podróży, wertują książki meldunkowe hoteli, szukają świadków. Czasem wchodzą w konkretne towarzystwo, zaprzyjaźniają się, zdobywają zaufanie, a potem informacje.
– Zazwyczaj wystarczy nagrać sapanie i wyznania w stylu „nie mam żony”. Przelane na papier, potwierdzone przez notariusza i opatrzone zdjęciami są wystarczającym dowodem dla sądu. Dodatkowo, nasz pracownik występuje w roli świadka na rozprawie rozwodowej – tłumaczy Szaruga.
24 godziny, by zmienić zdanie
Jedni zgłaszają się do biura miesiąc przez terminem rozprawy. Inni myślą przyszłościowo. Niedawno zgłosiła się klientka, która planuje rozwieść się za rok, ale wygraną chce mieć w kieszeni już teraz.
– Często trafiają do nas sprawy już podpalone. Ludzie sami biorą się za śledzenie, wyrwą parę włosów kochance i dopiero przychodzą do nas. Tylko że wtedy klient jest już bardziej ostrożny – mówi detektyw.
Niektórzy przychodzą do agencji pod wpływem emocji. Po szczerej rozmowie z żoną, czy po sprawdzeniu stanu konta, zmieniają zdanie. Co wtedy?
– Można się wycofać. Od chwili podpisania umowy klienci mają na to 24 godziny – zapewniają w firmie.