Byli tacy, którzy wrócili do domu z sylwestra dopiero po kilku dniach. I to nie z powodu przedłużającej się imprezy. W sylwestrową noc z 1978/79 roku nasypało tyle śniegu, że w zaspach utknęły tysiące aut. Ścisnął siarczysty mróz. Nie kursowały pociągi, komunikacja autobusowa była sparaliżowana, a do tego nastąpiły awarie sieci ciepłowniczej i energetycznej.
Jacek Mirosław, wieloletni fotoreporter Sztandaru Ludu i Dziennika Wschodniego ma w swojej kolekcji wiele zdjęć z tamtego kataklizmu.
- Nikt nie spodziewał się wówczas, że pogoda tak nagle spłata figla - mówi Jacek Mirosław. - Nie dosyć, że obficie padało, to do tego wiał silny wiatr i na efekty nie trzeba było długo czekać. Drogi momentalnie były zasypane.
2,5 metra śniegu
Kilka dni wcześniej w niektórych regionach kraju było nawet plus 10 stopni.
1 stycznia 1979 roku temperatura w nocy spadła do minus 25 stopni. Padać zaczęło już w sylwestra. Śnieg padał też nieprzerwanie przez następny dzień. 2 stycznia leżało już kilkadziesiąt centymetrów śniegu, a wysokość niektórych zasp przekraczała 2,5 metra.
Najgorsza była noc sylwestrowa. Wiele osób wybrało się na imprezy samochodami. Utknęli w zaspach. Kierowcy rezygnowali z dalszej jazdy i zostawiali samochody na poboczach. Dopiero po kilku dniach udało się nimi wyjechać spod grubej pokrywy śniegu. 2 stycznia - jak podawała lokalna prasa - na Lubelszczyźnie w zaspach wciąż było kilkaset samochodów i autobusów.
- Samochodem jeździło się jak w tunelu - dodaje lubelski fotograf. - W wielu chałupach na wsi nie można było nawet otworzyć drzwi. Śniegu było tyle, że zaspy sięgały okna.
Skrócone trasy
Drogowcy nie mieli szans w walce z zimą.
Nie dosyć, że połowa sprzętu odmówiła posłuszeństwa, to na dodatek silny wiatr niweczył pracę pługów. Większość dróg lokalnych była nieprzejezdna.
Nawet w Lublinie kierowcy mieli kłopoty. Najgorzej było na ul. Popiełuszki, Zamojskiej, Piłsudskiego i Diamentowej. MPK skróciło trasy 16 linii. PKS - w drugi dzień nowego roku - wysłało w trasy jedynie co 3 autobus. A i tak nie wszystkie dojechały do celu.
Na tym jednak się nie skończyły kłopoty mieszkańców naszego regionu. Przez kilka dni nie było prądu między innymi w Konopnicy, Jastkowie, Piaskach, Dąbrowicy, Dysie i Kazimierzówce.
Koniec zimy
Także z powodu mrozów doszło do licznych awarii sieci ciepłowniczej. Na początku stycznia ciepło nie docierało do mieszkań w 17 blokach na Kalinowszczyźnie.
MPO „rzuciło” cały swój sprzęt do odśnieżania miasta. W tych dniach nikt nie myślał o wywożeniu śmieci. Lubelskie hotele świeciły pustkami. Wiele grup turystycznych odwołało przyjazdu z powodu trudnej sytuacji na drogach.
Ostateczny koniec zimy stulecia nastąpił 6 stycznia 1979 roku i już 9 dnia nowego roku w całej Polsce znowu termometry wskazywały plus 10 stopni.