Niebieski pokój jest we wszystkich kolorach tęczy. Mnóstwo w nim miękkich pluszaków, maskotek, lalek.
Jolanta Wąsowska zawsze chciała pracować z dziećmi. Gdy w '82 roku skończyła psychologię wiedziała, że to jej powołanie. - Pragnęłam pomagać, być potrzebna, nic więcej - tłumaczy. Pracę znalazła w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Upośledzonych w Piotrkowie pod Lublinem. Codziennie, przez 15 lat dojeżdżała tam kilkanaście kilometrów. Pewnego dnia usłyszała, że w lubelskiej policji jest wolny etat. Nie zastanawiała się długo. W ‘97 roku zaczęła pracować w policji.
Tego nie można zmyślić
To była 13-letnia, upośledzona dziewczynka.
Zgwałcona.
- Milcząca, zamknięta w sobie. Nie mówiła ani słowa. Tylko płakała.
Świeżo upieczona psycholog policyjna nie miała problemu z ukryciem emocji: gniew, chęć ukarania oprawcy, odwetu. Krok po kroku zaczęła nawiązywać z dziewczynką kontakt, budować z nią partnerską relacje. - Mówiłam do niej, opowiadałam o sobie, potem zadawalam pojedyncze pytania. Wreszcie poprosiłam o narysowanie tego, co się stało.
Dziecko narysowało ogromną głowę z ostrymi zębami. To najbardziej zapamiętało, gdy oprawca ją całował.
Dziewczynka przestała płakać. Zaczęła się otwierać, zaufała osobie, które miała ją przeprowadzić przez najbardziej dramatyczny moment dotychczasowego życia.
Byłam z nimi
Innym razem pomagają lalki. Dziecko bierze je do rąk i precyzyjnie odtwarza wydarzenia. Dokładnie pokazuje, w jaki sposób zostało skrzywdzone. I tu nie ma miejsca na kłamstwo, na fantazję. Bo pewnych rzeczy zwyczajnie nie da się zmyślić.
- Ja nie pytam, kto skrzywdził dziecko, to nie moja rola. Po prostu odbudowuję zburzone przez sprawcę bezpieczeństwo. Pomagam na nowo odnaleźć się w świecie, który nagle wydaje się śmiertelną pułapką. Wrócić do względnej normalności.
Czasem i jej brakuje słów. Przyjechała kiedyś do domu, w którym ojciec samotnie wychowujący 13-letniego chłopca i 15 letnią dziewczynkę, popełnił samobójstwo. Zostali sami, w zimnym domu.
- Jak im to wytłumaczyć, co powiedzieć? Zrobiłam herbatę, przykryłam kocami. Przytuliłam. Po prostu byłam z nimi. Bo to jest najważniejsze: żeby nie być samemu.
Ładny pokój
W 2001 roku "niebieski pokój” powstał w Lublinie. Ciepłe kolory tworzą przytulną atmosferę. Miękkie pluszaki zachęcają, by się do nich przytulić. Obrazki, rysunki, książki, maskotki zatrzymują smutny wzrok, odciągają złe myśli. Tutaj można wtopić się w wygodny fotel, napić się herbaty.
Porozmawiać.
Albo pomilczeć.
- I jeszcze jedna zaleta: tutaj powstaje materiał dowodowy. Dziecko nie musi już potem zeznawać w sądzie.
Ten pokój jest nie tylko dla dzieci. Tu trafiają wszyscy skrzywdzeni.
Ci, których bliscy nie przeżyli wypadku.
Bite, maltretowane, zgwałcone dzieci.
Dzieci, które patrzyły na śmierć najbliższych.
Matki, których dzieci zginęły.
Kobiety krzywdzone przez mężczyzn.
W czterech ścianach
Są też takie, które bolą wyłącznie w środku. Ale bolą tak, że chce się krzyczeć w głos. Tylko nie ma komu. - W czterech ścianach, w tak zwanych porządnych domach rozgrywa się codzienny dramat dręczenia, upokarzania, upodlania. I nikt na ze zewnątrz niczego się nie domyśla. Więc jak tu mówić o pomocy? - pyta Wąsowska.
Jesteś zerem, mówi mąż do żony. Ty debilko. Ty dziwko. Bóg mnie pokarał taką żoną.
Albo jeszcze inaczej; gorzej, bo na oczach dzieci: Do niczego się nie nadajesz. Ani do garów, ani do łóżka. Po co takie coś w ogóle żyje? Darmozjadzie, zawalidrogo.
Ty jedno wielkie nic.
- Za tym wszystkim zazwyczaj stoi uzależnienie materialne, wspólne mieszkanie, dzieci. Kobieta nie pracuje, mąż wydziela jej pieniądze, rozlicza z każdego grosika. Ale nie pozwoli pójść do pracy, trzyma pod kluczem. Żeby nie daj Boże niewolnica nie wyszła na zewnątrz, nie spróbowała się uniezależnić. Żeby świat się nie dowiedział o jej domowym koszmarze.
Ja wiem
Jolanta Wąsowska ma miękki, ciepły głos, miłą powierzchowność. Jest zawodowym psychologiem, więc zna się na ludzkich duszach. To wystarczy, żeby wzbudzić zaufanie? Ukoić ból i cierpienie?
Nie wystarczy.
Trzeba samemu wiedzieć, co to znaczy, gdy na głowę wali się cały świat. Gdy staje się w obliczu nieszczęścia.
Ona wie.
Moja historia
A jednak, gdy pojechała na miejsce wypadku, w którym śmiertelnie została potracona starsza kobieta, nie wahała się ani chwili, tylko podeszła do młodego kierowcy. Stał z boku, był cały roztrzęsiony. - Jest pan trzeźwy? - spytała. - Zrobił pan wszystko, żeby zapobiec temu wypadkowi? Proszę się uspokoić, nie na wszystko mamy w życiu wpływ.
Albo taka historia: czwórka młodych. wypadek. Nikt nie przeżył. A ona z ich rodzicami musiała pójść do prosektorium, żeby zidentyfikować zwłoki. Pamięta, gdy jeden z ojców powiedział: - Synku, ja z tobą wczoraj grzyby zbierałem...
To są dla niej najtrudniejsze chwile. Bo, jak nikt inny, rozumie ból tych ludzi. I dlatego, jak nikt inny, potrafi im pomóc.
Tylko uśmiechnięte twarze
Jolanta Wąsowska nie ukrywa, że bywa jej ciężko po pracy. Za dużo dźwiga na własnych barkach ludzkich dramatów.
Dlatego nie ogląda wiadomości i filmów kryminalnych. Układa się wygodnie w fotelu, zamyka oczy, odpływa w miłe myśli. Ale to jeszcze nie jest to, co lubi najbardziej. Bo najlepiej odpoczywa... w domu dziecka na ulicy Pogodnej w Lublinie. Tam jest ukochaną ciocią, ogląda tylko uśmiechnięte dziecięce twarze. Sama wywołuje te uśmiechy. Po to tam przecież jeździ.