Za dom służył im mały namiot rozbity na kamieniach między drzewami, za materac: stare ubrania. – Radziłyśmy sobie jakoś, bo byłyśmy razem... – opowiada Grażyna.
Bo się nimi nie zajmowała
Dramat Grażyny i jej córek: Natalii (6 lat), Katarzyny (12 lat) i Patrycji (14 lat) zaczął się kilka lat temu. W rodzinnym domu w Kielcach nie miała czego szukać. Samotna matka z dziećmi poszła na wieś. Wynajęła mieszkanie w gminie Sitkówka-Nowiny (woj świętokrzyskie). Żyła z alimentów, rodzinnego i skromnej pensji z pracy na kolei. Trzy lata temu, odebrano jej dzieci.
– Szkoła powiadomiła sąd, że nie zajmuję się nimi, więc mi je zabrali. Od tego czasu mam dozór kuratora.
Wkrótce dzieci w komplecie wróciły do matki. Nie na długo. Najstarsza Natalia unikała szkoły, uciekała z domu. Trafiła do azylu w Kielcach. Stamtąd też dała nogę. W końcu umieszczono ją w Domu Dziecka w Rytrze.
Potem kolejny cios. Grażyna straciła pracę. W lutym Natalia uciekła z bidula do matki. I następny policzek od życia: w kwietniu rodzina musiała opuścić wynajmowany dom.
Bałam się
– Nie miałam z czego płacić – przyznaje kobieta. – Nie miałyśmy gdzie zamieszkać, więc poszłyśmy do namiotu. Mówiłam kuratorce, że mamy zadłużenie i możemy zostać wyrzucone z domu, ale nam nie pomogła...
Przestała posyłać dzieci do szkoły. Jak mówi, ze strachu. – Bałam się, że je znów zabiorą.
W czerwcu policja odnalazła Natalię. Wróciła do domu dziecka. Dzień później ponownie "zwiała”. Do matki, do sióstr, do namiotu w lesie…
Jak wyglądało ich życie przez te 5 miesięcy? – Radziłyśmy sobie, bo byłyśmy razem – tłumaczy Grażyna.
Brat nas nie chciał
Powiedzieć, że warunki były skandaliczne, to za mało. Za dom służył im mały namiot typu igloo rozbity na kamieniach w niewielkim lasu tuż obok wsi Kowale, za materac: stare ubrania. Spały w odzieży, bez kołdry czy koca. Całymi dniami pani Grażyna z dziećmi włóczyła się po Kielcach.
– U koleżanki myłyśmy się i prałyśmy – wspomina. – W sierpniu pojechałam do siostry na wieś. Ale musiałyśmy wrócić, bo siostra wyjechała. Brat, który mieszka w Kielcach, nie chciał wpuścić nas do domu.
Gdyby nie Krystyna Olejarczyk, mieszkanka Kowali i dawna znajoma Grażyny z kolei, koczowałyby w lesie dalej. Przy takiej pogodzie, kiedy temperatura nocą spada do kilu stopni, nie wiadomo jakby się to skończyło.
– Wróciłam z Niemiec i dowiedziałam się na wsi, że Grażyna jest w lesie z dziećmi – opowiada pani Krystyna. – Uparłam się, że ją odnajdę. I odnalazłam w poniedziałek. Dwa dni jej szukałam. Każdy wiedział, ale nie reagował. "Po co się tym zajmujesz”, mówili. Wie pan, jak to jest. Jak się stawia flaszkę pod sklepem, to jesteś przyjacielem, ale jak ci się jeść chce, nie ma nikogo.
Były wyziębione
Policja i pracownik socjalny z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowinach dotarli do Grażyny i jej córek w połowie września. Policjanci opowiadali, że matka była trzeźwa, a dzieci nie miały śladów przemocy. Były za to strasznie wyziębione. Natalia miała 35,7 stopni temperatury ciała, a Katarzyna 35,3. Nakazem sądu obie trafiły do azylu, a najstarsza wróciła do Rytra. Grażyna przebywa w schronisku dla kobiet. Znów ograniczono jej prawa rodzicielskie.
Teraz jej pomożemy
Ewa Kopolovets, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Nowinach, tłumaczy, że ośrodek zrobił wszystko, co było w jego mocy. – Pani Grażyna od 5 lat jest naszą podopieczną i korzystała z opieki. Nie ma problemu alkoholowego. Od kwietnia dzieci nie realizowały obowiązku szkolnego.
10 maja dostaliśmy o tym fakcie informację ze szkoły. Zwróciliśmy się do sądu o zajęcie stanowiska. Nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Próbowaliśmy nawiązać kontakt. Pracownik socjalny wielokrotnie udawał się w środowisko. Bez skutku. Pani Grażyna wracała do domu na noc, nie otwierała drzwi.
Zostawialiśmy informację, ale nie było odzewu. Widocznie bała się, żeby policja nie zabrała Patrycji. 16 czerwca policja jednak odnalazła ją w domu. Odwieziono ją do Rytra. Dzień później znów uciekła. Z naszych informacji wynika, że rodzina w namiocie przebywała góra dwa dni. We wtorek uzyskaliśmy postanowienie sądu, w środę po nocnych poszukiwaniach odnaleźliśmy je w lesie. Gdyby przyszła do nas, bez dwóch zdań umieścilibyśmy ją w ośrodku i szukali dla niej mieszkania. Chętnie jej teraz pomożemy. Gdyby tylko chciała.
Kurator wiedział
Sędzia Wanda Rzepecka, przewodnicząca Wydziału III Rodzinnego i Nieletnich Sądu Rejonowego w Kielcach mówi, że kurator na bieżąco kontrolował rodzinę. – Była pod szczególnym nadzorem. Kurator miał kontakt. Jak tylko dowiedział się, co się dzieje, zareagował. Pani na pewno od kwietnia nie mieszkała w namiocie. Niech nie konfabuluje. Nie wierzę, by kurator wiedział i nie zareagował wcześniej.
Piotr Żołądek, wicewojewoda świętokrzyski nie może uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. – Ta historia świadczy o tym, że służby działają nieprawidłowo – podkreśla. – To nie może przejść bez echa. W trybie natychmiastowym wysyłam kontrol, która sprawdzi pracę służb. Ze swojej strony obiecuję, że będziemy szukać rozwiązania, by znaleźć dla pani lokal, w którym będzie mogła normalnie funkcjonować. Nie wyobrażam sobie, by ktoś w dzisiejszych czasach mieszkał w namiocie w lesie. Nie potrafię tego ogarnąć rozumem.
Bardzo je kocham, a one mnie
W jaki sposób Grażyna może odzyskać dzieci? – Musi ustabilizować swoją sytuację. Mieć mieszkanie, może w tym zakresie gmina jej pomoże – odpowiada sędzia Rzepecka.
Grażyna deklaruje, że chce iść do pracy. - Żadnej pracy się nie boję - podkreśla. - Chcę mieć mieszkanie i odzyskać dzieci jak najszybciej, bo bardzo je kocham. A one mnie.
źródło: Wstrząsająca historia pani Grażyny i jej trzech córek. Pięć miesięcy żyły w lesie