– Zadzwonimy, albo podjedziemy któregoś dnia do spółdzielni, upewnimy się – postanawiamy w końcu zdenerwowani i z lekka zestresowani, bo to przecież żadna przyjemność uświadomić sobie, że po tylu latach nauki człowiek jest analfabetą. – Oczywiście: jak się dodzwonimy, bo chyba nie my jedni mamy kłopoty z czytaniem...
Dodatkowo postanawiam sobie, że napiszę w gazecie postulat pod adresem urzędników, nie tylko spółdzielni mieszkaniowej – aby w przyszłości pisali do ludzi w sposób bardziej zrozumiały. Tak, aby nie narażać ich na dodatkowe koszty – telefonów czy jeżdżenia do biur.
Od tego drugiego postanowienia odstępuję, gdyż właśnie dokonałem odkrycia: biurokracja jest nam niezbędna do życia. Dlatego pragnę pozdrowić wszystkie biurwy i biurokratów, posługujących się niezrozumiałym dla prostego człowieka językiem, i zachęcić ich do dalszych poszukiwań i jeszcze bardziej pomysłowego komplikowania nam życia.
Bo wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby wszystkie urzędowe pisma były powszechnie zrozumiałe, a przepisy jednoznaczne i klarowne: cała armia doradców prawnych i podatkowych na bezrobociu, redukcje w telekomunikacji i MPK, kryzys w całej branży papierniczej i wśród producentów drukarek, upadek stacji benzynowych i koncernów naftowych i wielu innych firm i instytucji.
Niewykluczone, że zabrakłoby pieniędzy nawet na odprawę dla prezesa Orlenu.