Różne wieszczki co i rusz przepowiadają koniec świata. To jednak – szczęśliwie – jakoś się nie potwierdza i nasz świat, może nieco żałosny, wciąż istnieje.
W realnym świecie ludzie zachowują się podobnie jak człowieczek z wirtualnej rzeczywistości reklam. Tłumnie ruszyli do banków chronić swoje oszczędności. Kto mógłby przypuszczać, że jesteśmy tak oszczędnym narodem? Nawet rządowi, próbującemu załatać budżetową dziurę nowymi podatkami, nie przyszło to chyba do głowy.
Oblężenie banków mogłoby sugerować, że obywatele mają bardzo poważne oszczędności, przynoszące pokaźne zyski, od których podatek w znacznym stopniu mógłby ich zubożyć. To fascynujące! W potocznej opinii jesteśmy przecież społeczeństwem raczej ubogim... Oznacza to zatem, że albo opinia społeczna jest błędna, albo ludzie, niewiele myśląc, poddali się psychozie ucieczki od podatków, zapominając, że niezbyt wiele mają do oddania fiskusowi.
W zamierzchłej przeszłości, gdy świat otaczający przeciętnego człowieka kończył się na linii horyzontu, każdy mniej więcej rozumiał potrzebę wspólnego utrzymania swojego świata. Jedni wytwarzali dobra materialne, inni zajmowali się obroną, utrzymaniem porządku, kontaktami ze światem zza horyzontu. Producenci dóbr przekazywali zaś daninę na ich utrzymanie. Pewnie nie byli tym zachwyceni, ale dzięki temu ich wspólnota jako tako funkcjonowała.
Jednak koniec świata owych wspólnot nastąpił już dawno. Skończył się też świat danin, dziesięcin i zaczął się świat podatków. Zupełnie niezrozumiały. Każdy obywatel jest przekonany, że państwo ma mu zapewnić bezpieczeństwo, sprawiedliwość, dostęp do edukacji i możliwości stanowienia prawa. I państwo powinno za to płacić. Najlepiej z jakichś nadnaturalnych zasobów.
Przeciętny obywatel jest przecież zbyt ubogi, aby opłacać nauczycieli, naukowców, policjantów, sędziów, wychowawców w domach dziecka i urzędników. A bogaci mają wystarczająco dużo pieniędzy, aby zapłacić za te wszystkie usługi indywidualnie. Wszyscy wspólnie mogliby więc uciec do banków przed podatkami.
To byłby chyba jednak prawdziwy koniec świata.