Pomagier Palikota, karierowicz głodny władzy czy ambitny człowiek wielu talentów? Krzysztof Łątka jeszcze przed trzydziestką zaszedł dalej, niż wielu jego rówieśników. Jeszcze o nim usłyszycie, chyba że zmiecie go lawina, którą sam wywołał
Kiedy dwa lata temu Łątka zaczynał karierę w lubelskim Ratuszu spotkaliśmy się w jego gabinecie. Rozmawiał z wystudiowanym spokojem, starannie dobierając słowa. Do zdjęcia pozował z komórką w ręku, słuchawkami w uszach i przy otwartym laptopie. Wszystko, żeby kreować wizerunek człowieka sukcesu i profesjonalisty. Przyznał, że od zaprzyjaźnionego informatyka dostał program, który monitoruje jego nazwisko w Internecie. - Nie martwię się inwektywami na forach internetowych. Gorzej, kiedy padają mgliste oskarżenia, z którymi trudno jest walczyć - mówił Krzysztof Łątka. Teraz Łątka (rocznik 1978) ma więcej zmartwień. Dziennik Wschodni, a także portale i inne gazety, również ogólnokrajowe, pisały o oskarżeniach wcale niemglistych. Pozycja Łątki w Ratuszu i partii zależy już tylko - złośliwi mówią: jak zwykle - od Janusza Palikota, szefa lubelskiej PO.
Pierwsze potknięcie
Łątka zaczynał od pracy w samorządzie dzielnicowym i studenckim. Jako wolontariusz pomagał w prezydenckiej kampanii Andrzeja Olechowskiego w 2000 roku. Był w 50-osobowej grupie, która zakładała PO w Lublinie. Kiedy musiał wybierać między dziennikarstwem (kierował Akademicką Grupą Medialną), a polityką, wybrał politykę. Koordynował kampanię wyborczą obecnego europosła Zbigniewa Zaleskiego. Wtedy potknął się po raz pierwszy. Ireneusz Bryzek (w 2005 członek władz lokalnych partii, teraz poza PO), opowiedział "Gazecie Wyborczej”, jak Łątka rozstał się z Zaleskim. - Przez przypadek zorientowałem się, że przedstawiane przez niego faktury opiewają na dość znaczne kwoty. Wraz z kolegami z PO prześledziliśmy dokumenty i zobaczyliśmy, że co najmniej jedna transakcja była zawyżona. Fakturę wystawiła spółka Enzo, w której Krzysiek miał udziały - opowiedział dziennikarzom Bryzek. Łątka mówi, że to wymysły, a z Zaleskim rozstał się, bo obie strony tak chciały. Bez względu na to, jakie były rzeczywiste powody rozstania, działaczom lubelskiej Platformie zdawało się, że kariera młodego człowieka skończyła się, nim na dobre wystartowała.
Janusz mój mistrz
- Łątka reaktywował się przy Palikocie. Do pracy przy kampanii wyborczej do Sejmu w 2005 r. wskazał go Piotr Czubiński, burmistrz z Kraśnika. Łątka miał być drugim człowiekiem w sztabie, ale szybko zdominował oficjalnego szefa - opowiada Maciej Skwarcz, kiedyś w PO, teraz buduje w Lublinie Stronnictwo Demokratyczne. Łątka sprawnie poradził sobie z kampanią. Janusz Palikot został posłem, a Łątka jego zawodowym asystentem i bliskim współpracownikiem. Wkrótce partia zleciła mu misję specjalną i jako komisarz zrobił porządki w lubelskiej Platformie po odejściu Zyty Gilowskiej. Palikot jest dla Łątki politycznym mistrzem. - Kiedy decydowałem się na współpracę z nim, nie wiedziałem, że to tak wymagający i wielki człowiek. Wiele od niego dostałem, to osoba, która ostatecznie mnie ukształtowała: intelektualnie i jeśli chodzi o zarządzanie dużymi projektami. Teraz nie boję się decydować o wielkich pieniądzach i kierować setkami ludzi - opowiadał nam dwa lata temu Łątka. - Janusz potrzebował młodego, ambitnego i pragmatycznego człowieka z niewielkimi skrupułami - mówi zaś człowiek, który zna Łątkę i Palikota.
Zadufany mistrz organizacji
Od Palikota nauczył się wiele, także politycznej bezwzględności. - Krzysiek jest trudny we współpracy, narzuca swoją wolę. Ciężko go przekonać do racji innej niż jego - mówi jeden z działaczy Platformy. Ofiarą zakulisowych działań Łątki miała paść Joanna Mucha, obecna poseł, a kiedyś sekretarz lubelskiego zarządu regionu PO. Mucha miała wychodzić zapłakana z posiedzeń zarządu regionu partii. Łątka zaprzecza: - Mam dobre relacje z Asią. Rzeczywiście raz wyszła z zarządu regionu, ale po wymianie zdań z przewodniczącym (Palikotem - rp). - Łątka to nie żaden demon. To po prostu rasowy polityk - stwierdza jeden z jego znajomych. - W pierwszym kontakcie jest w nim coś odpychającego, jest zadufany w sobie, uważa się za lidera. Ma grupę ludzi, których ciągnie za sobą, czy to w samorządzie, partii czy w magistracie. Warunek: on jest na szczycie piramidy - stwierdza Maciej Skwarcz. Jednak ludzie, którzy nie konkurują politycznie z Łątka i znają go na stopie towarzyskiej mówią: "raczej miły człowiek”, "towarzysko fajny, można się z nim napić wódki”, "da się lubić, choć jest w nim sporo wyższości”. - Jestem bezwzględny tylko wtedy, kiedy jestem bezwzględnie atakowany przez partyjną czy pozapartyjną opozycję.
Tytan pracy
Przeciwnicy i zwolennicy doceniają Łątkę za talent organizacyjny i zaangażowanie. - Krzysiek ma duże chęci i duży potencjał, jest tytanem pracy. Angażuje się całym sercem w to, co robi. Podczas kampanii prezydenckiej Wasilewskiego, odwalił kawał dobrej roboty - ocenia Marcin Nowak radny miejski PO, który również pomagał Wasilewskiemu. Łątka przegrał trzy lata temu wybory do sejmiku i poszedł z prezydentem Adamem Wasilewskiem przemeblować Urząd Miasta, odziedziczony po rządach ekipy PiS. - Teraz błogosławię moment, kiedy przegrałem sejmik - mówił nam dwa lata temu Łątka.
Na Łątkę schodzi lawina
I tak przed 30 urodzinami Łątka został prawą ręką prezydenta wojewódzkiego miasta, zasiada w lubelskich władzach rządzącej w kraju partii. Kłopoty zaczęły się w lutym, kiedy użył fortelu, żeby obejść przepisy zabraniające członkom partii sprawowania funkcji sekretarza miasta. Został dyrektorem departamentu sekretarza. Zajmuje się tym samym co wcześniej. Wybieg mógł budzić niesmak, ale później było coraz gorzej. "Gazeta Wyborcza Lublin” zauważyła, że przeprowadził się z Ratusza do olbrzymiego gabinetu na Starym Mieście. Za brak umiaru skrytykował go nawet Janusz Palikot. Później my opisaliśmy trzydniową wyprawę Łątki do Nowego Jorku, sponsorowanej przez firmę informatyczną, na której sprzęcie pracuje Urząd Miasta. Julia Pitera, minister walcząca z korupcją, zawiadomiła o tym prokuraturę.
Ofiara
Na tym nie koniec. W lutym radomska prokuratura zakończyła śledztwo w sprawie nielegalnego finansowania kampanii wyborczej lubelskiej PO w 2005 r. Śledczy ustalił, że Łątka przez podstawione osoby wpłacił wbrew prawu 84 tys. zł na kampanię Palikota. Wykroczenie przedawniło się, a Łątka stwierdził, że padł ofiarą intrygi politycznej. Wreszcie okazało się, że w Ratuszu pracują trzy osoby, które w niejasnych okolicznościach finansowały ulotki i billboardy Palikota. Sposób zatrudnienia bada CBA. Prezydent Adam Wasilewski musi się tłumaczyć, a PiS coraz głośniej domaga się głowy Łątki. Partyjni przeciwnicy Łątki chcą, żeby zawiesił swoje członkostwo w partii. - Łątka jest młody, ma mało doświadczenia i jeszcze nie rozumie wielu rzeczy. Ma poczucie, że wszystko będzie trwało wiecznie. Tymczasem ani Palikot, ani PO nie jest wieczna. Musi nauczyć się grać na siebie, zachować minimum autonomii. Inaczej będzie tylko pomagierem Palikota - ocenia Artur Soboń, były rzecznik prasowy i członek lubelskiego PiS, a teraz sekretarz miasta Świdnik.
Grzechy młodości
- Moje relacje z Januszem Palikotem są partnerskie. Jestem wobec niego wdzięczny i lojalny, a jednocześnie niezależny. Jeśli ktoś prześledzi moją karierę to zauważy, że konsekwentnie od 10 lat, od czasów pracy w samorządzie UMCS, buduję swoje środowisko. Otaczam się ludźmi z którymi przetarłem się w bojach. Według niektórych naszych rozmówców Łątka w magistracie już gra na siebie. Inni zauważają, że choć ostatnio przysporzył kłopotów Wasilewskiemu, prezydent nadal go potrzebuje. Otwarte pozostaje pytanie czy Palikot nadal rozpościera nad Łątką polityczny parasol. I czy w razie potrzeby zechce poświęcić byłego asystenta. Nim jeszcze na dobre rozpętała się burza wokół Łątki, nasz bohater dzielił się na swoim blogu radą, jaką dał mu doświadczony polityk: "Krzysiek, w sytuacjach dla siebie kryzysowych, żeby nie zwariować, musisz stworzyć swój własny punkt odniesienia. Jeżeli wciąż będziesz w stanie głośno powiedzieć - nikogo nie zabiłem, niczego nie ukradłem - to pamiętaj, że cała reszta to po prostu polityka...”.