To ja założyłem pierwszą agencję towarzyską w PRL - mówi o sobie bohater filmu Andrzeja Titkowa "Żywota gorszyciela poczciwego”. Poczciwy dziadzio, spychany z rynku przez współczesną konkurencję, jest nadal czyny zawodowo
Na otwierającym przed tygodniem Lato Filmów "Niebie” w reżyserii Toma Tykwera był nadkomplet. Tłumy widzów ściągnęło nazwisko Krzysztofa Kieślowskiego, współscenarzysty filmu.
Jednak pełną parą festiwal ruszył w sobotę. Na kipiący od masochistycznych praktyk seksualnych film "Pianistka” ściągnęła spragniona mocnych wrażeń młodzież. Klimatyzowany namiot, zdolny pomieścić tysiąc osób, falował od westchnień i gorących emocji.
W niedzielę widzowie oblegali "Szyfry wojny”, "Gliniarzy z Kalkuty”, "Rosyjski striptease”. Kto chciał wyciszyć emocje, mógł promem pojechać na zamek w Janowcu i posłuchać koncertu muzyki dawnej w wykonaniu zespołu "Anonymus”. Kto kocha śmiech "Fiolki” - wybrać się na zamek. Niedziela była zupełnie zwariowana. Nawet balon na gaz urwał się z uwięzi...
Dotknij słońca
- Jest spokojnie - przyznali.
- To przez to, że jest półprohibicja - dodał młodszy policjant.
- Jak to pół?
- Wolno pić w miejscach przeznaczonych do spożycia. Wolno kupić, ale pić byle gdzie nie.
Pod studnią na ryku grupa młodych kinomanów usiadła w magicznym kręgu. W jego centrum stała butelka białego wytrawnego wina. W podcieniach, przed malutkim sklepikiem spożywczym, kłębił się tłumek młodych wielbicieli filmu i Bachusa.
- Da pan pięć złotych na wino, to wypijemy zdrowie.
- A jak filmy? - spytałem.
- Nnie, nnnie wiem - zaciągnął Andrzej, który zjechał z Agnieszką aż z Rybnika. - W tamtym roku jeszcze oglądałem, w tym się bawię. To da pan piątaka?
Dałem. Za bluzkę Agnieszki. Na biuście falował napis: "Dotknij słońca”.
Janda pod fontanną
Kilka minut po siedemnastej przez publiczność przeszedł szmer. Janda w złocistych beżach z włoską opalenizną na twarzy. Seweryn w lekko wyciągniętym swetrze, niebieskich dżinsach i czerwonych bucikach. Przyjazd Jandy ważył się do ostatnich godzin.
- Wahałam się, ale Jurek Stuhr powiedział, że koniecznie muszę przyjechać na kazimierski festiwal, bo jest tu dużo wspaniałej młodzieży. Kiedy dziś rano pod fontanną zobaczyłam młodego człowieka, który bardzo dokładnie mył się pod pachami, poczułam tę młodość - powiedziała na początek.
A potem było o matce i córce, o Jandzie reżyserce i o jej internetowym dzienniku www.janda.com.pl, o karierze aktorskiej córki, o tym, że trzy razy do roku robi sobie sześciotygodniowe wakacje, o tym, że właśnie wróciła z włoskiej plaży. Opowiadaniom, zwierzeniom i pytaniom od młodych widzów nie było końca. Autorski wieczór trwał i trwał.
Zamiast golonki chudy karczek z warzywami
Jak choćby ostatnio Bogayewicz, Bajor, Krauze czy Dancewicz. A nawet sam Bob Hoskins, o którym przypomniałem sobie, gdy w ogródku u Michalaków zobaczyłem znakomitego lubelskiego aktora Włodzimierza Wiszniewskiego, który - tak jak i ja - czekał na wieczorną projekcję głośnego filmu swojego syna Tomasza "Tam, gdzie żyją Eskimosi”. Bob zagrał w nim główną rolę.
Przysiadłem się do stołu. Pan Włodzimierz porządnie schudł, uśmiechał się promiennie i kończył jedzenie.
- Widzisz, jak się poświęcam. Tak chciało mi się golonki. Ale cały czas dbam o zdrowie i jem chudziutko. O, widzisz, warzywka i odrobinę karkówki. To co, idziemy na film Tomka?
- Idziemy.
Tam, gdzie żyją Eskimosi
Ale zupełną sensację wywołał zrobiony w ubiegłym roku z Bobem Hoskinsem film "Tam, gdzie żyją Eskimosi”. Na tegorocznym 19 Festiwalu Filmowym w Awinionie film Tomka dostał nagrodę dla najlepszego europejskiego filmu pełnometrażowego.
Namiot pękał w szwach. Widzowie z zapartym tchem i wzruszeniem wpatrywali się w historię Borsuka, który podróżuje po spustoszonych wojną Bałkanach, poszukując dzieci, którymi mógłby handlować i spotyka Vlado, bośniackiego dziesięciolatka. Ma go dostarczyć do Polski, by stał się dawcą organów...
Po filmie ludzie powoli i z zadumą wychodzili z namiotu. A było o czym myśleć i nad czym się zadumać.
- To nieważne, że to mój syn. Ważne, że to piękny film i że bez patosu da się jeszcze mówić o uczuciach - powiedział mi bardzo wzruszony ojciec reżysera.
- Jest cudnie, jest super i dla tego jednego filmu warto było z Gdańska do Kazimierza przyjechać - uśmiechnęła się do mnie Kasia.
Golasy
Leszek Możdżer, znakomity polski pianista, musiał pożyczać pieniądze, by wykonać muzykę dla polskiego teatru. Blokowali mu telefony, odcinali gaz z mieszkania za niepłacone rachunki - to z kolei w pokazanym wczoraj filmie "Pub 700”.
I tak jest codziennie. W sklepach idzie każdy alkohol, na rynku dudnią bębniarze, a kto ciekaw, gdzie w Kazimierzu mieszkał Bob Hoskins, idzie do pensjonatu "Wenus”, w którym znani i bardzo znani mogą bardziej kameralnie korzystać z restauracji i całodobowego baru.
"Jeden z naszych obecnych gości, którego nazwiska nie zdradzę, lubi skoro świt kąpać się nago w Wiśle. Można go czasem przyłapać na bulwarze w stroju Adama” - powiedziała redakcji "Bulwaru Nadwislańskiego” Joanna Olejnik, szefowa pensjonatu "Wenus”.
Abudibi, abudabi
- To film o innym Kazimierzu, o cieniach żyjących tu ludzi i cieniach ich losów. I o sytuacjach, które zdarzyć się mogą tylko w jednym miejscu na świecie, tu, w Kazimierzu - mówi Garbowicz.
Premiera "Abudibi, abudabi” w najbliższą niedzielę. Ale do tego czasu w Kazimierzu mogą zdarzyć się jeszcze inne całkiem niezwykłe rzeczy...