Rosja próbuje nie tylko zwalczyć militarnie ukraińską armię. Putin posunął się znacznie dalej - rozmowa z dr Martą Drabczuk z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji UMCS i Instytuty Europy Środkowej.
• W czwartek była pani na granicy w Dorohusku. Co tam pani robiła i dlaczego zdecydowała się tam pojechać?
– Pojechałam tam z dwóch powodów. Od pewnego czasu w ramach programu prowadzonego ze stroną ukraińską monitorujemy sytuację na granicy. Sprawdzamy, co się tam dzieje i jakie są potrzeby ludzi, którzy tam docierają i dalej jadą w głąb kraju, między innymi do Lublina. Robimy to po to, żeby z jednej strony im pomóc, w zapewnić im te najbardziej potrzebne rzeczy na początek, jak nocleg, ciepły posiłek czy ubrania, a z drugiej strony, żeby ocenić, jak wygląda obecna sytuacja w Ukrainie.
Drugi powód mojej obecności tu jest taki, że próbujemy dokumentować różne kwestie i rozmawiać z tymi ludźmi, żeby mieć informacje z pierwszej ręki, zdiagnozować potrzeby i wiedzieć, czego w przyszłości Ukraińcy mogą oczekiwać od nas jako Polaków i Europejczyków. Jestem analitykiem i badaczem w Instytucie Europy Środkowej i na co dzień zajmuję się sprawami Ukrainy i Europy Wschodniej. Jestem także tłumaczem polsko-ukraińskim, więc to jest moment, w którym moja pomoc może być inna niż tylko pakowanie paczek z żywnością. Ale przede wszystkim jestem człowiekiem i chęć niesienia pomocy jest dla mnie bardzo istotna.
• Każdego dnia granicę przekracza coraz więcej uchodźców. Jak wygląda sytuacja na przejściu w Dorohusku?
– Z dnia na dzień wygląda to bardzo różnie. Przyjazdy na granicę odbywają się falami. Busy przewożące z ukraińskiej strony matki z dziećmi podjeżdżają regularnie. Sytuacja wydaje się być opanowana na tyle, że ta pomoc jest zorganizowana. Ludzie przekraczający granicę mówią „dzięki Bogu, że jesteśmy bezpieczni”. Ale są też ogromne obawy, bo część z nich deklaruje, że nie ma dokąd jechać. Rozmawiałam z rodzina z miejscowości Wołnowacha (w obwodzie donieckim – przyp. aut.), która ucierpiała ponownie, bo już raz została zrujnowana w roku 2014 i teraz przeżywa to samo. Ci ludzie uciekają i jak sami twierdzą, jest to „droga donikąd”, bo po drugiej stronie granicy nikt na nich nie czeka.
W takich przypadkach staramy się przekazywać nasze kontakty i informacje i dać nadzieję, że będzie dobrze i będą się tu czuć jak w domu.
• Unia Europejska mówi jednym głosem w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Wydaje się, że wspólnota nigdy nie była tak zjednoczona jak teraz. Może się pani z tym zgodzić?
– To dochodzenie Unii Europejskiej do mówienia jednym głosem odbyło się dość długą ścieżką. Wiemy, że nie wszystkie państwa od razu zgodziły się na sankcje wobec Rosji, szczególnie te prewencyjne, które miały być zastosowane jeszcze przed wejściem sił rosyjskich na terytorium Ukrainy. W tej chwili nie tylko Europa, ale i cały cywilizowany świat wypowiada się zgodnie przeciwko wojnie. Zgadzam się z panem, że ta jedność jest widoczna. Świadczą o tym wspólne oświadczenia i komunikaty, trwający nieustannie maraton dyplomatyczny i rozmowy wszystkich ze wszystkimi. Myślę, że w kontekście obecnych wydarzeń i eskalacji konfliktu, Unia Europejska będzie stała za Ukrainą. Nie mamy zresztą alternatywy, bo skala rosyjskiej agresji jest już ogromna. Nie tylko w kontekście militarnym, ale także w zakresie dezinformacji czy nacisków i szantażów energetycznych.
• Wspomniała pani o „długiej ścieżce”. Zanim kraje Unii Europejskiej jednogłośnie zdecydowały np. o odcięciu Rosji od systemu SWIFT, minęło trochę czasu. Z decyzją miały zwlekać Niemcy, Włochy, Węgry i Cypr. Dlaczego?
– Moim zdaniem ostatnie słowo należało tu do Niemiec. Ten kraj nie był osamotniony w swoich obawach dotyczących wykluczenia Rosji z systemu SWIFT, ale pamiętajmy, że gospodarka niemiecka jest bardzo mocno powiązana z rosyjską. Kompleksowy pakiet sankcji uderzy także w gospodarki krajów europejskich, zwłaszcza Niemiec. Po kalkulacji potencjalnych strat Niemcy musieli to przemyśleć, co spowodowało opóźnienie tej decyzji.
• Co zdecydowało o ostatecznym poparciu sankcji? Działania Rosjan?
– Tutaj musimy powiedzieć, że Rosja próbuje nie tylko zwalczyć militarnie ukraińską armię. Putin posunął się znacznie dalej. Trwa otwarty ostrzał obiektów cywilnych, szpitali, przedszkoli, domów starców. Nie wiadomo, czy sytuacja jest jeszcze kontrolowana, czy wymknęła się Rosjanom spod kontroli, ale skala i tempo, w jakim działa Putin, są przerażające. Musimy rozumieć, że to nie jest tylko zagrożenie wobec Ukrainy, może dotyczyć także Polski, państw bałtyckich, ale i całej Europy. Zwłaszcza, że reżim Putina straszy jeszcze użyciem broni atomowej. W takim przypadku moglibyśmy mówić o zagrożeniu w skali globalnej.
• We wtorek Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której wzywa instytucje unijne do „podjęcia działań na rzecz przyznania Ukrainie statusu kandydata do Unii Europejskiej”. Co to oznacza w praktyce?
– Oznacza to początek drogi. Będzie ona bardzo długa i to nie znaczy, że Ukraina od razu stanie się członkiem Unii Europejskiej. Podpisany przez prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego wniosek o akcesję to jednak przełomowy moment w kontekście sytuacji kryzysowej. Jako Unia Europejska powinniśmy wspierać Ukrainę w tych dążeniach. Ale formalnie jeżeli dane państwo chce stać się członkiem UE, musi spełnić określone wymagania. Musi to być państwo demokratyczne, praworządne przestrzegające praw człowieka, ale i spełniające tzw. kryteria kopenhaskie, które odnoszą się do kwestii gospodarczych. Na razie mówimy tylko o deklaracjach, czekamy na podjęcie konkretnych kroków i wtedy będziemy w stanie przewidzieć, kiedy Ukraina zostanie członkiem wspólnoty.
• Czy w obecnej sytuacji jest to decyzja mająca bardziej wymiar symboliczny?
– W kontekście trwającej wojny ta decyzja jest symbolem tego, że Unia Europejska nie opuszcza Ukrainy i że Putin nie może liczyć na powrót tego kraju do rosyjskiej strefy wpływów. To także głośne „nie” wobec imperialnej polityki Rosji i przede wszystkim nieludzkich i noszących znamiona ludobójstwa działań. Stąd decyzja Międzynarodowego Trybunału o rozpoczęciu dochodzenia w tej sprawie. Ale to nie tylko wymiar symboliczny. To również wytyczenie drogi dla samej Ukrainy i całej drogi co zrobić, żeby przeciwstawić się rosyjskiej agresji.
• Czy w kwestii ostatecznej decyzji w sprawie członkostwa Ukrainy pozostałe państwa należące do Unii Europejskiej będą równie jednomyślne?
– Może być różnie. Mówimy o bardzo długiej drodze, na pewno nie wydarzy się to w ciągu najbliższych dwóch lat. Pamiętajmy, że Unia Europejska przeżywa różne kryzysy i każde z państw ma swoje interesy, co było widoczne chociażby w procesie stosowania sankcji. Ale wobec agresji i inwazji, jaką Rosja rozpętała w XXI roku w centrum Europy wydaje mi się, że państwa członkowskie będą patrzeć w tej kwestii nieco inaczej, bo Ukraina w tej chwili stanowi dla nich swego rodzaju zaporę bezpieczeństwa. Można więc spodziewać się, że interesy wspólnoty przełożą ponad swoje własne i Ukraina będzie mogła liczyć na kredyt zaufania.