Na wigilię zrobiła jeszcze z Jaśkiem zupę grzybową. Noc była trudna, święta bolały. Potem było coraz gorzej. I bezsilność wspaniałych lekarzy... Adam Natanek pogodził się ze śmiercią żony. Tylko psy wciąż czekają na swoją panią.
Siedzimy w pokoju, dwa dni po śmierci Danusi. Do audycji Bogusława Kaczyńskiego została jeszcze godzina. Adam Natanek chce podać kawę, ale nie wie, gdzie są odpowiednie łyżeczki. – Danusia by mi powiedziała – mówi z lekkim uśmiechem. – A ciasto to ze sklepu będzie.
Pusty salon
Przychodzili dla Danusi. Dla jej ciepła i serdeczności. W salonie bywał też Józef Kański, krytyk muzyczny, uważany za wyrocznię. – Danusia była bardzo dobrą śpiewaczką. Świetnie wyszkolony głos. Piękny w barwie i krystalicznie czysta technika. Żal tej pustki – mówi cicho Kański.
1 marca 2006 zmarła Danuta Natanek. Jedna z najzdolniejszych uczennic Ady Sari. Gdy śpiewała w mediolańskiej operze, Włosi oszaleli. Tak już nikt nie śpiewał. Była dla nich ucieleśnieniem wspaniałej epoki belcanta.
Danuta Natanek, przez jednego z krytyków nazwana Pavarottim w spódnicy, przez rok pracowała w lubelskiej operetce. Tu poznała Adama Natanka.
Masz wiadomość
Dwa lata temu powiedziała do męża: Wiesz, jęczeć jest tak nieelegancko.
Nie robiła z raka tragedii.
– Adam Natanek przeżył szok. Ale wziął się w garść. Ile on ciepła i dobroci dla niej miał – mówi Jolanta Polberg, przyjaciółka Danusi.
Operacje, naświetlenia, kobalt. Najpierw w Lublinie, potem w Warszawie.
– Ostatni raz widziałem się z Danusią po zakończeniu leczenia w Warszawie. Mimo że ciężko chora, uśmiechała się promiennie. Była ulepiona z dobroci. Miała serce jak Brama Floriańska w Krakowie – śmieje się Jerzy Korolus, przyjaciel Natanków.
Najgorsza była noc po wigilii. – Wtedy Natanek pokazał, co potrafi. Nie było zaraz, za chwilę. Nie było mowy o pielęgniarce. Nie dał nikomu dotknąć Danusi. A ona leżała. Zawsze w czyściutkiej koszulce. Jak zawsze elegancka. Pachnąca – mówi Jolanta Polberg.
A Natanek łagodniał
W dzień lub w nocy.
– Widziałam, jak Natanek łagodniał w trakcie jej choroby – mówi Polberg. On? Nie znoszący sprzeciwu sceniczny dyktator? – Tak się dobrali. Umiała wszystko z nim załatwić. Miała swoje sposoby. Pan wie, że przez czterdzieści lat małżeństwa nigdy się nie pokłócili?
Wielbicielem Danusi jest również znany z telewizji Bogusław Kaczyński. Dla niego Pani Natanek to drugie wcielenie św. Franciszka. – W jej sercu było dużo miejsca. Po równo dla zwierząt i dla ludzi. Pamiętam taką scenę: Danusia spaceruje. Podchodzi pan w rozchełstanej koszuli. Marynarka w nieładzie. – Potrzebuje pan pieniędzy – pyta Danusia. – Nie, mam kłopot. Suka wpadła pod samochód. Co robi Natankowa? Wysyła Natanka pod wskazany adres. Wiezie psa do weterynarza. Płaci za operację.
Na trzy dni przed śmiercią w szpitalu wypytywała doktora jak urządzi swoje mieszkanie. Doradzała, co i gdzie ma postawić.
Nazajutrz straciła przytomność i już jej nie odzyskała. Wcześniej tylko zdążyła powiedzieć Joli, żeby zajęła się psami. – I spojrzyj przychylnym okiem na Natanka, czy mu czegoś nie trzeba.
Próba
– W miłości najważniejsza jest pielęgnacja uczucia. W chorobie też. Choroba jest największą próbą miłości.
Adam Natanek wyszedł z tej próby zwycięsko. – I co z tego? – pyta smutno.
O 21.30 w I programie Polskiego Radia Bogusław Kaczyński zaczyna swoją stałą audycję. Adam Natanek włącza dwa radia i jeszcze dwa magnetofony. Na wszelki wypadek.
– Za chwilę usłyszycie pieśń na głos i fortepian Mieczysława Karłowicza „Zasmuconej” w wykonaniu wspaniałej śpiewaczki, Danuty Damięckiej-Natanek – słychać Kaczyńskiego.
Adam Natanek podkręca sprzęt. Po chwili z głośników płynie mocny, wyrazisty głos.
W radość przejdzie żal
Ze snu ziemia się ocuci
Ciepły spadnie deszcz
Wróci wiosna, kwiaty wrócą
Wróci chwila róż...