Dla wielu mężczyzn może to wydawać się niezrozumiałe. Jak filigranowa blondynka ważąca niespełna 48 kg jest w stanie podnieść nad głowę sztangę ważącą ponad 100 kg? – Najważniejsza jest technika – twierdzi Marzena Karpińska, która w ubiegłym tygodniu została mistrzynią Europy w podnoszeniu ciężarów
– Preferuję metodę małych kroków. Czempionat Starego Kontynentu nie był imprezą, do której przygotowywałam się w jakiś specjalny sposób. Wzięłam ją z marszu i nie spodziewałam się, że osiągnę taki wynik – tłumaczy Karpińska.
Medal i rekordy
Jeżeli jej słowa są prawdziwe, to aż strach pomyśleć, co będzie w stanie osiągnąć za niespełna cztery miesiące w stolicy Wielkiej Brytanii. W Turcji dźwiganie szło jej wyjątkowo łatwo. Rywalizację na pomoście w Antalayi rozpoczęła od ciężaru 81 kg w rwaniu. Próba została zaliczona z charakterystycznym dla Karpińskiej uśmiechem na twarzy. Kolejne podejście – 83 kg – również było udane i oznaczało wyrównanie własnego rekordu kraju. W tym momencie w rywalizacji w rwaniu była już tylko Polka, bo jej przeciwniczki wykruszyły się na niższych ciężarach. W ostatnim podejściu na sztandze znajdowało się aż 85 kg, ale to również nie był wielki problem dla zawodniczki Znicza.
Po tak znakomitym rwaniu, podrzut był już dla niej tylko dziecinną zabawą. Rozpoczęła od 98 kg, a później zaliczyła jeszcze 100 i 102 kg, co było nowym rekordem Polski. Łączny wynik w dwuboju: 187 kg również był najlepszym wynikiem w historii tej dyscypliny w naszym kraju.
– Miałam zaczynać od jeszcze większych ciężarów. W rwaniu miało to być 82 kg, a w podrzucie 100 kg – przyznaje Karpińksa. – Rywalki jednak szybko wykruszyły się, dlatego nie było sensu ryzykować.
75 procent szans na medal
24-latka dosłownie zdeklasowała rywalki. Drugą na podium, Turczynkę Nurdan Karagöz, wyprzedziła aż o dziesięć kilogramów, co w podnoszeniu ciężarów jest ogromną różnicą. Trzeba zaznaczyć, że ten wynik dałby Karpińskiej na ubiegłorocznych mistrzostwach świata brązowy medal.
Czy w takich okolicznościach można stawiać utalentowaną Polkę w gronie głównych kandydatek do olimpijskiego podium?
– Daje jej na to 75 procent szans. Karpińska zaskoczyła mnie nie tyle samym wynikiem, co znakomitą techniką we wszystkich podejściach. Ona podnosiła te ciężary z dziecinną łatwością – twierdzi Szymon Kołecki, dwukrotny medalista olimpijski.
– Ale Azjatki dźwigają dużo więcej. Przypuszczam, że w Londynie medal da wynik około 200 kg – broni się Karpińska.
– Konkurencja zanotowała sporo wpadek dopingowych, więc poziom od igrzysk olimpijskich w Pekinie nieco się obniżył. Przypuszczam, że w stolicy Wielkiej Brytanii aż tyle nie będzie trzeba dźwigać – dodaje Kołecki. – Teraz Marzenie będzie bardzo trudno dołożyć kolejne kilogramy, więc najważniejsze, aby utrzymała ten poziom.
Trzeba być sprytnym
Karpińska, jak wszyscy sztangiści, jest stale kontrolowana przez WADA; organizację zajmującą się zwalczaniem dopingu.
– Marzena musi poddawać się badaniom bez przerwy. Kontrolerzy mają prawo zapukać do drzwi o każdej porze dnia i nocy – tłumaczy Henryk Wybranowski, trener Znicza Biłgoraj. To właśnie on wypatrzył Karpińską, kiedy ta w drugiej klasie gimnazjum brała udział w zawodach lekkoatletycznych. – Od razu wiedziałem, że to będzie spory talent. Biegała na 100 m oraz skakała w dal. Co to ma wspólnego z ciężarami? I tu, i tu trzeba być sprytnym. Jednak nie było łatwo zachęcić ją do walki ze sztangą. Nie przychodziła systematycznie na zajęcia, więc musiałem ją "przekupywać” na różne sposoby. Poskutkował dopiero wyjazd na pierwsze zgrupowanie. Wtedy złapała bakcyla.
Trening ciężarowców jest bardzo wymagający. Karpińska ćwiczy praktycznie przez cały tydzień, a w poniedziałek, środę i piątek na zajęciach pojawia się nawet dwa razy.
– To jest ciężka orka. Podczas jednego treningu Marzenka przerzuca od trzech do pięciu ton – wyjaśnia Wybranowski.
Największym przegranym tej sytuacji jest partner Karpińskiej – Marcin – który rzadko widzi swoją ukochaną.
– Na szczęście, trafiłam na wspaniałego człowieka, który rozumie moją pasję – śmieje się Marzena, dla której to nie jest jedyne wyrzeczenie. 24-latka musi bez przerwy pilnować swojej wagi, bowiem nie może przekroczyć 48 kg. – Przed startem staram się stosować ścisłą dietę. Waga w tym sporcie ma ogromne znaczenie, ponieważ przy takim samym wyniku o końcowej klasyfikacji decyduje ciężar ciała. Pilnuję tego, co jem i zupełnie zrezygnowałam z fast foodów.
3, 2, 1
Te wszystkie wyrzeczenia wynagradzają Karpińskiej wspaniałe wyniki. Dla 24-latki złoto z Antalayi było już trzecim krążkiem wywalczonym w mistrzostwach Europy – wcześniej była trzecia w Bukareszcie (2009) i druga w Mińsku (2010). Najbardziej prestiżowym rezultatem w jej karierze było jednak dziewiąte miejsce na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. – To było niesamowite przeżycie, bo zupełnie nie spodziewałam się, że pojadę do Chin. Zrobiłam jednak normę i szkoleniowiec postanowił zabrać mnie na igrzyska – tłumaczy Karpińska, która w Pekinie w dwuboju podrzuciła 171 kg.
– Ten wynik w Londynie zostałby uznany za ogromną porażkę. Wierzę, że sprosta wyzwaniu i zdobędzie upragniony medal Igrzysk Olimpijskich – dodaje Wybranowski.
Spokojnie trenować
Można być pewnym, że ewentualny sukces w Londynie nie sprawi, że Karpińska zacznie chodzić z głową w chmurach. To wciąż będzie ta sama wiecznie uśmiechnięta dziewczyna, która z własnej woli codziennie przerzuca tony.
– To skromna i przemiła kobieta. Podziwiam ją za postawę na treningach. Jest tytanem pracy – tłumaczy Kołecki.
– Nie mam wielkich marzeń. Zbieram na mieszkanie, więc marzy mi się solidny sponsor. Lata mijają, dlatego czas się ustatkować, a z samych ciężarów nie da się odłożyć zbyt dużo pieniędzy – opowiada sama zainteresowana. – Póki nie mam żadnej poważnej kontuzji, to mogę spokojnie trenować. Jeżeli jednak przyjdzie dzień, kiedy organizm odmówi posłuszeństwa...