Zanim Europa przygarnie nas do serca, nakarmi, ubierze i napoi tanią whisky, trwa poważna dyskusja o tym, czym moglibyśmy odwdzięczyć się jej najpełniej i najpiękniej. Zasadnicze pytanie brzmi: co powinniśmy do Europy wnieść, skoro mamy z niej wynieść tak wiele, oraz jak to zrobić, żeby przy okazji wyjść na swoje.
Słowo "akcyjność” pochodzi od "akcji”, ale wbrew pozorom nie chodzi tu o akcje rozumiane jako papiery wartościowe. Tych ostatnich Europa ma krocie i wręcz zachodzi obawa, że nie będzie wiedziała co z naszymi zrobić.
Na szczęście mamy akcje, o których innym nie śniło się nawet. Polegają one np. na tym, że raz na jakiś czas ktoś ogłasza, że w danym dniu kierowcy mają uważać na dzieci, a piesi są obowiązani przekraczać jezdnie wyłącznie na zebrach. Jeśli szczęśliwemu kierowcy, który słucha radia, uda się w wyznaczonej dacie nie przejechać dziecka przy szkole, dostaje w nagrodę cukierek.
Sprawa wygląda o wiele gorzej, gdy jakaś babcia nie połapie się w porę, że trwa akcja, bo radia nie ma. Może wówczas, całkiem przypadkiem, utracić część emerytury, przeznaczoną na bułeczki. Nieważne, że po te bułeczki chodziła tą samą drogą przez dziesięć lat i nikt jej wcześniej nie zaczepiał.
Akcyjność nie tylko powinniśmy do Europy wnieść (już teraz nieźle sobie z nią radzą m.in. organy celne, podatkowe i wiele innych), ale też twórczo rozwijać. Co stoi na przeszkodzie, by raz na kilka lat przeprowadzić w Europie akcję walki z korupcją pod hasłem "Uwaga łapa”, albo walki z prostytucją pod hasłem... (mniejsza o hasło, hasło się znajdzie). Zalety akcyjności są po prostu bezdyskusyjne. Po co robić coś stale i normalnie, skoro można raz na jakiś czas, na dodatek ogłaszając, że będzie robiło się to tylko w piątek albo tylko w przyszłym miesiącu? Akcja - i po problemie ! •