Pora się pakować i szukać bezpiecznego schronienia. Czasu jest mało. W grudniu 2012 roku czeka nas apokalipsa. A jeśli jej nie będzie to i tak nie mamy powodów do zadowolenia. Czeka nas jeszcze niejeden koniec świata.
Swoje zrobiła wyśmienita promocja: wystarczy spojrzeć na oficjalną stronę filmu przygotowaną przez producenta obrazu Sony Pictures. Widzowie nasiąkali od miesięcy opowieściami o kataklizmie, który zwali się na ziemię w 2012 roku, serwowanymi w książkach, telewizji, Internecie.
I nie ma co się śmiać. Apokalipsę zapowiedział przecież kalendarz Majów, a dokładnie jego odmiana nazywana Długą Rachubą.
Zemsta Majów
Według niektórych badaczy, kalendarz Majów (Indian zamieszkujących południowo-wschodni Meksyk) kończy się na 21 grudnia 2012 roku. W Stanach Zjednoczonych księgarnie zawalone są publikacjami pełnymi dowodów na zbliżający się koniec świata. Na kataklizm wskazują ponoć badania archeologów i numerologów. Grozi nam zderzenie z planetą zwaną Nibiru (lub Eris czy Planeta X). Katastrofę może przynieść również odwrócenie biegunów magnetycznych ziemi.
Jest też wersja o zbliżającym się, ale metaforycznym końcu świata. Jego wyznawcy twierdzą, że w okolicach 2012 roku nastąpi globalna "zmiana świadomości”. Ludzie staną się mniej materialistyczni, za to bardziej uduchowieni, na ziemi zapanuje pokój.
Jeden z proroków apokalipsy nie marnuje czasu. Patrick Geryl, autor książki o tym jak przeżyć 2012 rok, chce się ukryć w górach w Afryce z rocznym zapasem wody i jedzenia oraz przedmiotów, które pozwolą odbudować cywilizację. Szuka dobrego miejsca i kompletuje towarzystwo.
Apokalipsa? To brednie
Sceptycy pukają się w głowę. – To pseudonaukowe brednie. Nie będzie żadnego końca świata w 2012 roku – mówią. Po pierwsze nie wiadomo, kiedy kończy się kalendarz Majów. Część badaczy twierdzi, że to się już stało. Zresztą według Majów koniec kalendarza oznaczał koniec wielkiego cyklu, a nie wszystkiego. Nie trzeba się też bać śmiercionośnej planety. Naukowcy zapewniają, że Nibiru minie nas w odległości 4 bilionów mil ok. roku 2255.
A co ze zmianą świadomości? To wciąż powracająca melodia znana dobrze od przynajmniej końca lat 60. i czasów hipisowskiej rewolucji.
NASA zaprzecza
Do obalenie apokaliptycznych wizji przyłączyła się amerykańska agencja kosmiczna NASA. Krytykuje marketingowców od filmu "2012” za żerowanie na strachu ludzi.
– Myślę, że ludzie są naprawdę, przerażeni tym, że istnienie świata dobiega końca. Dzieci mają samobójcze zamiary. Dorośli mówili mi, że nie mogą spać i nie mogą przestać płakać. Są ludzie, którzy są naprawdę przestraszeni – powiedział w telewizyjnej stacji Discovery naukowiec i rzecznik NASA David Morrison.
– Ludzie są bardzo łatwowierni. NASA musi powiedzieć, że nie będzie końca świata.
Morrison zasypywany pytaniami o koniec świata utworzył na swoim blogu specjalną sekcję z uspokajającymi wyjaśnieniami. – Mój kalendarz kończy się 31 grudnia 2009 roku, ale nie interpretuję tego jako przepowiednię Armageddonu.
Koniec świata goni koniec świata
Wszyscy czytający ten tekst już przynajmniej raz przeżyli zagładę ludzkości. Oczywiście chodzi o rok 2000. Chaos na ziemię miał sprowadzić tzw. błąd roku 2000 związany ze sposobem zapisywania daty w programach komputerowych. Podobne przepowiednie można liczyć w dziesiątki.
Pomińmy średniowiecze, kiedy to ludzie całymi latami żyli w lęku przed śmiercią wywołaną czarną dżumą. Jak przypomina Wojciech Orliński, dziennikarz "Gazety Wyborczej”, w wyznaczenie terminu apokalipsy bawili się poważni ludzie.
John Napier wynalazł logarytmy, żeby obliczyć datę wielkiego końca (przewidywał go między 1688 a 1700 rokiem). Isaac Newton obstawiał 2060 rok.
Bunt Maszyn
Oczywiście po 2012 roku katastrofiści nie spoczną na laurach. Orliński w tekście "Rok 2012, kronika końca świata” przywołuje teorię Raya Kurzweila. Ten twierdzi, że w roku 2029 maszyny osiągną świadomość i będą się mogły zbuntować.
Jednak porządzą zaledwie do 19 stycznia 2038, bo wtedy kończy się 32-bitowa skala czasu używana w systemie Unix i pochodnych. A to doprowadzi do rozpadu Internetu.
Jedni zbijają kasę na strachu przed apokalipsą, innych wiara w koniec świata doprowadza do szaleństwa. Dwie kobiety zmarły czekając na koniec świata zamurowane w ziemiance wykopanej w zboczu góry.
Dramat rozegrał się na przełomie 2007/08 roku koło wioski Nikolskoje, 600 km na południowy wschód od Moskwy. 35 członków sekty Prawdziwa Rosyjska Cerkiew Prawosławna przez ponad sześć miesięcy czekało na zagładę świata w norze w ziemi.
Zamurowani w ziemiance
O zbliżającej się apokalipsie przekonał ich Piotr Kuzniecow. Termin zagłady wyznaczył na 27 kwietnia. "Ojca Piotra” złapała milicja i trafił do szpitala dla psychicznie chorych. Jednak jego wyznawcy zamurowali się w ziemiance i zagrozili, że zdetonują butle gazowe, jeśli ktoś spróbuje ich wydobyć.
Pod ziemię zeszli z czwórką dzieci. Cześć ludzi wypędziła z ziemianki powódź. Pozostali przetrwali 27 kwietnia i dopiero w maju dali się namówić do wyjścia.
Zegar tyka
Bardzo łatwo sprawdzić czy grozi nam koniec. Wystarczy spojrzeć na zegar zagłady
(http://www.thebulletin.org/content/doomsday-clock/timeline). "Nakręcają” go od 1947 roku naukowcy z Uniwersytetu Chicagowskiego. Im bliżej wskazówka jest godziny 12, tym bliżej zagłady jest ludzkość. Zegar ocenia zagrożenie katastrofą nuklearną lub wynikającą z niewłaściwego stosowania zdobyczy naukowych czy też z powodu zmian klimatu.
W 1947 roku zegar zagłady wskazywał siedem minut do godz. 12. Najgorzej było w 1953 roku, kiedy USA i ZSRR testowały głowice termojądrowe. Do 12 brakowało tylko dwóch minut. Teraz dzieli nas od apokalipsy pięć minut.
Dr Mariusz Gwozda socjolog z UMCS
Człowiek od zawsze odczuwa głód wiedzy na temat przyszłości; swojej i świata. Świadomość przemijania i nietrwałości naszego życia, słabości wobec bóstw i sił przyrody potęguje taką potrzebę. Kapłani, starszyzna, szamani, ezoterycy, dostarczali odpowiedzi na te niepokoje w swoim czasie.
Dziś wiara i nauka są obszarami poszukiwań wiedzy w tym zakresie. Ale, o ile wszelkie reguły i prawa rządzące życiem społecznym, dają nam poczucie jakiegoś prawdopodobieństwa, minimalnej pewności czego po innych ludziach możemy się spodziewać, to w przypadku naszych losów wciąż jesteśmy bezradni.
Stąd wciąż na naszą wyobraźnię oddziałują: przełomowe daty, symboliczne okoliczności, różnego rodzaju zapowiedzi i proroctwa. Przy okazji korzystają na tym różnego rodzaju hochsztaplerzy, wątpliwej jakości prorocy, futurolodzy. Po temat ten sięgnęła także kultura masowa, z jednej strony rozbudzając coraz to nowe obawy, z drugiej skwapliwie z wywołanego niepokoju korzystając.
Przykładem niech będą superprodukcje takie jak "2012” czy bestsellery Dana Browna, będące oprawionymi we współczesne środki sposobami przeżywania niepokoju związanego z teraźniejszością i przyszłością.