Kiedyś kelner wracał do domu trzema dorożkami. W pierwszej jechał on, w drugiej kapelusz, w trzeciej parasolka - opowiada Andrzej Łukasik.
Pikolak (od włoskiego picollo, mały) to był młody uczeń w zawodzie kelnerskim. Zaczynał od mycia i polerowania sztućców i szkła. Musiał nauczyć się tego, że czyści się obiema rękami, nie dotykając szkła. Kelner dla niego był Bogiem i kelner go doceniał. Potem wyzwalał. Z pikolaka awansowało się na młodszego kelnera.
- Mi trafiło się, że od razu poszedłem na kelnera. Życie tak zadecydował - śmieje się "Endrju”. Inaczej Żyd. Skąd ten Żyd? - Bo ma łeb na karku - rzuca z kąta jeden z klientów. Siedzimy przy barze. Na ścianach roi się od gadżetów. Nad barem wisi nawet korkociąg w kształcie penisa. Jakby ktoś sobie chciał potrzymać.
Przydymione światło. Zapach mocnej kawy z Izraela. Szepty po kątach. I rozmowy o interesach.
Chłopak z Janowa
Z lekką przerwą, bo ojciec Andrzej urodził się w Moskwie. Dziadek Ludwik służył w gwardii, mieszkał przy dworze. Ojciec służył w kawalerii wołyńskiej, był podoficerem w Równem i Włodzimierzu.
Dla mnie ojciec szykował straż, miałem wadę wzroku, tak wyszło jak wyszło. Odsłużyłem wojsko, później różnie pracowałem. W prywatnym handlu, warzywa, kwiaty. A siostra prowadzi do tej pory kwiaciarnię w Janowie.
Ożeniłem się, wyjechałem do Lublina. Ojciec mojej byłej już żony był kelnerem w Unii. Marian Barański. Był dobrym kelnerem.
To były czasy, że jeszcze żył pan Budzynowski, o którym jak umarł napisali, że odszedł książę lubelskich kelnerów. On zaczynał od pikolaka.
Dlaczego książę?
Wzór pracowitości, sztuki kelnerskiej, ze znajomością tematu i każdej potrawy. Jego nie zagiął nikt.
No i ta dyskrecja. Jak kamień w wodę.
Odszedł. Nie wrócą te czasy, kiedy kelner wracał do domu trzema dorożkami. W jednej jechał kelner, w drugiej kapelusz, w trzeciej parasolka. Bo jak pieniędzy było dużo, to i fantazja była.
Grześkowiak
Zachodził na goloneczkę.
Kucharzem był człowiek z Batorego. Jak się schodziło z Batorego, to wiadomo, było się kimś. Nie uznawał norm, oszczędności, długo się nie utrzymał.
W Gerwazym byłem rok. Szybko przeszedłem na rewir. Smoking, muszka, ścierka.
Na czym polega praca kelnera? Czasem usiądzie, obserwuje salę, podejdzie. Kelner nie biega, tylko chodzi. Dyskretnie.
Picollo
Przychodziło tam sporo lekarzy z Topolowej, pracownicy poczty, Mody Polskiej, kierownicy sklepów i ludzie z osiedla.
Czy można było dostać nożem pod żebro? Nie zdarzyło się to na sali za mojej pamięci. Ja nie widziałem, żeby ktoś ostre narzędzie na sali wyjął. Poza salą mogło się zdarzyć różnie. Wtedy mówili, że idzie się do bramy.
Panienki?
Były.
Ale na solo taka nie weszła, stolika nie zajęła, portier nie wpuścił. Co innego, jak facet był smarowany i prowadził taką. Portier też był człowiekiem, co miał nie wpuścić, jak do kieszeni mu potrafił powiedzieć parę złotych?
W Picollo pracowałem do 1989 roku.
Honor
Z którymi? Jak ktoś był gumowe ucho, to go nikt nie ruszył. Sam miałem propozycję.
Raz w tygodniu raport i mogłem sobie wybrać knajpę. Dlaczego powiedziałem nie?
Proste: honor. Zwykła rzecz.
Tak samo panienki.
Nie korzystałem. Nie było mi to potrzebne. A byłem młodym, przystojnym chłopakiem i mogłem sobie wybrać, co chciałem.
Białe myszki
Ta historia zdarzyła się w "Norze”. Spotykał się tu świat artystyczny i nie tylko. Wódka była po cenie czwartej kategorii, konsumpcja była po cenie czwartej kategorii. Konsumpcję dostarczała Europa, czyli lokal pierwszej kategorii i wszystko było pięknie.
Jednego razu dwóch muzyków z Europy przyszło na taniego kielicha. Jeden to był Andrzej Szczodrowski. Z Budką Suflera nagrywał na saksofonach. Załatwili gdzieś białe myszki z laboratorium. I za zgodą bufetowej wpuścili między przekąski. Myszki sobie tam spacerowały.
- Pani Krysiu, to może tatarka?
Wkładała rękę do lady, pogoniła myszki. On patrzył, kamienna twarz, ani słowa. Zapłacił za tatara, wódeczkę.
Następny przychodzi. Pani Krysiu, tatara. Patrzy się na myszki, kamienna twarz, żadnej reakcji.
I tak przez dwie godziny.
Żaden nie powiedział, że widzi białe myszki.
Historia miłosna
Nie pamiętam takich. Żeby ktoś setkę róż rzucił pod nogi kochanej? Nie!
Ale powiem taką ciekawą historię. Chłopak był klawiszowcem, zakochał się w panience. Koledzy mu mówili: Słuchaj, co ty to bierzesz. To tak jak z tą Ryfką. Ją tam całe miasto miało. Jakie tam miasto - odpowiadał ktoś. Ledwie piętnaści tysięcy ludzi.
Nie zważał na to, obiecała mu solennie, że będzie wielka miłość. Tamto było, minęło. Że postawi grubą kreskę. Wzięli ślub. Kolega kupił mu wiązankę suchych kwiatów. Jak na cmentarzu. I takie mu życzenia złożył: Masz i trzymaj go, bo ten bukiet przeżyje twoje małżeństwo.
I przeżył. On szedł do pracy, gach przychodził w tym czasie. Mówiliśmy: Ty tu chodzisz, a tam chodzą.
I w końcu na siłę go zaciągnęli. Weszli razem. Gach w łóżku. Koniec miłości.
Pił tak mocno, że bał się przejść na drugą stronę ulicy. Otrząsnął się. Wyszedł z tego. Niech mu tam się fajnie żyje.
A ona? Zeszła na psy.
Dziwki
Najmłodsze miały po 15 lat. Kasa, lekkie życie. Tylko kasa się liczyła. Jak złapała wiadomą chorobę, to miały swoich lekarzy.
Najwięcej było ich w Regionalnej. Tu je wyrywali. Czasem kelner podprowadził. A konsumowali w Europie.
Ile jedna dziwka mogła dziennie klientów obsłużyć? Dużo, bardzo dużo.
Potem schodziły na psy.
Niektórym się udawało. Wyjeżdżały, zmieniały środowisko, lądowały na stanowiskach, zostawały żonami, kochającymi nawet.
Marzenia?
Gdybym wygrał 5 milionów, dalej bym pracował za barem, nie potrafiłbym żyć bez niego.
Bym sobie żył. Codziennie rano otwierał bym bar i robił Nikolaszkę. To jest podobne do krwawej Mary. Nikolaszkę pije się na raz. Sok pomidorowy ostro przyprawiony wódką. Po łyżce się nalewa. Może też być zimny, ostry bulion i wódka. Po łyżce.
Co jest najważniejsze w życiu?
I miłość i uczciwość, nie pieniądze.
Bo nie wszyscy ludzie są do kupienia.
Czy jestem szczęśliwy? A dlaczego mam być nieszczęśliwy? Mam kobietę i psa.