Od czterech lat życie Oli Koter zależy od insuliny. Chociaż dziewczynka jest cały czas pod czujną opieką mamy, to w każdej chwili poziom glukozy we krwi może spaść do niebezpiecznego poziomu. Przed takimi spadkami mogłaby ją ostrzegać nowoczesna pompa insulinowa. Ale na to trzeba pieniędzy.
Jeszcze nie do wykrycia
Zachorowała, kiedy miała trzy i pół roku. Lekarze stwierdzili, że jej trzustka produkuje tylko znikome ilości insuliny. Ale jeszcze przed badaniami, jej mama wiedziała, że może się dziać coś nie dobrego.
– Tego dnia, kiedy po raz pierwszy pojawiły się objawy, Ola zjadła niedużo i poszłyśmy na dwór. Nagle dziwnie mnie złapała, jakby jej się słabo zrobiło. W domu zjadła zupę i chyba z każdą łyżką poziom cukru jej się podnosił – przypuszcza pani Anna. – Choroba już była, ale nie była jeszcze do wykrycia.
Dziewczynka ma cukrzycę typu pierwszego. – Nie wiadomo do końca, co wywołuje taką chorobę. Prawdopodobnie składa się na nią kilka czynników: przebyta infekcja i wrodzone predyspozycje. Prawdopodobieństwo zwiększa się, jeśli w rodzinie były przypadki tej choroby. U nas były przypadki cukrzycy typu drugiego – tłumaczy pani Anna.
Mama i pielęgniarka
Mama każdego dnia przychodzi z Olą do szkoły. Zostaje na niektórych lekcjach, żeby na przerwach mierzyć dziewczynce poziom cukru. Do domu wraca np. na półtorej godziny, a potem znów przychodzi do Oli. Poziom glukozy we krwi dziewczynki trzeba też sprawdzać w nocy.
– Odkąd postawiono Oli diagnozę, jestem nie tylko matką, ale i pielęgniarką. Relacje, w których jestem wobec Oli w roli pielęgniarki zabierają nam dużo czasu, ale z drugiej strony jesteśmy ze sobą bardzo związane emocjonalnie. Kiedy staramy się unormować poziom cukru i widzimy, że przynosi to rezultat, całujemy się z radości i cieszymy się, że osiągnęłyśmy sukces. Głównym problemem jest to, że w większości przypadków Ola nie jest w stanie poczuć, że ma niski poziom cukru. Tylko moje przeczucia pozwalają to zauważyć – wyjaśnia pani Anna. – W takich sytuacjach pomagam jej w ten sposób, że podaje jej coś słodkiego i nie pozwalam na ruch, bo może to się skończyć omdleniem.
Planowanie sernika
Ale to nie znaczy, że Ola nie biega i nie bawi się jak jej rówieśnicy. – Wszystko może robić. Jedziemy w tym roku w góry na turnus rehabilitacyjny, a tam wysiłek będzie morderczy. W tamtym roku jechaliśmy nad morze. Odpinaliśmy jej pompę i pływała – mówi pani Anna. – Ola nie ma poczucia, że jest tym najnieszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Może zjeść i sernik, i kawałek ciasta, i inne słodycze, pod warunkiem, że wiem o tym wcześniej i mogę to zaplanować.
Utrzymywanie właściwego poziomu cukru wymaga jednak dużej precyzji i olbrzymiej systematyczności. I od dziecka, i od rodziców. – Można żyć normalnie, ale systematycznie. Dla mnie ta systematyka stała się normą. Jemy co trzy godziny i dzięki temu i ja nie jestem głodna. Kiedyś sięgałam po batoniki, teraz już nie mam na nie ochoty – porównuje pani Anna.
Natychmiastowa pomoc
Trzeba też bardzo skrupulatnie dobierać właściwe bolusy, czyli dodatkowe dawki insuliny podawane przed posiłkami i po jedzeniu. Właśnie dlatego o niebezpieczeństwo nietrudno. Prawidłowy poziom cukru u człowieka to zwykle od 80 do 120 mg% (wartości w tych jednostkach podają glukometry). Natomiast u Oli zdarzają się sytuację, gdy poziom glukozy spada poniżej 40. – Jestem z Olą w szkole, bo zdarzały się sytuacje, kiedy potrzebna była natychmiastowa pomoc. Po jednym z posiłków wystąpiła silna hipoglikemia. Szybkie mierzenie cukru i okazało się, że spadł do ok. 30. Ola czuła się tak źle, że aż płakała. Szybko podałam jej czekoladę i sok, ale po 15 minutach cukier nadal był niski – relacjonuje pani Anna.
Co spowodowało tak ostry stan? Okazuje się, że zwykły rosół podany na obiad. – W domu nie gotuję tak tłustego. Mogłam się tego domyślić, bo już za pierwszym razem, kiedy zjadła go w szkole, poczuła się źle – tłumaczy pani Anna.
Będzie mnie alarmowała
Właśnie przed takimi przypadkami Olę ochroniłaby nowa pompa insulinowa. – Ta, którą mamy teraz, co trzy minuty pulsacyjnie podaje insulinę, ale nie mierzy poziomu cukru. Trzeba to robić glukometrem – wyjasnia mama dziewczynki. – Ta, którą chcemy kupić, co pięć minut mierzy poziom cukru. Kiedy ją kupimy, Ola będzie bezpieczniejsza. Nawet z pół godzinnym wyprzedzeniem pompa będzie nas ostrzegała, że może nastąpić spadek poziomu cukru. Ta pompa jest jak mały komputer, ale NFZ jej nie refunduje.
Ola sama dobrze rozumie, że nowa pompa będzie wielkim ułatwieniem. – Jeśli będę miała niski cukier, to ona będzie mnie alarmowała – mówi Ola.
A to niemały wydatek. – Żeby Ola mogła korzystać z takiej pompy przez rok, potrzebnych jest 25 tys. zł, a zebraliśmy 13,5 tys. – mówi pani Anna.
Nagrali płytę
Zbiórka trwa już od kilku miesięcy. Pomysł i pomoc w zorganizowaniu akcji przyszła ze strony szkoły. – Wszystko zaczęło się od wychowawczyni, która wiedziała, że Ola może mieć skrajnie niski poziom cukru i jednocześnie może siedzieć w ławce jak gdyby nigdy nic. Założyłyśmy dla niej konto, rozdawałyśmy ulotki na jeden procent – relacjonuje pani Anna. Później w sprawę zaangażowała się nauczycielka historii, która działała jednocześnie w samorządzie szkoły. – Przyszła i powiedziała mi, że nagramy płytę.
To była płyta-cegiełka. Znalazło się na niej sześć piosenek nagranych przez uczniów i nauczycieli. Każda płyta kosztowała 15 zł, a oprócz tego w środku można było znaleźć informacje o tym, jak wpłacić pieniądze na rzecz Oli. – Tylko z tych płyt zebraliśmy ponad 4,5 tys. zł – mówi pani Anna. – Mamy niesamowite szczęście, że chodzimy do tej szkoły.
Płytę kupowali ją goście koncertów organizowanych przez szkołę w pobliskim domu kultury. – Podobało mi się, że mogliśmy wystąpić na scenie – przyznaje Ola. Ale pieniędzy nadal brakuje. Dlaczego nowa pompa jest aż tak ważna? – Tu chodzi o bezpieczeństwo Oli – podkreśla jej mama.
Pomóżmy Oli!
Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą”, ul. Łomiańska 5, 01-685 Warszawa, nr konta: 61 1060 0076 0000 3310 0018 2660, z dopiskiem "13902 KOTER ALEKSANDRA”.