Rozmowa z Mateuszem Dziembą, kapitanem Pszczółki Start Lublin
Doszliście już do siebie po wigilijnej podróży z Niżnego Nowogrodu?
– To była najgorsza podróż na świecie. Wolałbym tego nie wspominać. Postanowiono nas przetrzymać przez kilka godzin pomiędzy polską i rosyjską granicą. Łącznie w podróży byliśmy przez 26 godzin. Nie chcę już do tego wracać, bo kosztowało to nas mnóstwo nerwów.
W niedzielę pokonaliście Asseco Arka Gdynia. Dość nieoczekiwanie przeciwnik potrafił wam sprawić trochę problemów.
– Sami zaprosiliśmy ich do odrabiania strat. Nasze problemy rozpoczęły się w drugiej kwarcie. Rozpracowali nas, stanęli strefą i mieliśmy spory problem z jej rozbiciem. Na szczęście, druga połowa była już pod naszą kontrolą. Znaleźliśmy sposób, aby rozbijać defensywę gdynian i pewnie wygraliśmy.
16 pkt i 11 zbiórek - to był najlepszy mecz Mateusza Dziemby w tym sezonie?
– Pod względem rzutowym to był rzeczywiście mój najlepszy mecz. Byłem otwarty, więc rzucałem. Trener zawsze nam powtarza, że kiedy jestem otwarty, to mam rzucać. Jak się trafi jedną trójkę, to trzeba rzucić następną. Jak trafię następną, to trzeba rzucać aż się nie spudłuje. Jesteś ciepły, to rzucaj aż będziesz gorący. Co do moich zbiórek, to wynikały one z założeń przedmeczowych. Wiedzieliśmy, że wypadł nam Joshua Sharma, dlatego staraliśmy się mocniej pilnować tego elementu.
Jak oceni pan wejście do zespołu Yannicka Franke?
– Świetnie wpasował się w zespół. To Europejczyk, więc zna naszą mentalność. Był zresztą w wielu klubach i ma spore doświadczenie. Poza boiskiem jest otwarty, bardzo pozytywny i szybko złapaliśmy nić porozumienia. W meczu we Włocławku czy Niżnym Nowogrodzie wypadł z naszego składu Sherron Dorsey-Walker, więc Franke był idealnym zastępstwem dla niego. Czekamy na powrót Sherrona i myślę, że z nimi dwoma w składzie nasza gra będzie wyglądać jeszcze lepiej.
Częste zmiany chyba nie ułatwiają wam gry...
– To jest niesamowity sezon. Nie pamiętam, kiedy mieliśmy tyle zmian w kadrze, ile obecnie. Decyzję Josha w pełni rozumiem, ale my musimy teraz znaleźć inne rozwiązanie. Rynek jest jednak pełen ciekawych graczy, więc wierzę, że uda nam się go zastąpić. Na pewno tak duża rotacja w składzie, źle wpływa na drużynę, bo trzeba tracić czas na zgrywanie zespołu. Mimo to oraz faktu, że nasza forma faluje, to wygrywamy kolejne spotkania. To dobrze, bo na końcu liczą się i tak tylko zwycięstwa.
Czy zawężona rotacja powoduje, że wzrasta pewność siebie poszczególnych graczy?
– Oczywiście. Masz mniej zawodników na swojej pozycji, to płynność gry jest większa. Zawodnik ma wtedy więcej kontaktów z piłką, rzutów i jest w rytmie meczowym.
Czy przyzwyczailiście się już do gry przy pustych trybunach?
– Mamy półmetek sezonu, a czujemy się, jakbyśmy rozgrywali kolejne sparingi. Na trybunach znajduje się przecież jedynie kilka osób. To jest sztuczne. Kibice też nie są nasyceni, bo w telewizji to można obejrzeć film, a nie mecz. Brakuje nam energii płynącej od fanów.
Na koniec roku mierzycie się z Polpharmą Starogard Gdański. Czy nie będziecie mieli problemów z koncentracją? Rywal zajmuje ostatnie miejsce w Energa Basket Lidze.
– W tym momencie sezonu nie wolno patrzeć na miejsce w tabeli najbliższego przeciwnika, ale na jego aktualną formę. Polpharma natomiast wygrała trzy mecze z rzędu, a ostatnio nieznacznie uległa Arged BMSlam Stal Ostrów Wielkopolski. Jesteśmy gotowi na ciężki mecz. Myślę, że nawet trudniejszy niż ten z Asseco.