Rozmowa z Michałem Jureckim, rozgrywającym i kapitanem piłkarzy ręcznych Azotów Puławy, brązowym medalistą mistrzostw Polski, zdobywcą Gladiatora 2021
- Ostatni mecz sezonu w Zabrzu z Górnikiem, szczególnie w drugiej połowie, był pokazem siły Azotów Puławy w grze obronnej. I to ona sprawiła, że wygraliście 28:22 i po trzech latach brązowy medal wrócił do Puław…
– Ranga tego spotkania była bardzo wysoka. Kluczowym momentem była pierwsza część, w której Górnik wygrywał już różnicą trzech bramek. Wtedy nie pękliśmy, wykazaliśmy się spokojem, konsekwentnie graliśmy swoje. Mocna postawa w obronie w drugiej części zdała egzamin. Blokowaliśmy drugą linię Górnika uniemożliwiając oddawanie rzutów, trzymaliśmy w ryzach obrotowych gospodarzy zmuszając do błędów. Wyprowadzaliśmy szybkie kontry, zdobywaliśmy łatwe bramki. Wszyscy zasłużyliśmy na zwycięstwo i medal.
- Po końcowej syrenie mówił pan, że wywalczony brąz smakuje lepiej niż nie jedno złoto…
– Mam w dorobku osiem złotych medali wywalczonych z drużyną Vive Kielce. Kilka początkowych miało swoją wartość. Im tych krążków było więcej, tym każdy kolejny cieszył już mniej. Wiadomo, zespół miał wpisane w zakres zadań na każdy sezon zdobywanie mistrzostwa Polski, podchodzono do tego z urzędu. Jedynym krajowym konkurentem była drużyna Wisły Płock. Wyzwaniem w tym okresie była dla nas gra w Lidze Mistrzów. Brązowy medal, który w sobotę zdobyłem z Azotami został okupiony walką przez cały sezon. I dlatego jego wartość, mimo że jest to tylko brąz, smakuje lepiej niż nie jedno złoto.
- Wytrzymaliście psychicznie decydującą rozgrywkę. Zawodnicy Górnika chyba spalili się w meczu o wysoką stawkę i to jeszcze w dodatku przed swoimi kibicami?
– Zanim Górnik zagrał przeciwko nam miał już kilka spotkań pod presją: z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski, z Energą MKS Kalisz, czy trzy dni wcześniej w Głogowie z Chrobrym. Zabrzanie mieli słabsze pierwsze połowy, w drugich się odbudowywali i wracali do gry. Na pewno ranga meczu z nami, którego stawką był brąz, sparaliżowała nas i naszego przeciwnika. Dysponowaliśmy lepszą i bardziej doświadczoną drużynę i to udowodniliśmy.
- Patrząc z perspektywy roku: warto było skrócić kontrakt we Flensburgu i wrócić do Polski, do Azotów?
– Nie wyjeżdżałem do Niemiec po to aby wyłącznie zarobić pieniądze. Mimo swojego wieku chciałem też spełniać się sportowo. Interesowała nas walka o mistrzostwo i puchar kraju, jak też gra w Lidze Mistrzów. Rozstaliśmy się w dobrych relacjach. Przyszedłem do Puław w konkretnym celu: powrotu drużyny na medalowe podium.
- W zakończonym w niedzielę sezonie 2020/2021 zespół miał również awansować do finału Pucharu Polski oraz zagrać w fazie grupowej Pucharu EHF. Żadnego z tych celów nie udało się niestety osiągnąć. W takich okolicznościach minione rozgrywki były udane dla Azotów?
– W Pucharze EHF odpadliśmy z IFK Kristianstad. Szwedzi to naprawdę bardzo dobra i mocna drużyna. Regularnie grała w Lidze Mistrzów. Odpadliśmy z zespołem ogranym na boiskach Europy. Nie jest to przypadkowa ekipa. Szkoda trochę Pucharu Polski, gdzie w ćwierćfinale nie daliśmy rady Zagłębiu Lubin. W lidze wywalczyliśmy brąz, jesteśmy trzecią siłą w Polsce i jesteśmy z tego bardzo zadowoleni.
- Ma pan też dodatkowy powód do radości: został wybrany najlepszym bocznym rozgrywającym sezonu i zdobył w tej kategorii Gladiatora 2021…
– Bardzo mnie to cieszy. To miłe, że ktoś docenił tę pracę, którą na co dzień wykonuję najlepiej jak potrafię.
- W klasyfikacji strzelców jest pan drugą strzelbą w Azotach: 108 goli w 25 meczach, co daje siódmą lokatę w rankingu snajperów PGNiG Superligi. Lepszy w zespole jest tylko skrzydłowy Andrii Akimenko z dorobkiem 151 trafień i pozycją wicelidera…
– Sport pokazuje, że nie zawsze wygrywają gwiazdy. Trzeba jednak przyznać, że w każdym zespole muszą być liderzy, którzy często wykonują czarną robotę. Cieszę się, że wiele razy mogłem dogrywać piłkę do kolegów w drugiej czy pierwszej linii, a oni zdobywali bramki.
- W marcu przeżyliście zmianę trenera: Larsa Walthera zastąpił Robert Lis. Zasługa za zdobyty brązowy medal powinna być podzielona po połowie pomiędzy obu szkoleniowców?
– Nie chcę się wypowiadać o okolicznościach zmiany. Każdy z trenerów wykonał swoją pracę i miał wkład w końcowy sukces.
- Zostaje pan na kolejny sezon w Azotach, tak stanowi kontrakt. Odchodzą prawy rozgrywający Michał Szyba i prawoskrzydłowy Mateusz Seroka. Ich miejsce zajmą odpowiednio Austriak Boris Żivković i Dawid Fedeńczak. Być może do Puław zawita jeszcze obrotowy Ryszard Landzwojczak z MMTS Kwidzyn. Jak można ocenić te roszady?
– Trudno w tej chwili mówić, jaka będzie siła nowej drużyny Azotów. Ostatnio zaczęła żyć informacja o upadłości klubu z Kwidzyna. Nic dziwnego, że zawodnicy zaczęli szukać nowych pracodawców. Okazało się, że ostatecznie klub się utrzymał w krajowej elicie i zawodnicy cofnęli swoje decyzje. Poczekamy jak rozwinie się sytuacja z obrotowym.
- Wszystko wskazuje na to, że nowy sezon rozpoczniecie już w nowo wybudowanej hali?
– Mamy taką nadzieję. Choć jeszcze nie mamy konkretnego grafika przygotowań do nowych rozgrywek, to wierzymy, że już w lipcu zaczniemy pracę w okazale prezentującym się nowym obiekcie i w nim też będziemy rozgrywać mecze.