Pochodzący z Dorohuska pięściarz może uznać ten rok za bardzo udany. Stoczył w nim trzy pojedynki i wszystkie zakończyły się jego wyraźnymi zwycięstwami. Zrobił też krok w swojej karierze i w końcówce roku zamienił Starą Szkołę Boksu Lublin na hiszpańskie Elche
Poważne boksowanie zaczął w marcu, kiedy w Dzierżoniowie pokonał Adama Kolarika. Jedyny zawód może wiązać się z tym, że nie zdołał tej walki zakończyć przed czasem. Trzeba jednak zaznaczyć, że przegrana w Dzierżoniowie jest pierwszym takim wydarzeniem w karierze Czecha. – Czułem się bardzo dobrze w tym pojedynku. Mimo zwycięstwa jestem jednak niezadowolony ze swojej postawy, bo w moich ciosach zabrakło szybkości. Gdybym ją dodał, to Czech miałby problem, aby dotrwać do końca pojedynku. Być może podchodzę do swoich walk ze zbyt dużą agresją. W moim boksie trzeba więcej chłodnej głowy. Czuję, że mam dużo mocy i kondycji, ale jeszcze nie potrafię tego wykorzystać – powiedział w rozmowie z ringpolska.pl Michał Soczyński.
Kolejny raz między liny wszedł we wrześniu, aby zmierzyć się z Adamem Valentinem. – To przeciwnik, który w rankingach jest notowany znacznie wyżej niż ja. W swoim rekordzie nie ma jeszcze porażek, co świadczy o jego klasie. W mojej ocenie to zawodnik z bardzo wysokiej półki – przekonywał przed walką Michał Soczyński.
Ring w Radomsku bardzo szybko pokazał jednak, że patrzenie na rekordy nie zawsze pozwala obiektywnie ocenić klasę rywala. Pięściarz z Dorohuska stoczył jeden z lepszych pojedynków w swojej karierze i gładko pokonał na punkty renomowanego przeciwnika.
Soczyński kontrolował ten pojedynek przez pełne 6 rund. Już w pierwszej sprytnie oszukał Słowaka i lewą ręka mocno trafił go w głowę. W końcówce premierowej odsłony natomiast najpierw trafił przeciwnika w wątrobę, a później dołożył cios na głowę. W drugiej rundzie Polak pokazał kolejne ciekawe ciosy, tym razem skupiając się na uderzeniach podbródkowych. Był również dużo szybszy od potężnie zbudowanego Słowaka, co było dodatkową przewagą dla zawodnika z Dorohuska. Trzecia runda wyglądała bardzo podobnie do poprzednich. Już na jej samym początku Valentin przeżywał ciężkie chwile i wydawało się, że jest bliski wylądowania na deskach. Przetrwał, ale było wiadomo, że w dalszej części pojedynku będzie musiał szukać już tylko ciosu nokautującego, bo nie ma szans wygrać na punkty. I rzeczywiście zaczął to robić, a w czwartej rundzie nawet trafił mocniej Soczyńskiego. Ten jednak boksował bardzo mądrze, a w gorszych chwilach po prostu uciekał do klinczu. Nie można jednak powiedzieć, że stracił kontrolę nad pojedynkiem. Nadal był pięściarzem zdecydowanie bardziej aktywnym i prezentującym wyższą klasę sportową. Sędziowie również mieli to samo zdanie i w komplecie wskazali Polaka jako triumfatora pojedynku. Dwóch z nich punktowało 60:54, a jeden 59:55.
Na koniec roku Soczyński wreszcie pokazał się kibicom w województwie lubelskim. W Puławach pokonał gładko Alessandro Jandejska. Był to jego pierwszy występ pod okiem Gabriela Sarmiento i Ricky Pow’a, którzy zajęli się młodym Polakiem po jego przeprowadzce do Hiszpanii. – Jestem bardzo zadowolony, bo mam okazję sparować z zupełnie nowymi zawodnikami, innymi stylami boksowania. Jest ciężko, ale wiedziałem, że tak będzie i na to się nastawiałem. Nikt mnie nie musi gonić do roboty, wiem po co przyjechałem na południe Hiszpanii – wyjaśnia Soczyński.
Walka w Puławach była dla pięściarza z Dorohuska bardzo przyjemna. Pierwsze chwile pojedynku przebiegały bardzo spokojnie, co jest w przypadku Soczyńskiego sporą nowością. Pięściarz z naszego regionu zazwyczaj rzucał się na swoich przeciwników i z furią nacierał na nich w początkowych rundach. Tym razem jednak Soczyński był jak chirurg, który kolejne ruchy wykonuje w bardzo precyzyjny sposób. Kolejne ciosy były niezwykle dokładne i nie było już tradycyjnego dla „Soczka” zadawania uderzeń na oślep. Dość nieoczekiwanie w drugiej rundzie Czech nagle opadł z sił i walczył o dotrwanie do końcowego gongu. Zabrakło mu kilkudziesięciu sekund – przewaga Soczyńskiego była już tak ogromna, że sędzia nie miał wyboru i przerwał pojedynek.
W 2023 r. nasz pięściarz powinien wykonać kolejne kroki w swojej karierze, być może włącznie z walką o jakiś istotny pas. Szkoda, że już nie w barwach Starej Szkoły Boksu Lublin. Jego decyzję jednak należy uszanować i kibicować w kolejnych pojedynkach.