W walce wieczoru Lukas Dekys pokonał na punkty Michała Leśniaka. Kibiców w Grupa Azoty Arena najbardziej jednak interesował występ Michała Soczyńskiego
Popularny „Soczek” przez większość swojej kariery zawodowej trenował w Starej Szkole Boksu Lublin. Kilka miesięcy temu postanowił jednak zaryzykować i zmienił lokalizację swoich treningów – przeniósł się z Lublina do hiszpańskiego Elche. Tam trafił pod skrzydła dwóch wybitnych szkoleniowców – Gabriela Sarmiento i Ricky Powa. Piątkowa walka z Alessandro Jandejskiem miała być potwierdzeniem dla pięściarza z Dorohuska, tego, że w swojej karierze obrał dobry kierunek.
Pierwsze chwile pojedynku w Puławach przebiegały bardzo spokojnie, co jest w przypadku Soczyńskiego sporą nowością. Pięściarz z naszego regionu zazwyczaj rzucał się na swoich przeciwników i z furią nacierał na nich w początkowych rundach. Tym razem jednak Soczyński był jak chirurg, który kolejne ruchy wykonuje w bardzo precyzyjny sposób. Kolejne ciosy były niezwykle dokładne i nie było już tradycyjnego dla „Soczka” zadawania uderzeń na oślep. Dość nieoczekiwanie w drugiej rundzie Czech nagle opadł z sił i walczył o dotrwanie do końcowego gongu. Zabrakło mu kilkudziesięciu sekund – przewaga Soczyńskiego była już tak ogromna, że sędzia nie miał wyboru i przerwał pojedynek. – Chcę pogratulować moim trenerom, którzy znakomicie przygotowali mnie do tego pojedynku. Dziękuję także trenerowi Władysławowi Maciejewskiemu. Mój plan ten pojedynek zakładał powolne rozbijanie przeciwnika i podkręcanie tempa w kolejnych rundach. Udało mi się to zrealizować, co tylko pokazuje, że moje przygotowania w Elche były bardzo dobre – powiedział tuż po walce na antenie TVP Sport Michał Soczyński, który w Puławach mógł czuć się jak w Dorohusku czy Lublinie. Kibiców na trybunach Grupa Azoty Arena, którzy zdzierali swoje gardła dla „Soczka” było mnóstwo, co z pewnością pomogło mu w prezentowaniu jeszcze lepszej postawy.
Pojedynek Soczyńskiego był jednak jedynie wstępem do najważniejszych walk. Głównym daniem wieczoru było starcie Michała Leśniaka z Lukasem Dekysem. Dziesięciorundowe starcie nie było popisem finezyjnego boksu – obaj pięściarze nie mają aż takich umiejętności, żeby dać niezapomniane widowisko. Było sporo chaosu, ale to Czech kontrolował ten pojedynek. W siódmej rundzie doprowadził nawet do liczenia popularnego „Szczupaka”. Na koniec sędziowie nie mieli wątpliwości i wypunktowali zdecydowane zwycięstwo Dekysa, który w ten sposób zdobył pas Międzynarodowego Mistrza Polski.
W Puławach nie zabrakło też efektownego nokautu. Jego autorem był Damian Jonak. Schodzący powoli ze sceny bokser posłał na deski Argentyńczyka Nestora Davida Camposa w ten sposób, że z ringu znosiły go służby medyczne.
Innym dramatycznym momentem było wyznanie Tomasza Nowickiego. Po przegranej ze Stanisławem Gibadło podzielił się publicznie faktem, że zmaga się z olbrzymią depresją, która uniemożliwia mu normalne treningi. – Słabo trenowałem przed tym pojedynkiem, bo walczyłem z depresją. Na kolejne treningi przychodziłem ze łzami w oczach. Starałem się zmagać z tą chorobą samotnie, ale już wiem, że potrzebuję specjalistycznej pomocy. Nie bójmy się z niej korzystać – apelował na antenie TVP Sport Tomasz Nowicki.