od jednego z mężczyzn, który
Zakrojoną na szeroką skalę akcję przeciwko pseudoparkingowym, którzy grasują na lubelskich parkingach w centrum miasta, rozpoczyna Straż Miejska. Pierwsze uderzenie spodziewane jest w piątek. To wynik publikacji Dziennika na ten temat.
Ale jeszcze wczoraj w centrum miasta nasi reporterzy widzieli mężczyzn wyłudzających pieniądze od parkujących. "Pracowali” przez nikogo nie niepokojeni.
- Bo ci wpie...! Co za zdjęcia tu robisz?! Nie wolno bez mojej zgody! - usłyszał nasz fotoreporter od jednego z mężczyzn, który wraz ze znajomymi obstawiał parking przy ul. Peowiaków.
Na czym będzie polegać zapowiadana przez wiceprezydenta akcja? Pseudoparkingowych mają wziąć pod lupę strażnicy miejscy. - Będą przeganiać osoby, które wymuszają drobne kwoty i karać ich mandatami. I będą to robić do skutku - zapowiada Wojciechowski.
Ta akcja to efekt naszych publikacji na ten temat. 20 czerwca opisaliśmy proceder wymuszania opłat, który od wielu miesięcy trwa na lubelskich parkingach należących do miasta. Czytelnicy pomstowali na władze miasta, Straż Miejską i policję, zarzucając im opieszałość i bezradność.
- Co my możemy? Nasze kompetencje są za małe - tłumaczą się strażnicy. Ich zdaniem problem może rozwiązać wyłącznie policja. Ta z kolei twierdzi, że robi co może, ale sama przyznaje, że z marnym skutkiem.
- Najlepszym rozwiązaniem tego problemu byłoby uporządkowanie kwestii parkingowych przez Zarząd Miasta. Na przykład przez oddanie parkingów w ajencję - uważa podinspektor Ryszard Kolbus, zastępca komendanta miejskiego policji w Lublinie.
Pomysł ten popiera także Wojciechowski, któremu podlega Straż Miejska. Obiecał nam, że w połowie lipca projekt w tej sprawie przedstawi na Zarządzie Miasta.
Tymczasem w ubiegłym tygodniu Janusz Mazurek, drugi wiceprezydent Lublina, oświadczył, że ze względu na pseudoparkingowych samorząd nie będzie zmieniać całego systemu w ściąganiu opłat parkingowych.
- To nie tak. Sprawa jest cały czas dyskutowana - uspokaja wiceprezydent Wojciechowski. Na dowód przywołuje poniedziałkowe posiedzenie Zarządu Miasta, na którym przedstawił swój projekt. - Chodzi o oddanie parkingów w ajencję. Ale pojawiły się głosy, że to stary pomysł, który już był testowany w Lublinie i się nie sprawdził. Mimo tego dalej jestem jego zwolennikiem. Obecnie nad znalezieniem najlepszego rozwiązania pracować będzie Wydział Gospodarki Komunalnej.
Niech odpowie gmina - Prof. Zbigniew Hołda Wydział Prawa UMCS i UJ
\"Parkingowi” mają się dobrze
Mam bilet i popilnuję...
Tuż obok, w cieniu pod drzewem, widzieliśmy jeszcze dwóch "parkingowych”. Na wypadek, gdyby w jednej chwili pojawiło się więcej samochodów. - Pan tu na długo? Mam bilet parkingowy i mogę popilnować auta - to typowe odzywki.
Postanowiliśmy sprawdzić inne parkingi w centrum miasta. Na tym obok Ratusza nie było wyłudzaczy. - Jeszcze niedawno kręciły się tu różne nygusy - opowiada jeden z kierowców, którego pytaliśmy o problemy z parkowaniem. - Mieli jakieś bilety, które wywabiali czy podrabiali. I jednoznacznie sugerowali potrzebę dodatkowej opłaty. "Coś lakier u pana słaby, a tu dużo dzieciaków się kręci. Mogą porysować...” Płaciłem, bo co miałem robić? Złotówka czy dwie to przecież nie majątek. Ale teraz ich nie ma. Może dlatego, że ostatnio więcej tu policji i Straży Miejskiej?
Wyłudzacze pojawili się za to na ul. Obrońców Pokoju. - Podeszły takie trzy porozbijane mordy i powiedziały, że auta popilnują za 3 zł. Jak nie, to będzie porysowane - opowiada jeden z kierowców parkujących teraz na pl. Zamkowym. - Zapłaciłem i tyle. Na policję nie poszedłem, bo co to da?
Zbiórka na wino
Tu, wzdłuż ulicy, rozciągają się dwa place parkingowe. Ludzie idą stąd na cmentarz lub do pracy. To przecież centrum miasta. "Parkingowi”są tutaj ciekawie zorganizowani: w dwie grupy. Ich twarze, poryte bliznami i o kolorze ceraty stołowej wyraźnie wskazują na zamiłowanie do wyskokowych napojów. Niekoniecznie dobrej jakości. Zbierają kasę, idą na wino, wracają, zbierają, idą na wino... i tak od rana do późnych godzin popołudniowych.
Nasi reporterzy na parkingu pojawili kilkanaście minut po godz. 14. "Parkingowi” nie podchodzili do nas, bo byli zajęci innym klientem. Kierowca czerwonego forda wręczył im kilka złotych. Potem byliśmy świadkami kłótni. Wyłudzacze stali na obu parkingach: od strony cmentarza dwóch mężczyzn i kobieta, obok o jednego mężczyznę więcej. Grupy, choć wcześniej ze sobą współpracowały, teraz spierały się o strefy wpływów. Czyli kto ma prawo do jakich samochodów. Przynajmniej tyle zrozumieliśmy, ponieważ większość słów rozpoczynała się na "k” i "j”. W sumie w czasie 20 minut podeszli do trzech parkujących aut. W dwóch przypadkach otrzymali pieniądze.
Ul. Karłowicza, miejsce obok siedziby Wojewódzkiego Zarządu Urządzeń Wodnych i Melioracji. Wjeżdżamy na parking. Od razu pojawia się ok. 45-letni mężczyzna. Ogorzały od słońca, w rozchełstanej koszuli i czapeczce z daszkiem. Trzeźwy i miły. Pomaga zaparkować, wskazuje najlepsze miejsce. Kiedy wysiadamy z samochodu nic nie mówi, ale stoi dostatecznie blisko by odebrać ewentualne monety. Kierowcy są przyzwyczajeni do takiego płacenia.
W siedzibie WZUWiM kilkanaście minut obserwujemy mężczyznę. Pomaga wszystkim parkującym (i wyjeżdżającym - widać dba o swoją dobrą opinię). Dwie osoby mu płacą.
Ostatni na naszej trasie parking mieści się na Krakowskim Przedmieściu, wzdłuż kościoła oo. Kapucynów. Na chodniku kilka osób handluje kwiatami lub rękodziełem. Dwie zbierają pieniądze na życie. Trzy obserwują samochody. Kiedy tylko jakiś parkuje, od razu pojawiają się przy nim. Kiedy kierowca opuści szybę, do środka zagląda niezbyt sympatyczna twarz oferująca pilnowanie. Mało kto odmawia. My trafiliśmy chyba na przerwę obiadową, bo część grupy udała się właśnie do najbliższego sklepu spożywczego.
Niska szkodliwość czynu
Wyłudzanie pieniędzy i groźby: zniszczenia auta i pobicia. To wystarczająco dużo, by udać się do komisariatu nr 1 przy ul. Okopowej. Policjanci pytają o miejsce zdarzenia i o to, czy odczułem, że grożono mi porysowaniem, czy uszkodzeniem auta. - Może pan złożyć zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia.
Chodzi o artykuł 60, paragraf 1. To prowadzenie działalności gospodarczej bez zezwolenia. Co dalej? - Pojedziemy na parking, pan wskaże tego człowieka.
Zostałby wylegitymowany, a sprawa trafiłaby do Sądu Grodzkiego. - A ten stwierdzi niską szkodliwość czynu i na tym się zakończy.
Policjanci wiedzą, że pseudoparkingowi to plaga. - Ludzie mówią, że policja nic nie robi. Po pierwsze, kierowca musi złożyć zawiadomienie, a to niezwykle rzadkie. Po drugie, sądy grodzkie, tak jak wcześniej kolegia, praktycznie nie karzą tych ludzi.
Jeden z policjantów, z którymi rozmawialiśmy, zajmował się kiedyś taką sprawą. - Do kolegium trafiły trzy wnioski. Kolegium stwierdziło znikomą szkodliwość społeczną i nie było żadnej kary. - Potem śmiali się do nas... Z sądami grodzkimi jest identycznie.
Funkcjonariusze dodali jeszcze, że kierowcy bardzo rzadko zgłaszają do nich takie sprawy. - Jednym się nie chce, inni trochę się boją. Zresztą, "parkingowcy” jak tylko widzą radiowóz, od razu chowają się w bramach.
Jak można ukrócić ten proceder? Zdaniem policjantów, jest tylko jedna metoda: Miasto powinno wydawać zezwolenia na działalność gospodarczą na takich parkingach. Tak jest np. przed dworcem PKP. Prowadzi go legalna firma i nie ma żadnych kłopotów. Oni sami wszystkiego pilnują.
Radomir Wiśniewski